Słyszał o nich każdy, kto interesuje się militariami. Stanisław i Maciej Kęszyccy kolekcjonują wojskowe pojazdy od 20 lat. Są założycielami pierwszego w Polsce prywatnego muzeum techniki wojskowej. W zbiorach mają jedyny w kraju jeżdżący czołg Sherman i sprawny T-34 z czasów II wojny.
Stanisław Kęszycki na jednym ze swoich czołgów - amerykańskim Stuarcie.
Najpierw w garażu zaczęły pojawiać się wojskowe motocykle. Potem samochody z czasów II wojny. W końcu przyszedł czas na ciężki sprzęt. Z Czech sprowadzili kołowo-gąsienicowy transporter OT-810. – Militarne hobby wciągnęło nas bez reszty – przyznaje Stanisław Kęszycki.
Swoje zbiory dwaj bracia z Warszawy gromadzą od początku lat 90-tych. Dziś to jedna z największych w Polsce prywatnych kolekcji. Znajduje się w niej 80 wojskowych pojazdów.
Kupują je od Agencji Mienia Wojskowego, prywatnych kolekcjonerów lub sprowadzają z zagranicy. – Kilkanaście lat temu ciekawe eksponaty można było znaleźć w cenie złomu, czasem nawet za trzy, cztery tysiące złotych. Teraz już takie okazje się nie zdarzają – wspomina Stanisław Kęszycki.
Przez lata braciom udało się zgromadzić pokaźną kolekcję czołgów. Mają sprawny T-34 z czasów II wojny, taki jakim, jeździli „Czterej Pancerni”. Są także dwa amerykańskie czołgi: Sherman i Stuart – oba również jeżdżą – oraz brytyjski czołg pościgowy Comet. W zbiorach mają też francuski transporter opancerzony Hotchkiss, niemieckie działa pancerne Jagdpanzer IV i STUG III, amfibię VW Schwimwagen, której używano podczas kręcenia filmu „Pan Samochodzik” oraz polski samolot TS-8 Bies.
Stanisław i Maciej Kęszyccy jako pierwsi prywatni kolekcjonerzy wpisali swoje zbiory do rejestru zabytków. Kiedy kolekcja zaczęła się rozrastać i nie mieściła się w wynajmowanych pomieszczeniach w Warszawie, kupili 25 hektarów po byłej jednostce wojsk rakietowych pod Nasielskiem. Założyli tam „Pancerną Farmę”, na której otworzyli pierwsze w kraju prywatne muzeum wojskowej techniki.
Powołali także Fundację Ochrony Zabytków Militarnych, która pomaga osobom remontującym dawny sprzęt wojskowy. Ich umiejętności i doświadczenie doceniło m.in. Muzeum Wojska Polskiego, dla którego odnowili pojazd „Kubuś" z czasów Powstania Warszawskiego.
Maciej Kęszycki w swoim żywiole.
– Zbieranie czołgów i transporterów opancerzonych nie jest tanią pasją – przyznaje Stanisław Kęszycki. Podkreśla, że kupno pojazdu to dopiero początek wydatków. Najkosztowniejsze są remonty, zwłaszcza jeśli pojazd ma mieć oryginalne części, a wszystko ma być zrobione zgodnie z historycznymi planami. Taka restauracja czołgu pochłania dziesiątki tysięcy złotych.
Kęszyccy wynajmują pojazdy na różne, uroczystości, wypożyczają je filmowcom, ale nie pokrywa to nawet połowy potrzeb. – Resztę dokładamy z naszej firmy handlującej sprzętem budowlanym – przyznaje Stanisław Kęszycki.
Teraz najbardziej marzą, by do zbiorów dołączyć niemieckiego Tygrysa. – To w kolekcjach rzadko już spotykany czołg. Trudno będzie znaleźć kogoś, kto chciałby go sprzedać, ale jeśli będziemy mieli szczęście, może trafimy na niego gdzieś w Polsce – mówi pasjonat.
autor zdjęć: arch. Stanisława Kęszyckiego
komentarze