Kilka dni temu w Malezji w zamachu zginął Kim Dzong Nam, starszy brat przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Una. Zabójstwo wywołało falę spekulacji, kto stoi za atakiem. Zabójstwo członka rządzącej od 70 lat Koreą Północną dynastii byłoby afrontem zrobionym Chinom, pod opieką których Kim Dzong Nam żył od wielu lat. I być może to właśnie powiązania z Pekinem doprowadziły do jego śmierci.
Kim Dzong Nam, najstarszy syn zmarłego w 2011 roku przywódcy Korei Północnej Kim Dzong Ila i przyrodni brat obecnego lidera, Kim Dzong Una, został napadnięty rankiem 13 lutego 2017 roku w terminalu Międzynarodowego Portu Lotniczego w Kuala Lumpur, stolicy Malezji. Miał odlecieć z Kuala Lumpur do Makao, terytorium chińskiego, gdzie mieszkał od lat.
Malezyjska policja nie chciała spekulować o przyczynie śmierci przed sekcją zwłok, ale w mediach południowokoreańskich szybko pojawiła się informacja, że członek komunistycznej dynastii rządzącej Koreą Północną padł ofiarą zamachu. Bezpośredniego ataku dokonały dwie agentki północnokoreańskiego wywiadu, ale władze Malezji podejrzewają, że w zamachu uczestniczyło jeszcze co najmniej trzech mężczyzn. Początkowo podawano, że napastniczki użyły zatrutych igieł. Jednak później pojawiła się informacja, że jakoby Kim Dzong Nam powiedział załodze karetki pogotowia, że spryskano mu twarz jakimś sprayem.
Podejrzanym o zamach kobietom udało się zbiec z lotniska taksówką, ale w następnych dniach wpadły w ręce policji. Jedna posługiwała się paszportem wietnamskim na nazwisko Doan Thi Huong, a druga indonezyjskim na nazwisko Siti Aishah. W przeszłości tajne służby północnokoreańskie często wykorzystywały kobiety w operacjach za granicą, między innymi w zamachu na samolot linii Korean Air w roku 1987.
Przedstawiciele południowokoreańskiej Narodowej Służby Wywiadu poinformowali tamtejszych parlamentarzystów, że Kim Dzong Un wydał rozkaz zlikwidowania starszego brata już przed pięciu laty, a pierwsza próba miała miejsce już w 2012 roku. Kim Dzong Nam z pewnością nie zyskał przychylności młodszego brata swymi głoszonymi publicznie opiniami. Gdy Kim Dzong Un przejął władzę, ten skrytykował „rządy dynastyczne” na północy Półwyspu Koreańskiego i podał w wątpliwość realną władzę brata. – Spodziewam się, że istniejąca elita pójdzie śladami mojego ojca przy zachowaniu młodego następcy jako symbolicznej figury – zacytowała go w styczniu 2012 roku japońska gazeta „Tokyo Shimbun”. Jednak już w kwietniu 2012 roku Kim Dzong Nam wysłał do brata list, w którym błagał o łaskę dla siebie i rodziny.
W ocenie tajnych służb Korei Południowej zabójstwo Kim Dzong Nama nie wynikało z chłodnej kalkulacji, raczej z chorobliwej podejrzliwości czy – jak twierdzą niektórzy – paranoi Kim Dzong Una. Jego brat był uważany za pretendenta do władzy w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Jego szanse spadły z różnych przyczyn. W 2001 roku został zatrzymany z fałszywym paszportem w Japonii. Jak wówczas tłumaczył… chciał zobaczyć tokijski Disneyland. Jego polityczną pozycję osłabiło też to, że w 1996 roku do Stanów Zjednoczonych – uznawanych za głównego wroga władz w Pjongjang – wyemigrowała jego ciotka Sung Hye Rang.
Po śmierci Kim Dzong Nama pojawiły się w południowokoreańskich mediach przypuszczenia, że choć oficjalnie nie angażował się w politykę, Kim Dzong Un nadal uważał go za groźnego rywala. Denerwowały go pogłoski, że brat może być wykorzystany przeciwko niemu przez Chiny jako nowy przywódca Korei Północnej. Pod opieką władz tego kraju, w Pekinie i Makao, żyją dwie żony i trójka dzieci Kim Dzong Nama. Jego zamordowanie można potraktować jako afront uczyniony Chinom, które zapewniały mu od lat bezpieczny pobyt.
