#ObliczaArmii – O tym, jak misje zmieniły nasze siły zbrojne, napisano już wiele artykułów. Temat misji stał się również motywem przewodnim setek prac licencjackich, magisterskich i doktorskich. Nic w tym dziwnego. Najpierw Bałkany, potem pięć lat obecności dużego kontyngentu w Iraku i 13 lat w Afganistanie „upowszechniło” doświadczenie misyjne, a właściwie bojowe, wśród oficerów, podoficerów i szeregowych. Co prawda żołnierzy wysyłano na misje już od 1953 roku, jednak do połowy lat 90. XX wieku było to raczej doświadczenie nielicznych (w stosunku do ówczesnej liczebności wojska). Wysyłano spore kontyngenty na misje ONZ do Syrii i Libanu, lecz przez długi czas służyła tam pewna grupa tych samych żołnierzy. Można więc było spotkać wojskowych po misji ONZ, którzy szczycili się doświadczeniem uzyskanym podczas kilku lub nawet kilkunastu zmian w takim kontyngencie.
Należy jednak uznać, że dopiero Irak i Afganistan zmieniły nasze wojsko. Nie mam tu na myśli wyłącznie zmian w wyposażeniu. Bo misja faktycznie wymusiła takie zmiany, na przykład opancerzenie pojazdów używanych do transportu żołnierzy oraz eskortowania kolumn. Opancerzenie pojazdów Star-944 improwizowano wykonując dodatkowe ścianki przy burtach pojazdów i wypełniając przestrzenie między nimi kamieniami, piaskiem i betonem. Jest to metoda w miarę skuteczna, z powodzeniem stosowana w Wojsku Polskim już w 1920 roku przy adaptowaniu wagonów-węglarek do roli improwizowanych pociągów pancernych. Pojazdy Honker modyfikowano w Iraku do standardu Skorpion-3, montując dostarczone z kraju osłony pancerne i wykładzinę przeciwodłamkową. Jednak nazwanie Skorpiona-3 pojazdem opancerzonym wymagało sporej dozy wisielczego humoru. Wiem, bo jeździłem nim w eskortach konwojów poza bazą.
Ale ważna jest również zmiana opinii o nas samych. Misje dały żołnierzom okazję do porównania się z wojskami innych państw. Z ich wyszkoleniem, procedurami i sposobami działania. Pozwoliły nam zweryfikować wiele stosowanych zasad i ustaleń.
Działanie taktyczne na poligonie zawsze jest nacechowane jakąś umownością. Umowny jest przeciwnik, umowne jest jego oddziaływanie na nas. Realnym „przeciwnikiem” jest z reguły pogoda i teren, nie licząc oczywiście osób kontrolujących działania. Ale nawet jak czegoś zapomnieliśmy zabrać na poligon, dowożono to z koszar przy jakiejś okazji. Byliśmy takim koszarowo-poligonowym wojskiem o specyficznych priorytetach. Kiedyś, dawno temu, wytłumaczył mi jeden z przełożonych: „Z drobiazgu robimy aferę, a aferę wyciszamy do rozmiarów drobiazgu”. Moją uwagę, że w efekcie mamy w miesiącu 20 afer i jeden drobiazg, zbył milczeniem.
W Iraku i Afganistanie ponad 20 tysięcy oficerów, podoficerów i żołnierzy zmierzyło się z rzeczywistymi problemami i zagrożeniami, z realnym przeciwnikiem oraz, podobnie jak w kraju, z warunkami klimatycznymi i terenem. To zmieniło priorytety. Drobiazg był dalej drobiazgiem, a problem pozostawał problemem, który trzeba było rozwiązać (czy też, jak kto woli, afera pozostawała aferą). Czyli, paradoksalnie, w nienormalnych warunkach (misja nigdy nie jest i nie będzie „normalnymi warunkami”) zaczynało być normalnie. Żołnierz wyrobił sobie bojowe nawyki, poznał wagę czy znaczenie na przykład ubezpieczenia (Force Protection). Potrafił nie rozstawać się z bronią przez 24 godziny na dobę, co samo w sobie jest niesamowitym przeżyciem w porównaniu z życiem koszarowym, gdzie broń jest ukryta w magazynie. I „potrafił” tej broni nie zgubić.
Podczas pobytu na misjach – w Polskim Kontyngencie Wojskowym KFOR w Kosowie, PKW Irak i PKW ISAF w Afganistanie – służyłem w logistyce. A konkretnie w NSE, czyli w National Support Element (Narodowy Element Wsparcia). Zdaję sobie sprawę, że czasami skrót NSE jest rozwijany jako „Non Support Element”. Jednak, jak mogłem zaobserwować, logistycy starali się, aby owo rozwinięcie było wyłącznie dowcipem. Misje zmieniły również żołnierzy logistyki. Dotychczasowe skojarzenie logistyka z podtatusiałym brzuchaczem o wąskiej specjalności straciło rację bytu. Ograniczona liczba etatów NSE wymusiła na żołnierzach to, by byli uniwersalni. Obecnie podoficer czy szeregowy logistyki musi mieć sporo uprawnień specjalistycznych: do obsługi podnośników widłowych, agregatów, kuchni, cystern paliwowych i wodnych i tym podobne, a do tego prawo jazdy kategorii B, C, C+E. Musi też mieć nawyki i umiejętności bojowe, na przykład posługiwania się 7,62 mm karabinem maszynowym PK. I być przygotowany do wykonywania zadań niekoniecznie logistycznych, choćby w ramach Force Protection. Funkcjonujący do tej pory system przyporządkowania żołnierzowi maksymalnie dwóch specjalności wojskowych powoli staje się niewystarczający i anachroniczny.
Żołnierz po misji zna swoją wartość. Jak słusznie zauważyła nasza noblistka Wisława Szymborska: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Nie ma w warunkach służby w koszarach czy na poligonie takich możliwości zweryfikowania żołnierzy, jakie daje służba w kontyngencie. I właśnie ci żołnierze z doświadczeniem bojowym z PKW Irak czy PKW ISAF są dzisiaj chyba największym atutem Sił Zbrojnych RP.
komentarze