Japonia chce uruchomić seryjną produkcję własnego myśliwca przewagi powietrznej 5 generacji, który ma zastąpić w linii opracowane w latach 90. samoloty Mitsubishi F-2. Maszyna ma być gotowa za nieco ponad dekadę, już w 2031 roku. Kraj Kwitnącej Wiśni zdecydował się na uruchomienie programu badawczo-rozwojowego w tym zakresie, po tym, jak w 2009 roku Amerykanie odmówili im sprzedaży myśliwców F-22 Raptor. Najciekawszy w projekcie F-X, bo taki kryptonim nosi japońska maszyna, jest fakt, że ma ona powstać siłami tamtejszego przemysłu. Bo choć początkowo Tokio deklarowało udział zagranicznego partnera, tak teraz stawia na samodzielność. Nie wyklucza jednocześnie, iż będzie eksportować F-X. A to dla europejskiej zbrojeniówki raczej nie jest dobrą wiadomością.
Na początku lipca tego roku amerykańska Defense Security Cooperation Agency, czyli agencja odpowiedzialna za eksport poza Stany Zjednoczone produkowanej tam broni i sprzętu wojskowego, poinformowała, iż Departament Stanu USA zgodził się na sprzedaż Japonii ponad stu wielozadaniowych samolotów F-35 Lightning II. Tokio zamówiło nie tylko 63 maszyny F-35A (Conventional Take-Off and Landing) oraz 42 sztuki modelu F-35B (Short Take-Off and Vertical Landing), ale także 110 silników Pratt & Whitney F135-PW-100/600 oraz systemy: walki radioelektronicznej, wsparcia logistycznego, dowodzenia oraz uzbrojenia. Maksymalna wartość kontraktu to 24 mld dolarów.
Jeśli umowa zostanie podpisania, Japonia stanie się drugim po USA użytkownikiem samolotów F-35 Lightning II na świecie. W 2011 roku podpisała bowiem wart 10 mld kontrakt na dostawę czterdziestu dwóch maszyn tego typu. Co warte podkreślenia, kupujący zagwarantował sobie w nim, że japońskie F-35 powstaną na miejscu, w zakładach FACO (Final Assembly and Check-Out) koncernu Mitsubishi Heavy Industries w Toyoyamie. Dlaczego Japończykom bardzo zależało na montowni F-35? Nawet nie ukrywali, iż zamierzają zdobytą w ten sposób wiedzę wykorzystać przy programie F-X, czyli rodzimego myśliwca nowej generacji. A mają one powstać relatywnie bardzo szybko, bo ich produkcja ma ruszyć już w 2031 roku.
Słowo „już” jest tutaj jak najbardziej uzasadnione, ponieważ przy projekcie samolotu 5 generacji, a być może nawet 6 (bo to się okaże w trakcie prac projektowych), przejście od projektu do prototypu (ma być gotowy w 2024 roku), a potem do wersji przedprodukcyjnej (ma być gotowa w 2027 roku), której testy i badania mają zakończyć się w trzy lata, tak by w 2030 roku skupić się na uruchamianiu produkcji seryjnej. To tempo iście olimpijskie.
Ktoś słusznie w tym miejscu zapyta, a po co właściwie Japończycy chcą wydać dziesiątki miliardów dolarów na myśliwiec 5 generacji, skoro mają mieć prawie 150 sztuk F-35 Lightning II? A już teraz, zanim naszkicowano pierwszą kreskę na deskach kreślarskich, na prace badawcze nad napędami i elektroniką dla F-X wydali ponad 3 mld dolarów. Odpowiedź tkwi zarówno w sferze japońskiej narodowej dumy, jak i chłodnej analizy zagrożeń bezpieczeństwa narodowego Japonii.
Zaczynając od pierwszej, narodowej dumy. Japonia przez wiele, wiele lat zabiegała o kupno od Amerykanów myśliwców 5 generacji F-22 Raptor. Tokio słusznie bowiem uważało, że z racji zagrożeń, z jakimi się mierzy, potrzebuje nowoczesnej maszyny przewagi powietrznej, która będzie wskazywać cele samolotom starszych generacji. A F-22 Raptor nadaje się do tego idealnie. Niestety, USA, z różnych powodów, nie zgadzały się na eksport tej maszyny poza Stany. Japonia, mimo bliskich relacji, nie została potraktowana w tym względzie wyjątkowo. I kiedy w 2009 roku Kraj Kwitnącej Wiśni po raz kolejny usłyszał zdecydowane „nie” w tej sprawie, postanowił uruchomić własny program badawczo-rozwojowy w tym zakresie. Początkowo Tokio deklarowało udział w projekcie F-X, bo taki samolot otrzymał kryptonim zagranicznego partnera – do wyboru Lockheed Martin, Boeing, BAE Systems oraz Northrop Grumman. Jednak teraz wszystko wskazuje na to, że Japończycy chcą go opracować siłami własnego przemysłu. Ktoś może parsknąć, że chce dusza do raju. Otóż osobiście uważam, że Japonia jest jednym z niewielu państw, które mogą się z tym zadaniem zmierzyć. Może poradzić sobie z tym lepiej niż Chiny, które nawet mimo tego, iż przy swoich samolotach 5 generacji mocno „zainspirowały” się projektami F-22 i F-35, to i tak nie uporały się ze zbudowaniem zaawansowanych napędów i musiały użyć konstrukcji starszych, bazujących na rosyjskiej myśli technologicznej.
Dlatego wierzę, że F-X powstanie i będzie dobrym, jeżeli nie bardzo dobrym samolotem. A to dla europejskiej zbrojeniówki raczej nie jest dobrą wiadomością. Czemu? W 2014 roku, po prawie pół wieku obowiązywania, Japonia zniosła zakaz eksportu broni i sprzętu wojskowego, który sama sobie narzuciła. Ktoś powie, że zrobiła to głównie ze względu na program F-35, którego chciała być częścią jako poddostawca, co przy embargu byłoby mocno utrudnione. Ale fakt jest taki, że od sześciu lat drzwi do zagranicznych rynków stoją dla japońskich firm otworem (oczywiście na sprzedaż musi się zgodzić japoński rząd). I tamtejsze koncerny starają się to wykorzystywać z mniejszymi lub większymi sukcesami.
Mając więc na uwadze fakt, że europejskie firmy zbrojeniowe chcą zbudować Tempesta, samolot 6 generacji, który ma rzucić wyzwanie amerykańskim konstrukcjom, konkurent z Kraju Kwitnącej Wiśni zdecydowanie nie ułatwi zdobycia rynku. Dla F-X bowiem naturalnym rynkiem zbytu (z racji bliskich relacji gospodarczo-politycznych) będzie chociażby Australia, a w dalszej kolejności państwa Azji. Nic nie powstrzyma też Japończyków, by próbować podbić także europejskich odbiorców.
autor zdjęć: USAF
komentarze