moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Latający Holender pije słoną wodę

Dlaczego marynarze noszą czapki bez daszków i kołnierze z trzema paskami? Kiedy na okręcie należy gwizdać, a kiedy jest to absolutnie niedopuszczalne? I czy rzeczywiście kobieta na pokładzie przynosi pecha? – służba na morzu to także przesądy, legendy i zwyczaje, częstokroć żywe po dziś.


Działo się to w XVII wieku, kiedy holenderscy żeglarze wiedli jeszcze prym na morzach i oceanach. Pewnego dnia port w Amsterdamie opuścił statek dowodzony przez Henrika van der Deckena, starego wilka morskiego, który znany był z krewkiego charakteru. Zamierzał on dotrzeć do Batawii na Jawie. Gdzieś za Przylądkiem Dobrej Nadziei żaglowiec trafił na ogromny sztorm. Huragan i gigantyczne fale miotały nim jak zabawką. Nagle na pokładzie pojawił się promieniejący światłem anioł. Porywczy kapitan, który w dodatku walczył o życie, nie chciał go jednak wysłuchać. Chwycił za pistolet i wypalił. Rozsierdzony anioł rzucił na niego klątwę. Odtąd statek miał się bez końca tułać po świecie, a napotkanym jednostkom zwiastować nieszczęście.

Historia Latającego Holendra to chyba najsłynniejsza z morskich legend. Żeglarze przywoływali ją, gdy trzeba sobie było wytłumaczyć pojawiające się na różnych szerokościach geograficznych miraże. I choć jej złowieszczy urok zdążył już nieco przyblaknąć, nadal może symbolizować prawdę starą, jak samo żeglarstwo. Ludzie morza są przesądni, a jednocześnie skłonni do pielęgnowania tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W tym świecie często nawet najdrobniejsze aspekty życia są w niej głęboko zakorzenione, a rzeczy pozornie błahe skrywają w sobie pasjonujące opowieści.

Przykład pierwszy z brzegu: marynarski mundur. – Marynarze noszą czapki pozbawione daszków. To zwyczaj wywodzący się jeszcze z czasów, kiedy po morzach pływały żaglowce. Takie nakrycie głowy dawało lepsze pole widzenia podczas wspinania się na maszty – tłumaczy st. chor. mar. Grzegorz Matoga z załogi ORP „Błyskawica”, historycznego niszczyciela, który dziś pełni funkcję okrętu – muzeum. Podobna historia wiąże się z marynarskim kołnierzem. – W dawnych czasach żeglarze przeważnie nosili długie włosy. Wiązali je w warkocze, które dodatkowo smarowali tak zwaną smołą sztokholmską. Włosy miały minimalizować skutki uderzenia szablą w kark – wyjaśnia st. chor. mar. Matoga. Problem w tym, że brudziły bluzę. – Aby tego uniknąć, marynarze zaczęli zakładać specjalne chusty – zaznacza st. chor. mar. Matoga. Swoje wytłumaczenie mają też widniejące na kołnierzu trzy paski, choć akurat w tym wypadku sprawa jest niejednoznaczna. – Jeśli zapytamy o to Brytyjczyka, powie, że to pamiątka po trzech zwycięskich bitwach admirała Nelsona, Rosjanin będzie tłumaczył, że chodzi o trzy bitwy admirała Uszakowa. Według tradycji francuskiej to symbol zaliczenia podczas służby trzech oceanów – wylicza st. chor. mar. Matoga.

Luźna bluza ma związek z przymusowym wcielaniem do załogi. – Kiedyś niełatwo było o ochotników skłonnych wybrać się w trwający wiele miesięcy rejs. Aby ich pozyskać, nierzadko trzeba było podstępu – opowiada st. chor. mar. Matoga. Bosman w asyście rosłych marynarzy szedł do portowej tawerny, wyławiał z tłumu kandydata, stawiał mu piwo, a na dno kufla wrzucał monetę. Delikwent chcąc ją zdobyć, musiał wypić trunek. Po kilku szklanicach zwalał się pod stół. – Wtedy marynarze wciągali na jego głowę worek i przenosili go na pokład. Kiedy delikwent się budził, statek był już na pełnym morzu. Koledzy z załogi wycinali w worku otwory na głowę i ręce. Tym sposobem świeżo upieczony członek załogi zyskiwał pierwszą bluzę – tłumaczy st. chor. mar. Matoga. Spodnie marynarzy są u dołu szerokie, by można je było podwinąć przy wysiadaniu z szalupy. Nie bez przyczyny też ich przód został wyposażony w specjalną klapkę zapinaną na guziki. Według jednej z legend w czasach, gdy spodnie nie miały jeszcze takiego zabezpieczenia, jednemu z brytyjskich marynarzy wysunęło się z nich to, co akurat powinno być zakryte. Sytuacja była o tyle krępująca, że okręt, na którym służył, był akurat wizytowany przez królową Elżbietę I…

Inna tradycja wiąże się ze sposobem wchodzenia na stojący w porcie okręt. Można to robić tylko po trapie. Zdarza się, że towarzyszy temu świst trapowy – marynarze używają gwizdków, by oddać honory oficerowi. – Ale świst może towarzyszyć też wejściu na pokład chorążego, pod warunkiem, że jest on dowódcą samodzielnej jednostki – tłumaczy st. chor. mar. Matoga. To również bardzo stara tradycja. W dawnych czasach zdarzało się, że zapraszani na żaglowiec starsi wiekiem oficerowie nie byli w stanie wspiąć się na pokład po drabince. Byli wówczas wciągani w specjalnym koszu. – Gwizdkami członkowie załogi regulowali tempo podciągania liny – wyjaśnia st. chor. mar. Matoga.

Ale gwizdanie na okręcie może przynieść pecha. – Na morzu może ono wywołać sztorm. Dlatego pod żadnym pozorem nie należy tego robić – zaznacza kpt. mar. Piotr Wojtas z 3 Flotylli Okrętów. W dawnych czasach, aby uspokoić wzburzone morze, trzeba było z pokładu wyrzucić nową parę butów. Ciśnięcie do morza butów starych pomagało wywołać potrzebny żaglowcom wiatr.

Inna rzecz to wznoszone na okrętach i statkach toasty. W mesie należy to robić na siedząco. Choć należy dodać, że obecnie zdarza się to stosunkowo rzadko. Spożywanie alkoholu na okrętach jest dopuszczalne tylko w wyjątkowych okazjach. – Jeśli marynarze piją po służbie, na lądzie, trzeci toast powinien zostać wzniesiony „tym, co na morzu”. I zawsze inicjuje go najmłodszy w towarzystwie – tłumaczy kpt. mar. Wojtas. Niedopuszczalne jest też odpalanie papierosa od płonącej świeczki. – Według jednego z przesądów, w takim momencie ginie ktoś na morzu – zaznacza kpt. mar. Wojtas i dodaje: – Nie spotkałem marynarza, który by palił i nie przestrzegał tej zasady.

Do nieco świeższych zwyczajów należy też ozdabianie okrętów wizerunkami zwierząt. W przypadku ORP „Czernicki” jest to wielbłąd: pamiątka po udziale w operacji przeciwko Irakowi w Zatoce Perskiej. Na okrętach hydrograficznych widnieje pingwin i niedźwiedź polarny. – To pamiątka z wypraw na Spitsbergen, które odbywały się w ramach współpracy z Polską Akademią Nauk – tłumaczy kpt. mar. Wojtas.

Nieco inne obyczaje panują na okrętach podwodnych. – Tutaj na przykład nie przyjął się świst trapowy – wyjaśnia kmdr ppor. Tomasz Witkiewicz, dowódca ORP „Sęp”. Najbardziej znanym zwyczajem jest chrzest osób, które po raz pierwszy zanurzają się na ich pokładach. – Muszą one wypić wodę z głębokości, na jaką zszedł okręt – podkreśla kmdr ppor. Witkiewicz. Doświadczają tego zarówno świeżo upieczeni członkowie załogi, jak i goście – bez względu na to, czy noszą mundur i jaką piastują funkcję.

Tradycja chrztu morskiego zachowała się też na okrętach nawodnych. Jest praktykowana przy bardzo różnych okazjach. – Podczas misji natowskiego zespołu sił obrony przeciwminowej miałem okazję oglądać taką uroczystość na pokładzie holenderskiego okrętu HNLMS „Makkum” – wspomina kpt. mar. Wojtas. – Marynarze, którzy byli na misji po raz pierwszy, a także ci, którzy zapomnieli certyfikatu z poprzedniego chrztu, musieli m.in. wskoczyć do morza. Oczywiście byli zabezpieczeni liną, ale i tak należy to uznać za spore wyzwanie, bo Bałtyk miał wówczas może sześć stopni – opowiada kpt. mar. Wojtas. Zaraz jednak dodaje, że podczas uroczystości równie dobrze bawili się chrzczeni, jak i ci, którzy chrzcili.

Do niedawna wśród załóg żywy był przesąd, że kobieta na pokładzie przynosi pecha. Wyjątek stanowiła matka chrzestna. Rodowód tego zabobonu jest bardzo stary, a jego źródło niejednoznaczne. Ponoć w zamierzchłych czasach marynarze utożsamiali statek właśnie z kobietą. Miałoby o tym świadczyć podobne brzmienie wyrazów „she” i „ship”. Niewiasta na pokładzie mogłaby wywołać jego zazdrość i sprawić, że przestanie być posłuszny marynarzom. – Dziś oczywiście przesąd odszedł w zapomnienie. Kobiety można spotkać w załogach okrętów. Radzą sobie bardzo dobrze – podsumowuje kpt. mar. Wojtas.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Marian Kluczyński

dodaj komentarz

komentarze

~płk Walter
1388500920
Bardzo interesujący (dla "wilka lądowego") artykuł. Dobre tradycje i zwyczaje powinny być kultywowane nie tylko w Marynarce Wojennej, ale we wszystkich Rodzajach Sił Zbrojnych.
7D-56-BE-57

Rehabilitacja poprzez sport
 
Świadczenie motywacyjne także dla niezawodowców
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Podchorążowie lepsi od oficerów
Ryngrafy za „Feniksa”
W drodze na szczyt
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Wybiła godzina zemsty
Kluczowa rola Polaków
Zrobić formę przed Kanadą
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Wiązką w przeciwnika
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polskie Pioruny bronią Estonii
Zmiana warty w PKW Liban
Wkrótce korzystne zmiany dla małżonków-żołnierzy
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Posłowie o modernizacji armii
Ciało może o wiele więcej, niż myśli głowa
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Chirurg za konsolą
Miliardy dla polskiej zbrojeniówki
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Czworonożny żandarm w Paryżu
Ochrona artylerii rakietowej
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Nowe łóżka dla szpitala w Libanie
Fiasko misji tajnych służb
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Świąteczne spotkanie w POLLOGHUB
Wigilia ‘44 – smutek i nadzieja w czasach mroku
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Wyścig na pływalni i lodzie o miejsca na podium mistrzostw kraju
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Awanse dla medalistów
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Olimp w Paryżu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Rosomaki i Piranie
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Więcej powołań do DZSW
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Olympus in Paris
Kluczowy partner
Rekord w „Akcji Serce”
„Niedźwiadek” na czele AK

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO