Równie stare jak fotografia jest powiedzenie, że jedno zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów. Prawdę tę potwierdza otwarta właśnie w Centrum Weterana Działań Poza Granicami Państwa wystawa zatytułowana „Cztery minuty”.
Autorką wystawy jest Kamila Dobrowolska, młoda artystka fotografik, dla której prezentowane w Centrum zdjęcia pierwotnie miały stanowić pracę dyplomową. Słuchając tego, co opowiedziała w czasie wernisażu, można się było przekonać, że praca nad zdjęciami i sama idea stały się czymś znacznie ważniejszym. Bohaterami zdjęć są weterani misji zagranicznych. Do misji nawiązuje też tytuł wystawy. Owe cztery minuty to czas trwania połączenia telefonicznego z numerem stacjonarnym, do jakiego raz dziennie mieli prawo misjonarze chcący porozmawiać z bliskimi pozostającymi w kraju.
Wartość i oryginalność wystawy wynika z kilku powodów. Przede wszystkim sama autorka, która nigdy nie była na misji. Jej kontakt ze środowiskiem weteranów i tematem misji, co podkreślała w czasie wernisażu, był dość przypadkowy. Ale dzięki temu podejście artystki do fotografowanych osób i ich historii jest świeże i nieszablonowe, co widać gdy patrzy się na fotografie.
Drugim atutem jest sposób przedstawienia bohaterów. Na zdjęciach zestawionych w pary zostali przedstawieni misjonarze i miejsca lub szczegóły, które nawiązują do ich opowieści. Jedną z takich par tworzą fotografia małżeństwa z Ełku, które było na misji i zdjęcie okna, na szybie którego odciśnięty był ślad nosa córki czekającej na ich powrót do domu. Dziecko tak intensywnie wypatrywało rodziców, że gdy ci stanęli wreszcie przed domem, pierwszym co zobaczyli, było zaparowane okno, a na nim odciśnięty ślad nosa córeczki.
Równie ciekawa jest para zdjęć opowiadających historię plutonowego Szymona Mutwickiego, uczestnika I zmiany w Afganistanie, którego autorka z racji postury i usposobienia określiła jako „dużego, ciepłego misia do przytulania”. Jego przeżycia misyjne sprawiły, że po powrocie zakończył służbę wojskową. Na zdjęciu widać jego zwaliste plecy i oddalającą się postać; osobę próbującą pozbyć się ciężaru przeżyć i szukającą schronienia w lesie. Każda kolejna para fotografii, których w sumie jest osiem, opisuje osobiste historie weteranów.
Wyjątkowość tej wystawy tworzy zarówno klimat zdjęć, które wykonane zostały aparatem analogowym na czarno-białej kliszy, jak i ujęcie samego tematu. Autorka spotykała swoich bohaterów w ich naturalnym środowisku w kraju. Mimo że opowiadali jej o tym, co przeżyli i jak zapamiętali misję, fotografowani byli w Polsce, w miejscach przez nich wybranych i dla nich ważnych czy wyjątkowych. To sprawia, że słuchając ich historii opowiedzianych przez Kamilę Dobrowolską, można było odnieść wrażenie, że bohaterowie zdjęć to ludzie żyjący w dwóch równoległych światach – tym codziennym polskim, i tym nieco innym, bardziej subiektywnym, bo utrwalonym we własnej pamięci i przeżyciach – misyjnym.
Patrząc na to, jak dużo w ostatnich latach powiedziano i napisano o polskim udziale w misjach zagranicznych, może się wydawać, że jest to temat dobrze znany i coraz mniej ciekawy. Tymczasem wystawa młodej artystki będącej na początku swojej drogi artystycznej i życiowej pokazuje, że jest inaczej. Patrząc na zdjęcia widać, jak wiele jest jeszcze do opowiedzenia. Świeżość spojrzenia, jakie zaprezentowała pani Kamila Dobrowolska, udowadnia, że wciąż można podejść do tematu misji i środowiska misjonarzy w sposób wyjątkowy i ciekawy. Co warte podkreślenia, autorka wielokrotnie powtarzała, że jej bohaterowie to ludzie szczęśliwi i spełnieni. Ona sama także nie kryła radości z faktu, że projekt, którego realizacji podjęła się właściwie z przypadku, nie tylko spełnił jej oczekiwania, ale podoba się środowisku o którym opowiada. Dzięki rozmowom, które poprzedzały wykonanie zdjęć, poznała wielu wyjątkowych ludzi tylko na pozór wydających się zwyczajnymi.
To kolejna wystawa fotografii zaprezentowana w Centrum Weterana. Jest jednak bodaj pierwszą, której autor nie jest misjonarzem i nie był na misji. Może także z tego powodu silnie oddziałuje na wyobraźnię i percepcję zwiedzających. Niewątpliwie warto zobaczyć tę wystawę, by samemu zmierzyć się z wymową zdjęć i odczuć niedosyt…, że jest ich tak mało.
komentarze