W świecie, w którym nie widomo, kto mówi prawdę, a kto blefuje, warto poznać kilka sposobów, dzięki którym można zidentyfikować trolla siejącego hejt i dezinformację. O tym, jak nie dać się nabrać na fake newsy w przestrzeni medialnej, opowiada płk rez. Dariusz Kryszk, adiunkt w Zakładzie Komunikacji Strategicznej Wydziału Wojskowego w Akademii Sztuki Wojennej.
Od czego powinniśmy zacząć walkę z fake newsami i dezinformacją?
Płk rez. dr Dariusz Kryszk: Od podstaw, czyli edukacji. Musimy nauczyć się, jak rozpoznawać fake newsy w przestrzeni informacyjnej. Nie jest to łatwa sprawa, wymaga trochę wysiłku, ale to na pewno się nam opłaci. Przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie, kto jest nadawcą komunikatu, jakie ma poglądy i opinie, dlaczego do nas skierował taki, a nie inny przekaz, czego od nas chce. Dopóki nie wiemy, z kim mamy do czynienia, zalecam naprawdę dużą ostrożność. Przykład: gdy rozmawiamy z kimś, kto nie jest zwolennikiem szczepień, sytuacja jest klarowna, bo znamy opinię tej osoby i możemy zachować czujność. Gorzej jest, gdy ktoś nie wyjawia swoich poglądów i używa perswazji ukrytej, czyli mówi do nas w zawoalowany sposób, dążąc do tego, byśmy zmienili swoje przekonania, działania, zachowania na takie, które są w jego interesie, nie naszym, często wręcz szkodzącym nam. Kiedy spotkamy kogoś takiego, powinny się nam zaświecić w głowie wszystkie czerwone lampki ostrzegawcze. I często tak się dzieje, jak rozmawiamy z ludźmi bezpośrednio, np. w pracy, ale wydaje się, że gorzej sobie radzimy, gdy korzystamy ze współczesnych środków przekazu.
A co z informacjami podawanymi przez media?
Tu powinniśmy być szczególnie wyczuleni na rozpoznanie, kto do nas mówi. Sprawdzajmy, skąd jest informacja, z jakiej redakcji pochodzi. Wejdźmy np. w zakładkę „kontakt” danego portalu internetowego, jeśli nie znajdziemy tam nazwiska redaktora naczelnego, nazwisk dziennikarzy, adresu redakcji, numerów kontaktowych, to możemy być niemal pewni, że mamy do czynienia z próbą manipulacji.
A media społecznościowe? To tam ludzie podają dalej informacje, a niektórzy traktują je jako jedyne źródło wiedzy o tym, co dzieje się na świecie. Jak nie dać się oszukać?
Trzeba sprawdzać profile osób, które opublikowały daną wiadomość. Fałszywe konta połączone w „społeczności”, podszywanie się pod innych itd. to plaga. Sztuczna inteligencja potrafi tworzyć treści postów, a boty rozpowszechniają wiadomości na niespotykaną dotąd skalę. Czasami wręcz trudno rozpoznać, czy rozmawiamy z człowiekiem. Wydaje się, że powoli traci on monopol na bycie jedynym nadawcą informacji w procesie komunikacji. W tym kontekście szczególny niepokój powinny budzić profile, na których udostępniane są informacje, a nie ma żadnych osobistych postów, zdjęć z wakacji itd. Zdarza się, że troll zamieszcza zdjęcia na jeden wybrany temat, np. zwierząt czy jakiegoś hobby, by w ten sposób trochę „siebie” uwiarygodnić i potem udostępnić „sensacyjną wiadomość”. Spójrzmy też, w jakich odstępach czasu dany profil udostępnia wiadomości, memy itd. Widziałem takie, co robią to co kilka sekund. Zachowajmy czujność. Bądźmy krytyczni wobec każdej wiadomości publikowanej w necie. Sprawdzajmy, kto do nas mówi i w którą stronę chce skierować nasze myśli i zachowania!
Jak powinny się z tym problemem mierzyć instytucje? Zdarza się, że podają fake newsa, więc obawiam się, że nie wszędzie pracują specjaliści w tym zakresie. Jak powinno reagować na przykład wojsko?
Instytucje powinny edukować swoich pracowników. W wojsku zarówno żołnierze, jak i pracownicy cywilni powinni wiedzieć, że mogą być poddawani działaniom dezinformacyjnym przeciwnika i umieć się przed tym bronić. Rozpoznawać kłamstwa, nie rozpowszechniać ich, edukować innych. Prócz tego instytucje powinny zatrudniać specjalistów w tej dziedzinie. W wojsku są to przede wszystkim oficerowie prasowi, personel komunikacji społecznej, który na co dzień publikuje sprawdzone informacje, ostrzega przed dezinformacją i dementuje fake newsy. Myślę, że swoją ważną rolę w monitorowaniu środowiska informacyjnego, w tym treści publikowanych w social mediach, mają do odegrania inne podmioty wojska. Szczególnie te zajmujące się szeroko rozumianymi działaniami informacyjnymi, komunikacyjnymi, niekinetycznymi itd. Bardzo ważna jest tu współpraca tych podmiotów w ramach np. komunikacji strategicznej państwa.
Czy fake newsy należy dementować, czy ignorować, czekając aż ucichną?
Trzeba ostrożnie podejmować działania, a sposób reakcji powinien być uzależniony od rozpoznania, kto do nas mówi. W przypadku nieprawdziwych lub nieścisłych informacji opublikowanych przez oficjalne, znane nam media czy osoby wiarygodne dementowanie, sprostowanie jest jak najbardziej wskazane.
Przeciwnikowi, który w ramach walki informacyjnej używa dezinformacji, zależy jednak, by „robić zasięgi”.
