1 marca 1951 roku na Mokotowie zgładzono członków IV Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” wraz z ich komendantem ppłk. Łukaszem Cieplińskim. Komunistyczny mord miał na zawsze pozostać tajemnicą. Nie został. I w tym sensie komuna przegrała. Życiorysy żołnierzy niezłomnych, choć brutalnie przerwane, dziś znów jaśnieją. Polacy chcą identyfikować się z tym najpiękniejszym pokoleniem II Rzeczypospolitej.
Kwatera „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie. Podczas prac rozpoczętych w 2012 roku. Instytut Pamięci Narodowej wydobył z ziemi szczątki ponad 200 polskich patriotów. Do dziś zidentyfikowano ok. 50 z nich – zamordowanych przez komunistów w areszcie przy ul. Rakowieckiej i wyrzuconych jak śmieci na „Łączkę”.
Do dołów zrzucano ich pospiesznie, potajemnie, pod osłoną nocy. Nago, czasem w więziennych butach i ze związanymi rękami. Następnie doły śmierci zasypano warstwą ziemi, aby zatrzeć wszelkie ślady. Mieli zniknąć na zawsze – zamordowani fizycznie, z oplutymi życiorysami, przemilczani. Cel był jasny: całkowicie wymazać ze świadomości, aby ci ludzie nigdy do nas nie wrócili. Na większości cmentarnego terenu – dzisiejszych kwaterach „Ł” i „ŁII” – postawiono groby, również oprawcom. Od 1982 r. trwała operacja tuszowania komunistycznej zbrodni. I tak morderca sądowy Roman Kryże spoczął nad swoją ofiarą – rtm. Witoldem Pileckim. Dziś grobów z górnej warstwy pochówków już nie ma, zostały przesunięte w inne miejsca Powązek Wojskowych bądź trafiły na inne cmentarze.
Triada „Bóg, Honor, Ojczyzna” wymawiana dziś często bezrefleksyjnie, jednym tchem, dla tamtego pokolenia nie była pustym sloganem. Byli gotowi zapłacić za nią śmiercią.
Pierwszy zidentyfikowany na „Łączce” to Edmund Bukowski, wilnianin, porucznik Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego. Po 1945 roku nie złożył broni, by przez całą Europę wozić rozkazy i fundusze do dalszej walki o wolną Polskę. Wielokrotnie odznaczony, m.in. Krzyżem Walecznych. W ciężkim śledztwie na UB nie przyznał się, że prowadził… antypolską działalność. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 13 kwietnia 1950 roku. Miał 32 lata. – Gdy zabrali mi ojca, miałem osiem miesięcy. Nie było też mamy, która jako łączniczka odsiadywała wyrok 15 lat więzienia. Wychowywali mnie dziadkowie. Z naszej rodziny komuniści aresztowano 16 osób – mówi Krzysztof Bukowski, syn porucznika Bukowskiego. – Przez lata nie wiedziałem, co się stało z ojcem. Teraz, dzięki IPN, już wiem – dodaje.
Drugi to Eugeniusz Smoliński, wybitny chemik, którego wiedza o materiałach wybuchowych służyła Komendzie Głównej AK. W 1945 roku komunistyczne władze zgodziły się, aby w Łęgozowie koło Bydgoszczy uruchomił fabrykę zbrojeniową. W lipcu 1947 roku. rozpoczął produkcję trotylu. Miesiąc później został zatrzymany pod fałszywym zarzutem sabotażu. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 9 kwietnia 1949 roku. Miał 44 lata. Gdy córki Eugeniusza Smolińskiego straciły ojca, jedna miała trzy lata, druga 11 miesięcy. – Mama całe swoje długie życie czekała na tatę, do końca nie wierzyła w jego śmierć – wspominają. – Przecież obiecał, że wróci. Wrócił do nas teraz.
Trzecią ofiarę – Stanisława Łukasika, aby jeszcze bardziej go pohańbić, pogrzebano (i wcześniej zamordowano) w mundurze Wehrmachtu. Zrzucony do zbiorowego dołu śmierci, razem z siedmioma innymi mężczyznami. Jeden na drugiego. Głowa na nogi, nogi na głowę… Stanisław Łukasik „Ryś” to kapitan AK, żołnierz września 1939 roku, dowódca partyzantki na Lubelszczyźnie. Po 1945 roku w zgrupowaniu mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Odznaczony Orderem Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych. Zatrzymany 16 września 1947 roku wraz z innymi zaporczykami w wyniku prowokacji UB podczas próby przekroczenia granicy. Przeszedł okrutne śledztwo. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 roku. Miał 32 lata. – Miałem wtedy cztery lata. Aż do dziś nie wiedziałem, gdzie pogrzebali ojca. Kwiaty składałem w kilku symbolicznych miejscach. Nie spodziewałem się, że będę miał go kiedykolwiek obok siebie – mówi ze łzami w oczach Stanisław Łukasik, syn kapitana Łukasika.
Czwarty zidentyfikowany na „Łączce” to Tadeusz Pelak „Junak” – kolega „Rysia”, także żołnierz „Zapory”. Wyrokiem tego samego krzywoprzysiężnego sądu – razem ze swoim dowódcą i pozostałymi zaporczykami skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 7 marca 1949 roku. Miał 27 lat. – Nie było dnia, by mama nie wspominała brata. Nie doczekała jego odnalezienia, ale doczekałyśmy my, jego siostry – mówi Marianna Gawlik, jedna z sióstr zamordowanego porucznika.
Piąty – Stanisław Abramowski „Bury”, członek AK, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, Narodowych Sił Zbrojnych (po 1945 roku Narodowego Zjednoczenia Wojskowego). Po zakończeniu wojny z Niemcami wcielony do „ludowego” Wojska Polskiego, z którego zdezerterował. Uczestniczył w wielu akcjach samoobrony przed komunistycznym aparatem represji. W marcu 1947 roku ujawnił się przed komisją amnestyjną. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 30 lipca 1948 roku. Miał 26 lat. Materiał genetyczny, który pozwolił zidentyfikować „Burego”, przekazali IPN jego bracia, Władysław i Henryk.
Szósty – Bolesław Budelewski „Pług”, członek AK i NZW. Podobnie jak pozostali – żołnierz dwóch okupacji. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 15 lipca 1948 roku. Miał 38 lat. Jego syn Edmund miał wtedy cztery lata. – Do dziś pamiętam moment, jak zabierali mi ojca. Potem mamę przez wiele lat wyzywano, że była żoną bandyty. Rodzina wiedziała, że tata został zabity, ale nie wiedziała, gdzie go pochowano. Baliśmy się, że tego nigdy nie uda się ustalić. Jestem szczęśliwy, że dzięki IPN tata będzie miał swój grób – mówi.
Siódmy – Stanisław Kasznica „Stanisław Wąsacz”. Żołnierz września 1939 roku i Powstania Warszawskiego. Prawnik, działacz narodowy, porucznik Wojska Polskiego, podpułkownik i komendant NSZ, po 1945 roku w NZW. Kawaler Orderu Virtuti Militari i Krzyża Walecznych (dwukrotnie). Torturowany w śledztwie. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na czterokrotną karę śmierci i stracony na Mokotowie 12 maja 1948 roku. Miał 40 lat.
Potem przyszedł czas na kolejnych: Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, komandora Stanisława Mieszkowskiego. Oni już wygrali. Wygrali walkę ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. Z fizyczną eliminacją i niepamięcią. Mieli zniknąć na zawsze – zamordowani fizycznie, z oplutymi życiorysami, przemilczani. W III RP zostali wydobyci z ziemi. Wierzę, że kiedyś doczekają się godnych pochówków we własnych grobach. Przede wszystkim czekają na to ich rodziny. Ale czekamy też i my. Czekamy na kolejne ekshumacje i identyfikacje. I co nie mniej ważne – oni muszą wrócić do naszej pamięci zbiorowej. Na należne im zaszczytne miejsce. Tym Niezłomnym, wbrew salonowym, postkomunistycznym „elitom”, należy się nasz szacunek. Bo to im zawdzięczamy wolną Polskę.
komentarze