Stany Zjednoczone znacząco zwiększyły swój udział w światowym handlu bronią, Rosjanie zdecydowanie przystopowali, a kraje z Bliskiego Wschodu zaczęły zbroić się na potęgę. To najważniejsze wnioski płynące z najnowszego raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem. Szwedzcy specjaliści porównali globalny handel bronią w dwóch okresach: latach 2009–2013 oraz 2014–2018. Dla Polski w raporcie nie ma zbyt wielu dobrych wiadomości. Nie znaleźliśmy się nawet w pierwszej dwudziestce piątce światowych eksporterów broni i wojskowego wyposażenia, tymczasem nasi sąsiedzi z południa – Czesi – są na 19 miejscu.
Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (Stockholm International Peace Research Institute, SIPRI) co roku prezentuje kilkanaście mniejszych i większych raportów, ale to dwa z nich szczególnie przykuwają uwagę żołnierzy i specjalistów z branży na całym świecie. Pierwszy dotyczy wydatków obronnych poszczególnych państw i ukazuje się zazwyczaj w maju, a drugi – trendów w światowym handlu bronią. Ten dokument publikowany jest w marcu i właśnie kilka dni temu SIPRI ogłosił najnowsze dane.
W tegorocznej analizie światowego importu i eksportu broni oraz wyposażenia wojskowego, szwedzcy specjaliści zestawili ze sobą dwa okresy: lata 2009-2013 oraz 2014-2018. Z takiego porównania nasuwają się trzy najważniejsze wnioski. Pierwszy: Stany Zjednoczone znacząco – bo z 30 do 36 procent – zwiększyły swój udział w światowym handlu bronią. Pozycja Ameryki nie powinna jednak nikogo dziwić, skoro trzy największe na świecie koncerny zbrojeniowe pochodzą właśnie z USA. Mowa o Lockheed Martinie, Boeingu i Raytheonie (kolejność nie jest przypadkowa). W 2017 roku, gdy łączna sprzedaż broni na świecie sięgnęła około 400 mld dolarów, amerykańskie firmy sprzedały broń za 226 mld dolarów (to 57 proc. globalnego rynku). Wymieniona trójka zgarnęła prawie połowę tej sumy – około 100 mld.
W zestawieniu przygotowanym przez SIPRI nie dziwi również pozycja Rosji. Drugi z wniosków raportu dotyczy właśnie wschodniego mocarstwa, które plasuje się na drugim miejscu światowego rankingu. Tym razem jednak z bardzo wyraźnym spadkiem sprzedaży – o 6 procent. W latach 2009-2013 rosyjski udział w światowym handlu bronią wynosił 27 proc., tymczasem w latach 2014-2018 już tylko 21 proc. To przede wszystkim efekt międzynarodowych sankcji nałożonych na Moskwę w związku z aneksją Krymu oraz działaniami militarnymi prowadzonymi przeciwko Ukrainie. Ale nie tylko. Eksperci wskazują, że Rosja traci rynki zbytu także w związku z bardzo ekspansywną polityką Chin, które mocno rozwinęły swój przemysł obronny i zdobywają rynki zbytu w Azji i Afryce. Konkurencją dla naszego wschodniego sąsiada są również wschodzący gracze, czyli m.in. Turcja oraz Korea Południowa, które również sporo zainwestowały w swoje zbrojeniówki i powoli zaczynają zbierać owoce. Turcja w latach 2014-2018 zwiększyła swój udział w światowym eksporcie broni o 170 proc. (w porównaniu do lat 2009-2013), a Korea Południowa o 94 procent. A przecież awans w światowym rankingu nie jest łatwy, skoro aż 75 procent rynku jest podzielone między pięć państw: USA (36 %), Rosja (21 %), Francja (6,8 %), Niemcy (6,4 %) oraz Chiny (5,2%).
Raport SIPRI poświęcony eksportowi i importowi broni w ostatnich czterech latach pokazuje jeszcze jeden bardzo ciekawy trend – zbrojenie się Bliskiego Wschodu. Słupki mówią same za siebie: Arabia Saudyjska – 192%, Egipt – 206%, Irak – 139%, Katar – 225%, Izrael – 354%, Oman – 213%, Kuwejt – 348%. O tyle, w stosunku do lat 2009-2013, państwa regionu zwiększyły w ostatnich czterech latach swój import uzbrojenia. Procenty przekładają się na miliardy dolarów zainwestowane w pozyskanie nowoczesnych systemów uzbrojenia (głównie amerykańskiego, ale nie tylko). Czy zwiastuje to kolejną, bliskowschodnią wojnę? Analitycy są pełni obaw, że właśnie tak może się stać.
Ze szwedzkiego raportu nie płyną zbyt dobre wiadomości dla Polski. Owszem, zauważono, że kupiliśmy amerykańską broń, w tym systemy rakietowe Patriot oraz rakiety JASSM, ale jeśli chodzi o eksport, to Polski nie ma nawet w pierwszej 25. światowych dostawców. Za to na przykład na 19. miejscu są Czesi. Zdecydowanie nie jest to dla nas powody do dumy. Z całym szacunkiem dla naszych sojuszników z Pragi, uważam jednak, że polska zbrojeniówka ma nie tylko o wiele większy potencjał, ale też produkty, które powinny znajdować klientów na całym świecie. Karabinki Grot, moździerze Rak, transportery Rosomak, armatohaubice Krab, pociski przeciwlotnicze Piorun czy wszelkiego typu radary to naprawdę konstrukcje, których nie musimy się wstydzić. Dlaczego więc nie potrafimy ich sprzedawać innym armiom na świecie? Szczególne bolesne są porażki w walce o zamówienie od naszych najbliższych sojuszników, Litwinów, Słowaków czy Węgrów. Kiedyś zasłaniano się argumentem, że najpierw produkt musi trafić do służby w polskiej armii, bo potencjalni nabywcy o to właśnie pytają podczas rozmów handlowych (trudno się dziwić, że chcą mieć coś sprawdzonego przez innych żołnierzy). Teraz jednak, gdy polskie wojsko używa już Krabów, Raków czy Grotów, takie tłumaczenie nie jest już raczej przekonujące.
komentarze