Choć w kończącym się roku nie zabrakło wartych setki milionów złotych kontraktów na nowy sprzęt i uzbrojenie dla naszej armii, jak chociażby zakup samolotów szkoleniowych AJT lub pocisków manewrujących dalekiego zasięgu JASSM, to największe, liczone w dziesiątki miliardów złotych umowy nasza armia będzie dopiero zawierać – pisze Krzysztof Wilewski, publicysta portalu polska-zbrojna.pl.
Łatwo można było przewidzieć, że po ogłoszeniu dwa lata temu imponującego planu modernizacji naszej armii, który Ministerstwo Obrony Narodowej wyceniło na ponad sto trzydzieści miliardów złotych, opinia publiczna będzie niecierpliwie oczekiwała natychmiastowych efektów. Spodziewano się więc, że już w 2014 roku dojdzie do podpisania wszystkich wielomiliardowych kontraktów zbrojeniowych na nowe okręty podwodne, śmigłowce wielozadaniowe i zestawy rakietowe obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej średniego zasięgu. A ponieważ tak się nie stało, pojawiają się głosy, iż „modernizacja mocno się ślimaczy”. To jednak opinie nie tylko fałszywe, ale przede wszystkim mocno zakłamujące rzeczywistość.
Bo wbrew przytaczanym opiniom, w 2014 roku zawarto sporo istotnych, często liczonych w setki miliony złotych, kontraktów. Nasza armia w tym roku kupiła bowiem nie tylko nowe samoloty szkolenia zaawansowanego, które zastąpią wysłużone Iskry, pociski manewrujące dalekiego zasięgu JASSM oraz drugi Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy.
W 2014 roku zamówiliśmy również wyczekiwaną, logistyczną wersję Rosomaka – czyli wozy rozpoznania technicznego. Podpisano też umowy na dostawę 155-milimetrowej amunicji do Krabów i Krylów oraz 120-milimetrowej przeciwpancernej amunicji do Leopardów. Amunicja będzie polskiej produkcji, co ma – w razie wojny – kolosalne znaczenie. Zdecydowanie lepiej jest bowiem kupować w kraju używaną przez naszą armię amunicję i broń, a nie gdzieś na drugim końcu świata.
Poza tym ruszyło w tym roku kilka bardzo ważnych prac badawczo-rozwojowych, w tym kolejny etap „Tytana”, który ma przenieść naszych żołnierzy na cyfrowe pole walki, oraz projekt polskiego pływającego bojowego wozu piechoty. Tego ostatniego zadania podjęło się konsorcjum dziesięciu krajowych firm i instytucji naukowo-badawczych.
Oczywiście były w tym roku przetargi, których nie udało się zakończyć powodzeniem i co najgorsze – nie bardzo wiadomo, kiedy nastąpi pozytywny zwrot w ich sprawie. Przykładem jest umowa na modernizację Leopardów 2A4 do standardu 2PL. Przyznaję, że nie bardzo rozumiem, jak polskie firmy mogły tę umowę „położyć”. Skoro armia jasno mówiła „chcemy i mamy pieniądze”, Niemcy zaś, jak zaświadcza generał Mirosław Różański, wcale nie stawiali zaporowych warunków w zakresie transferu technologii, to co się stało, że z przetargu nic nie wyszło? Nadzieja w tym, że od kilku tygodni wszyscy polscy gracze w tej sprawie podlegają pod jednego szefa, prezesa PGZ. Może on przemówi im do rozsądku?!
Wracając do „Kowalskiego” i jego wyczekiwanych kontraktów na śmigłowce, okręty podwodne i zestawy rakietowe, to pewnie, że wolałbym, aby umowy na ich dostawy zostały już sfinalizowane. Wojsko bowiem niecierpliwie czeka na ten nowoczesny sprzęt. Jednak przy kontraktach o tak ogromnej wartości musimy mieć pewność, że wyciśniemy od kontrahenta, który zdobędzie zlecenie, tyle ile się da. Nie tylko dla armii, ale i dla całej gospodarki. Jeśli trzeba więc poczekać kilka tygodni, a może i nawet kilka miesięcy, to dla lepszej oferty chyba warto cierpliwie zaczekać, prawda?
komentarze