Najgorszą rzeczą dla marynarza jest widok spuszczanej bandery w sytuacji, gdy musi on poddać swój ukochany okręt wrogowi. Może oczywiście poderwać swoją jednostkę, by ta nie dostała się przeciwnikowi lub bohatersko zginąć. Może, ale czy musi? Ten dylemat zawisł nad moimi przyjaciółmi z Sił Morskich Ukrainy – pisze komandor rezerwy dr Wiesław Topolski ze Stowarzyszenia Oficerów Marynarki Wojennej RP.
Oglądałem dwa filmy ukazujące ich tragedię. Oba odnosiły się do spraw przejmowania przez Rosjan obiektów SMU. Pierwszy pokazywał moment wyprowadzenia stanu osobowego z dobrze mi znanego budynku w Sewastopolu, Sztabu Głównego SMU. Wszędzie cywile i przede wszystkim agitujące kobiety, by przejść na „naszą stronę”. Ogólnie ludzie rozgorączkowani, podnieceni, a za nimi ludzie z tzw. samoobrony Krymu, a w zupełnym cieniu rosyjscy żołnierze. Ukraińscy oficerowie bez czapek, bez broni osobistej, z jakimiś podręcznymi torbami wychodzili przez ten żywy korytarz pełen rozentuzjazmowanych ludzi i widać było, że próbowali jeszcze coś tłumaczyć. Za chwilę na głównym stanowisku Służby Operacyjnej SMU już rządzili „krymczanie”. Z radością rosyjski dziennikarz otwierał sejfy, wskazywał na główny pulpit kierowania sytuacją operacyjną, mówiąc, że stąd poszedł ostatni meldunek do Kijowa, że porzucono wszystko, w tym i tajne dokumenty. Dodał, że nie ma sprawdzonych informacji, czy dokumenty palono lub niszczono. Straż nad tym miejscem mieli przejąć ludzie z samoobrony wraz z innymi, czytaj: rosyjską armią.
Jeszcze gorsze wrażenie zrobiło na mnie przejęcie przez władze Federacji Rosyjskiej Akademii Sił Morskich Ukrainy, tj. kuźni oficerskich kadr dla młodego ukraińskiego państwa zbudowanej na bazie dawnej, radzieckiej uczelni. Tu również bywałem, rozmawialiśmy z ukraińskimi kolegami o planach wspólnych prac, o wymianie doświadczeń, o budowaniu przyjaźni i zaufania. Teraz patrząc na tę smutną i jakże znamienną procedurę, wspominałem przeszłość i to, że kiedy Ukraińcy przejmowali to WSMW, nikt nie chciał zrywać z imieniem rosyjskiego dowódcy morskiego P. Nachimowa, uznawano, że pod tym imieniem szkolono dobrych fachowców i nie ma co zmieniać. Bo przecież Rosjanin to brat Ukraińca!
Jednak patrząc na film z tej uroczystości, można było dostrzec kilka ważnych i wielce wymownych momentów. Po pierwsze, gdy ukraiński oficer w stopniu kapitana 2 rangu (odpowiednik naszego komandora porucznika) po krótkim podkreśleniu obywatelskiej postawy kadry akademii i jej podchorążych w tych trudnych chwilach wydał komendę do opuszczenia flagi państwowej Ukrainy i bandery jej Sił Morskich przy dźwiękach brzmiącego głośno ukraińskiego hymnu, było słychać silny chór głosów. Gdy już bandera była na dole, podchorąży zaczął ją niezgrabnie zdejmować z linek. W tym momencie rozległy się krzyki z szeregów stojących: Hańba! Wstyd! Podchorąży dalej szarpał się z karabińczykami i wreszcie zaczął składać banderę. Robił to wszystko sam. Starał się zrobić to jak najlepiej umiał… Za chwilę sytuacja się zmieniła. Głos zabrał wiceadmirał Alieksandr Nikołajewicz Fiedotonkow, zastępca dowódcy MW Federacji Rosyjskiej, który w swoim wystąpieniu stwierdził, że decyzją Prezydenta FR z 20.03.12014 zostaje utworzona WSMW P. Nachimowa. Koło historii się zamknęło. Jednocześnie admirał przekazał dowodzenie nowo wyznaczonemu komendantowi WSMW cz.p.o. kapitanowi 1 ranga Aleksandrowi Pietrowiczowi Gielkiewiczowi, który stwierdził, że szkoła ta dała m.in. dwóch z obecnych dowódców rosyjskich flot: Czarnomorskiej i Floty Oceanu Spokojnego. Podkreślił, że trzeba się szykować do obchodów 75-lecia uczelni.
