moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Sydney-Hobart: Australijskie wyzwanie

Dlaczego wszystkie jachty muszą mieć pomarańczowe żagle, jaką wysokość osiągają fale w Cieśninie Bassa i kto witał polskich żeglarzy na Tasmanii? Opowiada mł. chor. sztab. mar. Ireneusz Kamiński. Kapitan jachtu Akademii Marynarki Wojennej „Admirał Dickman” startował w jednym z najbardziej prestiżowych żeglarskich wyścigów na świecie – regatach Sydney-Hobart.


Regaty Sydney-Hobart. Pierwsze skojarzenia?

Mł. chor. sztab. mar. Ireneusz Kamiński: Najszybsze jachty świata. I te największe, stustopowe zaliczane do kategorii supermaxi. Fantastyczna historia i niezwykły prestiż. Załogi jednostek, które zwyciężą w poszczególnych kategoriach, otrzymują flagi z napisem „Division Winner”, sternik najszybszego jachtu otrzymuje zegarek, a zwycięskiej załodze przypada przechodni puchar. Nie ma żadnych pieniężnych nagród. Tymczasem wielu stawia na szali sporo, aby tam wygrać. Ba, jest gotowych zrobić naprawdę wiele, by tam w ogóle wystartować.

A pan jak się tam znalazł?

Dzięki kilku osobom. Pierwszą z ich jest właściciel, a zarazem kapitan jachtu „Katharsis II”, Mariusz Koper. Kilka miesięcy temu kompletował dziesięcioosobową załogę, która wystartowałaby w regatach Sydney-Hobart. Każdej z wybranych przez siebie osób był gotów opłacić udział. Miałem to szczęście, że skipperem na „Katharsis II” jest mój kolega. Zarekomendował mnie właścicielowi. A ten wystąpił do rektora-komendanta Akademii Marynarki Wojennej z wnioskiem o oddelegowanie mnie na regaty.

I trafił pan na moment wyjątkowy. Nie dość, że regaty były organizowane po raz siedemdziesiąty, to jeszcze po raz pierwszy brał w nim udział jacht z całkowicie polską załogą…

Ściślej rzecz ujmując: dwa. W regatach prócz „Katharsis II”, wystartowała jeszcze „Selma”. Dotychczas jacht z Polski startował w tych regatach raz, ale z międzynarodową załogą. My w pewnym sensie otworzyliśmy nowy rozdział.

Jak długich przygotowań wymagał start w regatach?

Trzy osoby, tworzące stałą załogę, przygotowania w Australii rozpoczęły już miesiąc przed startem. Przede wszystkim pewnych zmian należało dokonać na samym jachcie. Jeszcze w Brisbane został on odchudzony o ponad trzy tony. Do dwudziestostopowego kontenera trafiły zapasowe liny, lekko wiatrowego spinakera, dwa pontony, w tym jeden z silnikiem, butle do nurkowania, a nawet znajdujące się na pokładzie książki. Mniejsza waga przekłada się na większą prędkość, choć i tak nawet po tej korekcie „Katharsis II” był najcięższym jachtem w stawce. Ważył 52 tony. Należy zaznaczyć, że nie jest to jednostka typowo regatowa.


To jacht, a załoga?

Musiała sprostać wyjątkowo rygorystycznym procedurom bezpieczeństwa. Wszyscy zobowiązani byliśmy przejść kurs związany z ratownictwem, ponieważ świadectw uzyskanych zgodnie z konwencją STCW (kursy dla marynarzy) Australijczycy nie respektowali. Dodatkowo dwie osoby musiały mieć przeszkolenie na poziomie wyższym w zakresie udzielenia pomocy medycznej, każdy zaś członek załogi – PLB (Personal Locator Beacons). To satelitarny nadajnik, który aktywuje się w momencie wypadnięcia za burtę. Na podstawie jego wskazań można ustalić pozycję rozbitka.

Jacht trzeba było wyposażyć w zestaw żagli sztormowych – mniejszych i mocniejszych niż tradycyjne, w dodatku wykonanych z płótna barwionego na pomarańczowo. Przed startem do regat załoga każdego z jachtów musiała to ożaglowanie postawić i przepłynąć przed komisją. Zatoka Sydney na moment zrobiła się pomarańczowa. Do tego musieliśmy mieć dwie bogato wyposażone apteczki, tzw. grab bagi z różnym sprzętem, telefony satelitarne, kotwicę zamontowaną nie na dziobie, lecz na pokładzie po to, by podczas startu nie zahaczyć innej jednostki.

Tak rygorystyczne procedury bezpieczeństwa obowiązują od tragicznych regat w roku 1998, kiedy to na skutek fatalnej pogody spośród 115 jednostek startujących w regatach wycofało się 66, pięć jachtów zatonęło, jednostki wojskowe podjęły 50 rozbitków, sześć osób zginęło.
Oczywiście przygotowania obejmowały też treningi u wybrzeży Australii. Załogę tworzyli doświadczeni żeglarze, ale część z nich wcześniej ze sobą nie pływała. Trzeba było się po prostu zgrać.

Jak przebiegała rywalizacja?

Zaczęliśmy tradycyjnie w tak zwany Boxing Day, czyli w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Start na Zatoce Sydney zgromadził mnóstwo widzów, wokół jachtów krążyły łodzie, nad naszymi głowami latały helikoptery. Dla Australijczyków jest to jedno z najważniejszych wydarzeń sportowych w roku. Ruszyliśmy nietypowo, bo z wiatrem. Zwykle w regatach jachty startują pod wiatr, ale ze względu na położenie zatoki, innej możliwości nie było. Już od początku wiało dość mocno. Prędkość wiatru oscylowała w przedziale 20-25 węzłów, czyli sześciu stopni w skali Beauforta. Kiedy wypłynęliśmy na ocean, jeszcze się zwiększyła. Największe, typowo regatowe jachty szybko nam odskoczyły, płynęliśmy jednak naprawdę dobrze i szybko.

Na trasie regat jest kilka fragmentów, które mogą mieć decydujący wpływ na końcowy wynik. Jednym z nich jest na pewno Cieśnina Bassa – akwen pomiędzy Australią a Tasmanią. Ciepły front znad kontynentu zderza się tam z zimnym znad Antarktydy, zachodnie wiatry pchają na wschód ogromne masy wody, w dodatku jest tam stosunkowo płytko – średnio około 50 metrów. W efekcie wysokość fal dochodzi nawet do 18 metrów, a warunki potrafią zmienić się praktycznie z minuty na minutę. Podczas regat każda z załóg obowiązkowo trzy razy dziennie musiała składać raport o swoich położeniu. Niezależnie jednak od tego, przed wejściem do Cieśniny Bassa, żeglarze są dodatkowo pytani, czy na pewno chcą kontynuować rejs. Morze nas nie rozpieszczało, jednakże byliśmy przygotowani na trudniejsze warunki. Siła wiatru sięgnęła dziewięciu stopni w skali Beauforta. Innymi słowy – mieliśmy sztorm. Na szczęście wiało od rufy, więc nie odczuwaliśmy go zbyt dotkliwie.


Drugiego dnia przed północą rozpadł się spinaker (żagiel o powierzchni przekraczającej 300 metrów kwadratowych). Na szczęście udało nam się w miarę sprawnie zebrać go z powierzchni wzburzonego morza. Sporo pracy od nas wymagała jeszcze żegluga przez Storm Bay, gdzie pogoda nas mocno doświadczyła. Port w Hobart na Tasmanii osiągnęliśmy 29 grudnia wieczorem. W sumie trasę liczącą 630 mil pokonaliśmy w trzy dni i siedem godzin. W stawce 117 jachtów zajęliśmy 65 miejsce. Uważam, że to naprawdę dobry wynik.

Podobno na mecie spotkaliście się z bardzo ciepłym przyjęciem…

Już na wodzie z pontonu powitała nas załoga polskiego jachtu „Cristal”. W główkach portu czekały na nas dwie siostry misjonarki z biało-czerwoną flagą oraz reprezentacja Polonii mieszkającej w Hobart. W kolejnych dniach mieliśmy okazję spotkać się z jej przedstawicielami. To były naprawdę niezwykle miłe chwile.

Trudno było wrócić do rzeczywistości?

Ten powrót nastąpił niestety bardzo szybko. „Mój” jacht wyruszył w rejs na Antarktydę. Załoga chce osiągnąć Zatokę Wielorybów na Morzu Rossa, najzimniejszym akwenie świata. Jak dotąd nie udało się to żadnej jednostce pod żaglami. Ja sam musiałem lecieć do Polski, ale codziennie śledzę w Internecie trasę, którą pokonują.

Na pewno spełniło się jedno z moich żeglarskich marzeń. Co dalej? Chciałbym popłynąć z tą załogą jeszcze w jakiś wymagający rejs, może w arktyczne rejony. Pewnie też raz jeszcze pościgać się na trasie Sydney-Hobart, ale może dla odmiany na pokładzie typowo regatowej jednostki.

rozmawiał Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Irek Kamiński, Mariusz Koper, Hanna Leniec

dodaj komentarz

komentarze


Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
 
Awanse dla medalistów
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
W drodze na szczyt
Zrobić formę przed Kanadą
Ciało może o wiele więcej, niż myśli głowa
Olimp w Paryżu
Ryngrafy za „Feniksa”
Posłowie o modernizacji armii
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Czworonożny żandarm w Paryżu
Rekord w „Akcji Serce”
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Wkrótce korzystne zmiany dla małżonków-żołnierzy
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Świadczenie motywacyjne także dla niezawodowców
Wigilia ‘44 – smutek i nadzieja w czasach mroku
Wiązką w przeciwnika
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Podchorążowie lepsi od oficerów
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
Świąteczne spotkanie w POLLOGHUB
Wybiła godzina zemsty
Polskie Pioruny bronią Estonii
„Niedźwiadek” na czele AK
Olympus in Paris
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Kluczowy partner
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
Zmiana warty w PKW Liban
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Wyścig na pływalni i lodzie o miejsca na podium mistrzostw kraju
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Ochrona artylerii rakietowej
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Rehabilitacja poprzez sport
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Więcej powołań do DZSW
Miliardy dla polskiej zbrojeniówki
Nowe łóżka dla szpitala w Libanie
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Kluczowa rola Polaków
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Fiasko misji tajnych służb
Rosomaki i Piranie
Chirurg za konsolą

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO