Prowadzili operacje w Zatoce Perskiej, Iraku i Afganistanie. Działają na morzu i lądzie. Mają najnowszej generacji sprzęt wojskowy i kombinezony, które samodzielnie zaprojektowali. Dużo więcej powiedzieć o nich nie sposób, bo komandosi z Formozy od lat pilnie strzegą swoich tajemnic. Dziś ta elitarna jednostka obchodzi swoje święto.
Atmosferę tajemnicy, która panuje wokół Formozy, najlepiej oddaje anegdota o gdyńskich marynarzach. Ponoć przez długi czas nawet oni nie mieli stuprocentowej pewności, że taka jednostka w ich flotylli istnieje. Byli zdani na pogłoski, aluzje, strzępy informacji. Ciekawscy pytali o to samych komandosów. Ci zaś odpowiadali: „Tajna jednostka? Naprawdę? A to interesujące…”.
– Historia „Formozy” sięga 1975 roku. A kiedy na forum publicznym pojawiły się pierwsze wzmianki o niej? Kilka lat temu? W jednostce od zawsze panuje żelazna zasada: siedzimy cicho i robimy swoje – podkreśla kpt mar. rez. Robert „Eddie” Pawłowski, były już komandos Formozy. Kolejna anegdota głosi, że do tej reguły można dodać jeszcze jedną. Dowódcy rzekomo powtarzają komandosom: „jeśli już musisz mówić o jednostce, mów wszystko, byle nie prawdę”.
Jednostka Wojskowa 4026 została sformowana dokładnie 38 lat temu, w 3 Flotylli Okrętów. Jej pierwszym dowódcą był kmdr por. Józef Rembisz. Przez lata zmieniała się jej nazwa, zakres działania, wreszcie przyporządkowanie – w 2008 roku została przeniesiona ze struktur Marynarki Wojennej do Wojsk Specjalnych. Co najmniej kilka rzeczy pozostało jednak niezmiennych.
Pierwsze to określenie „Formoza” – najpierw funkcjonujące wśród komandosów, od niedawna już oficjalnie, jako nazwa jednostki. Zostało ono ukute jeszcze w latach 70., a wzięło się od poniemieckiej torpedowni w Gdyni-Oksywiu. Znajduje się ona w morzu, a z lądem łączy ją wąska grobla. W pewnym momencie ktoś porównał ją do Tajwanu, czyli dawnej Formozy – niewielkiej wyspy tuż przy kontynentalnych Chinach. Niby z nią tożsamej, a jednak całkowicie różnej. Torpedownia była pierwszą bazą komandosów, a jej potoczna nazwa przylgnęła do ich formacji.
Kolejnym od lat nie zmieniający się wyróżnikiem tej formacji są niezwykle wysokie wymagania stawiane komandosom. Muszą być odporni psychicznie, wszechstronnie wyszkoleni, przygotowani do walki na morzu, pod jego powierzchnią (tak zwana taktyka niebieska), na lądzie, na otwartym polu (taktyka zielona), w budynkach (taktyka czarna). – Formoza to jednostka komandosów morskich. Ale w wielu miejscach na świecie jest przecież tak, że bezpośrednio z morzem sąsiadują góry – podkreśla „Eddie”.
Aby dostać się do jednostki, trzeba przejść morderczą selekcję. Pewne wyobrażenie o jej przebiegu może dać organizowany co roku Bieg Morskiego Komandosa, podczas którego uczestnicy muszą pokonać 20-kilometrową trasę, m.in. brodząc w morzu, czy też gdyńskich przepustach i kanałach, a po drodze pokonując liczne przeszkody. Ale rzecz jasna bieg komandosa to zaledwie przedsmak tego, co odbędzie się potem.
Selekcja do Formozy dzieli się na kilka etapów. Na początku kandydat składa podanie i wypełnia ankietę. Na jego temat przeprowadzany jest wywiad środowiskowy. Kolejny krok to testy psychologiczne i test sprawnościowy. Podczas niego kandydaci muszą m.in. przepłynąć 25 metrów pod wodą i przebiec wyznaczone dystanse w ściśle określonym czasie. Podczas naboru są też poddawani tak zwanemu testowi paniki – na przykład stawia się ich na krawędzi urwiska z zawiązanymi oczami i popycha w dół.
Jest wreszcie test sprawdzający, jak sobie radzą w walce wręcz. – Bardziej chodzi tu o sprawdzenie woli niż umiejętności. Technik walki zawsze można się nauczyć. Ale jak ktoś nie ma chęci, by walczyć, wycofuje się, koncentruje się wyłącznie na tym, by nie oberwać, w Formozie nie ma czego szukać – przyznaje „Eddie”. To jednak i tak jedynie wstęp do najtrudniejszego etapu górskiego. Tam na kandydatów czeka m.in. wyczerpujący marsz z mapą, kompasem, w pełnym rynsztunku.
Do selekcji zwykle zgłaszają się doświadczeni żołnierze. Udaje się przez nią przejść nielicznym. – Pamiętam selekcję, której nie ukończył nikt – podkreśla „Eddie”. Z reguły odsetek zdających waha się w okolicach 10 procent. – Ale te wskaźniki z roku na rok rosną. Kandydaci są coraz lepiej przygotowani – przyznaje kpt mar. Tomasz Królik, rzecznik Formozy. Tegoroczna selekcja właśnie trwa. – Jak zwykle mieliśmy bardzo dużo kandydatów. Przed nimi jeszcze etap górski – mówi kpt mar. Królik.
Komandosi „Formozy” regularnie ćwiczą z siłami specjalnymi USA, Wielkiej Brytanii, Francji, czy Niemiec. Na koncie mają wiele misji i zadań specjalnych. W latach 2000–2001 tworzyli Polski Kontyngent Wojskowy w Iraku. Operowali wówczas z pokładów amerykańskich okrętów. W latach 2002–2003 ich bazą był ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki”. Specjalsi wzięli wówczas udział w operacji „Enduring Freedom”. Patrolowali Zatokę Perską, sprawdzali, czy przepływające tamtędy statki nie przemycają np. broni, czy terrorystów. Komandosi byli też w Iraku podczas operacji „Iraqi Freedom”, czyli drugiej wojnie w Zatoce. Patrolowali rzekę Kaa, ubezpieczali „Czernickiego”, który pływał w głąb lądu z pomocą humanitarną. Formoza wchodziła też w skład Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie.
Morscy komandosi korzystają z najnowocześniejszego wyposażenia. Nie brak opinii, że żołnierz Formozy w pełnym rynsztunku wygląda jak postać z gry komputerowej. Specjalsi z Gdyni mają do dyspozycji m.in. specjalne kombinezony, które sami sobie zaprojektowali, naszpikowane elektroniką łodzie patrolowo-rozpoznawcze, podwodne ciągniki, karabiny automatyczne, maszynowe, granatniki.
Dziś świętują. – Organizujemy spotkanie, na które zaprosiliśmy wszystkich żołnierzy, którzy przez lata związani byli z naszą jednostką – kpt mar. Królik nie wdaje się w szczegóły.
autor zdjęć: Bartosz Bera, JW Formoza, Marian Kluczyński, Sebastian Kinasiewicz
komentarze