Gdy przez kolejne miesiące z Półwyspu Koreańskiego nie docierają informacje o testach rakietowych i/lub jądrowych, Stany Zjednoczone, a wraz z nimi również Europa, zdają się zapominać o miejscu, gdzie oficjalnie wojna trwa już ponad 70 lat. Tymczasem od co najmniej kilkunastu lat efekt jest zawsze ten sam – po okresie uśpienia Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna „zaskakuje” coraz to nowymi zdolnościami. Czym zaskoczyła tym razem?
W początkowym okresie prezydentury D. Trumpa Korea Północna często gościła w nagłówkach agencji informacyjnych. Działo się tak najpierw za sprawą prowadzonych testów rakietowych oraz jądrowych, następnie z powodu kolejnych szczytów z udziałem prezydenta USA i północnokoreańskiego dyktatora. Decyzję o ich zorganizowaniu należy uznać za bezprecedensową, do tej pory żaden urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych nie spotkał się bowiem z przywódcą KRL-D. Jednak trzy spotkania nie przyniosły oczekiwanego przez obydwie strony przełomu we wzajemnych relacjach. Pewnie dlatego Kim Dzong-un zaczął szybko robić to, co przywódcy z Pjongjangu robią najlepiej – postanowił przeczekać kolejnego prezydenta USA. Wraz z objęciem prezydentury przez J. Bidena rozpoczął zaś kolejny spektakl gróźb i prób wymuszania ustępstw.
W latach 2017 i 2018 Kim Dzong-un zadeklarował nałożenie moratorium na testy pocisków międzykontynentalnych oraz próby nuklearne. Nie było w nim mowy o próbach pocisków pośredniego zasięgu, jednak również i te nie miały w ostatnich latach miejsca. Stan ten zakończył się 30 stycznia tego roku, gdy przeprowadzono test pocisku pośredniego zasięgu Hwasong-12. Wzbił się on na wysokość 2 tys. km, pokonując dystans 800 km. Trajektoria lotu celowo, podobnie jak w przypadku kilku wcześniejszych testów, zakładała osiągnięcie maksymalnej wysokości przy skróconej odległości. W styczniu Pjongjang przeprowadził łącznie siedem prób rakietowych. Przy czym 5 i 11 stycznia testowano pociski rzekomo wyposażone w głowice hipersoniczne. Do kolejnych prób pocisków balistycznych i manewrujących doszło 13,17, 25 i 27 stycznia (w każdej po dwa pociski).
W sumie – licząc z próbą Hwasong-12 – odpalono jedenaście pocisków. Takiej częstotliwości testów nie notowano od lat. Przekaz jest jasny – Pjongjang oczekuje rozmów i złagodzenia sankcji. Należy tu dodać, że wszystko to odbywało się w przededniu otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, a jednocześnie marcowych wyborów prezydenckich w Korei Południowej, nie wspominając już o sytuacji wokół Ukrainy i spodziewanej jesienią utraty większości demokratycznej w amerykańskim kongresie. Stany Zjednoczone odpowiedziały jednostronnymi sankcjami, nałożonymi 12 stycznia. Próbę nałożenia sankcji przez ONZ zablokowały m.in. Chiny. Ambasador tego państwa stwierdził nawet, że USA powinny wykazać się większą elastycznością i zrozumieniem dla obaw Korei Północnej. Wydaje się, że KRL-D ma dziś większe poparcie Chin niż miało to miejsce w ostatnich latach, a to bez wątpienia zła wiadomość dla Waszyngtonu.
Pojawiły się pogłoski, że kolejne testy były planowane na połowę lutego (16 lutego przypada rocznica urodzin Kim Dzong-ila) lub na kwiecień (15 kwietnia będzie rocznica urodzin Kim Ir-sena, z kolei 25 kwietnia przypada rocznica utworzenia Koreańskiej Armii Ludowej). Pjongjang bynajmniej nie odżegnuje się od takich planów, co więcej – zapowiada również testy jądrowe. Warto wspomnieć też o doniesieniach amerykańskich ośrodków eksperckich, które – na podstawie analizy zdjęć satelitarnych – zakładają, że na północy w prowincji Chagang, około 25 km od granicy z Chinami, powstaje baza pocisków międzykontynentalnych (ICBM). Pokazuje to, jak bardzo sytuacja na Półwyspie robi się poważna. We wspomnianej bazie mieścić się ma około 20 ICBM-ów, a sam fakt ich rozmieszczenia każe sądzić, że są to operacyjnie dostępne pociski, nie wymagające dalszych testów. Jeśli tak rzeczywiście jest, jasne staje się, na co północnokoreański reżim wykorzystał ostatnie lata.
Półwysep Koreański powróci w najbliższym czasie na czołówki międzynarodowych serwisów informacyjnych. Tamtejsza sytuacja pod względem bezpieczeństwa z każdym rokiem robi się coraz bardziej poważna, niezależnie od tego, jak tragicznie pogarszają się warunki życia mieszkańców KRL-D. Stany Zjednoczone nie są zaś w stanie powstrzymać tego procesu, zwłaszcza w dobie nasilającej się rywalizacji z Chińską Republiką Ludową.
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze