„Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska utraciła wszystkie swoje regiony przemysłowe i ośrodki kulturalne. Warszawa przestała istnieć jako stolica Polski. Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia. Oznacza to, iż państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Wskutek tego traktaty zawarte między ZSRR a Polską utraciły swą moc. Pozostawiona sobie samej i pozbawiona kierownictwa, Polska stała się wygodnym polem działania dla wszelkich poczynań i prób zaskoczenia, mogących zagrozić ZSRR. Dlatego też rząd sowiecki, który zachowywał dotąd neutralność, nie może pozostać dłużej neutralnym w obliczu tych faktów.
Rząd sowiecki nie może również pozostać obojętnym w chwili, gdy bracia tej samej krwi, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący na terytorium Polski i pozostawieni swemu losowi, znajdują się bez żadnej obrony.
Biorąc pod uwagę tę sytuację, rząd sowiecki wydał rozkazy naczelnemu dowództwu Armii Czerwonej, aby jej oddziały przekroczyły granicę i wzięły pod obronę życie i mienie ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi.
Rząd sowiecki zamierza jednocześnie podjąć wszelkie wysiłki, aby uwolnić lud polski od nieszczęsnej wojny, w którą wpędzili go nierozsądni przywódcy i dać mu możliwość egzystencji w warunkach pokojowych”.
Powyższy tekst to nota dyplomatyczna, którą władze Związku Sowieckiego wystosowały 17 września 1939 roku, by uzasadnić zbrojną agresję na Polskę. Poniedziałkowe wystąpienie prezydenta Władimira Putina w swojej treści niewiele się różni od tego dokumentu. Napisane orwellowskim językiem, jest pełne kłamstw i manipulacji faktami, bez trudu można w nim znaleźć niemal dosłowne cytaty z tekstu sprzed 83 lat.
Zdaniem Putina, Ukraina tak naprawdę nie jest suwerennym państwem, a częścią Rosji, została sztucznie stworzona przez Lenina, jej obecny rząd to marionetki w rękach Zachodu, kijowska administracja upadła pod ciężarem korupcji, a płynące z zagranicy pieniądze i broń są wykorzystywane do prowadzenia antyrosyjskiej polityki. Tymczasem Rosja, w świetle tego co powiedział dziś prezydent Rosji, była i jest największym przyjacielem Ukrainy. Zrobiła wszystko, by ułożyć partnerskie stosunki z niechętnym jej rządem w Kijowie, godziła się na niekorzystne ceny w wymianie handlowej, wyciągała dłoń do zgody, przez lata udzielała wszelkiej pomocy...
Putin nie od dzisiaj daje sobie prawo do jednostronnego decydowania, kto może być suwerenny, a kto nie, którędy przebiegają granice państw i co jest dobre dla narodów mających to „szczęście”, że zainteresował się nimi władca Kremla. Mówi to wszystko bez mrugnięcia okiem, pozując jednocześnie na ostatniego obrońcę wolności i demokracji. Cynizm kryjący się choćby za ubolewaniem nad ofiarami Majdanu jest bezgraniczny. Z pewnością jedynie przez roztargnienie nie wspomniał w swoim wystąpieniu o tym, że to Rosja udzieliła schronienia człowiekowi, który wydał rozkaz strzelania do demonstrantów na kijowskim placu, za co jest ścigany przez ukraiński wymiar sprawiedliwości.
Wywód prezydenta Rosji sprowadza się do prostej konstatacji – nie miał innego wyjścia, jak siłą ratować Ukrainę przed Ukraińcami. Stąd decyzja o uznaniu niepodległości dwóch separatystycznych republik. Oczywiście, na ich wyraźną prośbę. I równie oczywiste jest to, że ta „niepodległość” właśnie się kończy, bo Rosja już zapowiedziała przeprowadzenie „wojskowej operacji pokojowej” na obszarach wschodniej Ukrainy. Znów, ma się rozumieć, na wniosek separatystów.
Czy to koniec? Z całą pewnością znajdą się tacy, którzy po raz kolejny będą przekonywać, że tak, to zaspokoi apetyt Putina. Mówili to już kilka razy. W 2008 czy 2014 roku... Ile razy jeszcze?
komentarze