Nie pomagajmy zatem atakującemu. Nie komentujmy, nie dyskutujmy, o „szerowaniu” nie wspomnę. Napiszmy np. „To fejk” lub „Uwaga! To troll” (po sprawdzeniu, że tak jest) i wklejmy link do oficjalnego źródła, które dementuje fałszywą informację. Może to też być link do portalu fact checkingowego. Warto go dodać do ulubionych. Czasami mamy do czynienia z tzw. pożytecznymi idiotami, którzy z przekonania wspierają narrację przeciwnika, lub denialistami, którzy odrzucają wiedzę naukową i fakty. Dyskusja z takimi ludźmi również, moim zdaniem, nie ma większego sensu. Osobiście wolę wówczas napisać, że to hejterski wpis. Trolle i hejterzy karmią się naszymi komentarzami, dyskusjami. Nie róbmy tego, nie zwiększajmy zasięgów wiadomości podanych np. przez portale istniejące od wczoraj, z anonimowym lub fałszywym redaktorem naczelnym, fałszywą siedzibą itd. Inna kwestia to wirale. Tu trudno dowiedzieć się, kto jest autorem takich treści. Często krążą one w naszych komunikatorach. Można jednak spojrzeć na wiral i zadać sobie pytanie: Komu ta „informacja” szkodzi, np. czyje podważa kompetencje, czyją wiarygodność itd., a komu przynosi korzyść? Próba odpowiedzi na to pytanie może pomóc zrozumieć, w jakiej grze, np. politycznej, gospodarczej, wojskowej, przyszło nam uczestniczyć. Bądźmy świadomymi uczestnikami komunikacji, starajmy się zrozumieć środowisko informacyjne. Wtedy nie damy się manipulować i wspierać fałszywych narracji, na czym przeciwnikowi przecież zależy.
W ostatnim czasie w przestrzeni publicznej dominują informacje o inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Czy wojna to obszar, w którym trolle czują się najlepiej?
Dzisiaj zapewne tak, ale jeszcze kilka tygodni czy miesięcy temu ulubionym obszarem działania trolli, oczywiście tych niepaństwowych, były kwestie gospodarcze i konsumenckie. W 2007 roku Al Ries i Jack Trout opublikowali książkę „Wojujący marketing. Zwycięskie strategie i kampanie”, w której wychodzą z założenia, że „marketing to też wojna, w której wrogiem jest konkurencja, a klient to terytorium do zdobycia”. Zresztą w 2010 roku pisała o tej książce „Polska Zbrojna”. Wydaje się, że wojny marketingowe również polegają na sianiu dezinformacji. Czytałem o przykładzie pewnej marki z branży kosmetycznej, która w mediach społecznościowych ogłosiła, że w sklepach pojawi się nowy krem dla kobiet o przełomowym działaniu. Komentarze pod postem posypały się niemal natychmiast, ale były bardzo negatywne: że krem nie działa, że nie robi tego, co powinien, że powoduje uczulenia itd. Tymczasem kremu jeszcze nie było na rynku, więc nikt z konsumentów nie miał nawet szansy go kupić i sprawdzić jego skuteczności. Podejrzenia skierowano na konkurencję i jej trolli.
W teorii to wszystko wydaje się dość proste, ale w rzeczywistości, w której tych informacji jest masa, trudno oddzielić prawdę od fałszu…
Żyjemy w swoich bańkach informacyjnych. Mamy ulubione strony, ulubione konta, które obserwujemy itd. Sami ograniczamy się w swoim własnym w świecie, w którym nasze poglądy są bez przerwy umacniane, niczego nie podajemy w wątpliwość. Jak wspomina P. Ekman w książce „Kłamstwo i jego wykrywanie w biznesie, polityce i małżeństwie”, niektórzy mogą mieć skłonność do swoistego rodzaju akceptowania kłamstw, ponieważ leży to w ich interesie. Być może też odpowiada ich poglądom. Przebywanie w bańce informacyjnej to wielki błąd. Ne możemy zamknąć się wyłącznie w swoim świecie, bo będzie do nas docierać tylko taka informacja, którą mamy dostać i nie zyskamy szansy, by dowiedzieć się czegoś nowego. A nie mając wiedzy o świecie, mediach i własnych kompetencjach lub ułomnościach komunikacyjnych, stajemy się łatwym celem manipulacji. Niestety, wydaje się, że taki „system komunikacji” stworzony został instytucjonalnie dla społeczeństwa rosyjskiego i wyraźnie przegrywa on z demokratycznym, wielopodmiotowym, wolnym światem komunikacji Zachodu, w tym Ukrainy.
Płk rez. dr Dariusz Kryszk – od ponad 20 lat zajmuje się wojskowym Public Affairs (MilPA) i komunikacją strategiczną (StratCom). Jest adiunktem w Zakładzie Komunikacji Strategicznej Instytutu Działań Informacyjnych na Wydziale Wojskowym Akademii Sztuki Wojennej. Pracował m.in. jako główny specjalista Departamentu Prasowo-Informacyjnego i Departamentu Komunikacji Społecznej MON. Prowadzi badania naukowe w obszarze Public Affairs w konfliktach zbrojnych i StratCom (19 publikacji).
Jest absolwentem m.in. Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, studiów dowódczo-sztabowych na AON-ie, Podyplomowego Studium Marketingu Politycznego i Medialnego Wyższej Szkoły Zarządzania i Marketingu w Warszawie oraz Akademii Komunikacji i Informacji Bundeswehry. Jest doktorem nauk wojskowych w specjalności bezpieczeństwo narodowe.
autor zdjęć: Paweł Sobkowicz
komentarze