Dziennik „Korea Herald” przytoczył opinię Ahn Chan Ila, dyrektora Światowego Centrum Badania Korei Północnej i jednocześnie zbiega z tego kraju, że musiała pojawić się „pilna potrzeba” zamachu. Ekspert sądzi, że poza Kim Dzong Unem zleceniodawcą zabójstwa mogła być jego młodsza siostra Kim Yo Jung. Niektórzy eksperci zasugerowali, że mogła to być samodzielna akcja Generalnego Biura Rozpoznania, czyli północnokoreańskiego wywiadu. Jednak według innych, mało prawdopodobne jest, aby taka operacja nie zyskała wcześniej akceptacji przywódcy kraju. Jedna z wersji zakłada, że wcale nie chodziło o władzę, tylko o podejrzenie zamiaru ucieczki na Zachód. Wywiad południowokoreański chciał go przerzucić do Republiki Korei, ale on wołał emigrację do USA lub Europy. Ostatecznie Kim Dzong Nam pozostał w chińskim Makao i oficjalnie nie zgłaszał żadnych aspiracji do przejęcia władzy. – Nie mówił zbyt wiele o bracie lub reżimie, chociaż czasami opowiadał dowcipy – powiedział zacytowany w dzienniku „Korea Times” jeden z jego przyjaciół w Chinach. – Nigdy nie ukrywał, że miał jakieś aspiracje polityczne. Nie chciał zastąpić swojego ojca i nie zgadzał się z reżimem brata, ale myślę, że miał nadzieję, że pewnego dnia będzie mógł odgrywać pewną rolę polityczną w swoim kraju – dodał. Według ludzi, którzy go znali, korpulentny Koreańczyk był miłośnikiem francuskiego i portugalskiego wina. Wcześniejsze doniesienia sugerowały, że lubił spędzać czas w saunie oraz w kasynie. – Makao pasowało do jego osobowości. Lubił życie i dobre rzeczy w nim. Makao oferowało mu bezpieczeństwo, a także rozrywki – powiedział anonimowy informator dziennika „Korea Times”.
Z uwagą należy obserwować reakcje władz w Pekinie na zamach. Chiny mają bowiem wyraźne problemy z obecnym północnokoreańskim liderem. Są coraz bardziej poirytowane faktem, że Kim Dzong Un nie jest skłonny słuchać rad starych sojuszników. Prowokacyjne zachowania koreańskiego reżimu – kolejne testy rakiet i ładunków atomowych wzmagające napięcie w Azji Wschodniej – mają dla Chińczyków negatywne skutki geopolityczne. Wyczyny ekipy w Pjongjang powodują, że Seul i Tokio zacieśniają więzi polityczno-wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi, czego przykładem jest planowe rozmieszczenie systemu przeciwrakietowego THAAD na południu Półwyspu Koreańskiego. Niewykluczone więc, że w plotkach o tym, iż chińscy politycy chętnie by widzieli u władzy najstarszego brata Kim Dzong Una, mogło być ziarenko prawdy.
Pekin nie jest zainteresowany zjednoczeniem Korei, bo państwo to znalazłoby się w orbicie wpływów USA. Niemniej jednak dla Chin wygodna byłaby ekipa, która zdecydowałaby się na reformy gospodarcze stabilizujące sytuację w Korei Północnej i unikająca wymachiwania szabelką. To przy obecnych ludziach u steru władzy jest nierealne, bo zdają oni sobie sprawę, że takie zmiany byłby początkiem końca reżimu. Natomiast Kim Dzong Nam był osobą, która po przejęciu władzy mogłaby ruszyć z reformami systemu. Czy tak by się stało? Tego się już nie dowiemy.
Kim Dzong Nam nie byłby pierwszym członkiem rodziny, którego Un kazał zabić od czasu objęcia władzy w 2011 roku. Jego ofiarą stał się stryj Jang Song Taek, którego stracono 12 grudnia 2013 roku z oskarżenia o korupcję. Oznaczało to utratę wpływów przez jego żonę Kim Kyung Hee, która jest młodszą siostrą Kim Dzong Ila. Jako jedyna kobieta w Korei Północnej awansowała na czterogwiazdkowego generała. Nie wiadomo też, co dzieje się z Kim Dzong Czolem, średnim synem Kim Dzong Ila, którego ostatni raz widziano w maju 2015 roku w Londynie. Jednak chińska gazeta „Wen Wei Po” podała, powołując się na Lee Yun Keola, przewodniczącego Centrum Informacji Strategicznych Korei Północnej, że Kim Dzong Czol osobiście przeprowadził aresztowanie Jang Song Taeka. Od dojścia do władzy Kim Dzong Un rozkazał już zlikwidować około 340 osób z północnokoreańskiej elity. Ostatni zamach rodzi pytanie o stabilność wewnętrzną jednego z najbardziej zamkniętych państw świata, które dysponują bronią atomową.
komentarze