Padła kolejna komenda i głos zabrał wspomniany już cz.p.o. komendanta. Wydał on komendę stanowi osobowemu do podniesienia flagi państwowej i bandery MW Federacji Rosyjskiej. I tu szczegół warty podkreślenia: trzech podchorążych czwartego rocznika, a więc już prawie oficerów, z naszywkami USM przemaszerowało defiladowym krokiem pod flagsztok i z niesamowitą wręcz wprawą rozwinęło rosyjską banderę, czyli andrjejewski fłag. To rozwinięcie to był majstersztyk – bandera pod wpływem sprawnych ruchów faktycznie „wystrzeliła”, rozwijając się w pełną wielkość. Był to zupełnie przeciwstawny obraz do tego ze zdejmowaniem ukraińskiej bandery. Końcowe kadry filmu mówią o wszystkim: młodzi podchorążowie zaśpiewali ukraiński hymn, a orkiestra próbowała ich zagłuszyć. Ten moment, kiedy ich wykładowcy i wychowawcy obwieszeni medalami oraz odznaczeniami bez zająknięcia przeszli, wbrew danej Ukrainie przysiędze, na służbę Rosji, to młode pokolenie Ukraińców będzie pamiętać jako straszną lekcję historii.
Według informacji z ukraińskich źródeł na zablokowanych okrętach SMU zostało jeszcze jedzenia na jedną dobę. W Sewastopolu pod ukraińską banderą jest jeszcze „Sławutycz”, a w Donuzławie duży okręt desantowy proj. 775 „Konstantin Olszanskij” i średni proj. 771 „Kirowograd” (oba zbudowane w Gdańsku!), korweta „Winnica” oraz trałowce bazowe „Czierkasy” i „Cziernigow”.
Jak głosi przekazywana z ust do ust informacja, marynarze ze „Sławutycza” chcieli wysadzić te jednostki, by nie dostały się w ręce Rosjan, ale miejsce bazowania to praktycznie środek miasta, więc by uniknąć strat odstąpiono od tej idei. Pozostały jeszcze cztery okręty w bazie Donuzławie, która ma inne otoczenie, gdzie nie ma gęstej zabudowy i nie ma ludności cywilnej. Tu marynarze, blokowani przez Rosjan, są gotowi spełnić obietnicę zniszczenia swoich okrętów. Po południu 21 marca podjęto próbę przerwania blokady, którą rosyjska flota uczyniła m.in. przez zatopienie przy wejściu do tej bazy czterech własnych jednostek. Na razie brak informacji o dalszym rozwoju wydarzeń.
W miarę upływu czasu, od początku kryzysu na Krymie, strona rosyjska przy zajmowaniu kolejnych ukraińskich jednostek pływających traktowała z coraz większą agresją ich załogi. W Internecie jest sporo zdjęć, gdzie oficerów, chorążych i marynarzy z przejmowanych okrętów Rosjanie traktują jak przestępców. Są oni powaleni na pokład, leżą twarzami do niego, ręce mają położone na karku, a nad nimi uśmiechnięte oczy w wycięciach kominiarek ludzi z krótką bronią w plamiastych mundurach bez odznak przynależności państwowej. Takie sceny przypominają operację antyterrorystyczną w Czeczenii czy akcje zwalczania band w rosyjskich miastach przez osławiony SOBR.
A przecież rosyjski i ukraiński żołnierz to bracia Słowianie, którzy nie tylko żyli pod jednym dachem, w wielu wypadkach kiedyś studiowali razem na tych samych uczelniach wojskowych, a także służyli na tych samych okrętach. Strasznie się robi na duszy, widząc, jak starszy brat, jak mówią o sobie Rosjanie, traktuje swojego młodszego brata, czyli Ukraińca.
autor zdjęć: arch. MON Ukrainy
komentarze