Litwini uciekli, czy wciągnęli Krzyżaków w pułapkę? Jak zginął wielki mistrz? I dlaczego wojskom polsko-litewskim nie spieszyło się pod Malbork? Bitwa pod Grunwaldem do dziś skrywa wiele zagadek i wywołuje dyskusje wśród historyków. Jedno jest pewne: była jednym z największych zwycięstw w historii polskiego oręża i początkiem końca państwa krzyżackiego.
Jan Matejko, Bitwa pod Grunwaldem
Armie stanęły naprzeciw siebie pomiędzy ósmą a dziewiątą rano. W prostej linii dzieliło je mniej więcej pięć kilometrów łagodnie pofałdowanej przestrzeni, przez środek której płynął strumień. Dobre miejsce na bitwę. Tyle że Jagielle do walki się nie spieszyło. Wcale nie był pewny zwycięstwa. – Do tej pory w starciach polsko-krzyżackich górą był raczej Zakon. Podobnie w konfrontacjach z Litwą. Jagiełło licząc się z przegraną, nakazał rozstawić w okolicy warty z zapasowymi końmi, na wypadek gdyby konieczna okazała się szybka ewakuacja – tłumaczy prof. Michał Kopczyński z Muzeum Historii Polski. Oczywiście król wiedział, że do bitwy musi dojść. Wolał jednak zwiększyć swoje szanse za pomocą sprytnych trików. Jego wojska stały ukryte w zaroślach. Krzyżacy nie znali ich dokładnej liczby ani rozmieszczenia, obawiali się więc uderzyć jako pierwsi. Problem w tym, że sami stali w otwartym polu. A po ulewnej nocy temperatura powoli rosła. Robiło się duszno. Takie warunki trudno było znieść lekkiej jeździe, a co dopiero rycerzom odzianym w ciężkie zbroje. Choć wbrew dominującym dziś wyobrażeniom, oni akurat na polach Grunwaldu byli w zdecydowanej mniejszości...
Mijały kolejne godziny. Ostatecznie i Krzyżacy postanowili sięgnąć po zagrywkę psychologiczną. Do polskiego obozu wysłali dwóch posłańców. – Zadeklarowali przez nich, że siły zakonne cofną się nieco, by ustąpić miejsca Polakom i Litwinom. Taka praktyka nie była w owym czasie niczym nadzwyczajnym – przyznaje prof. Kopczyński. Dalej było już jednak mniej kurtuazji. Posłańcy wręczyli bowiem królowi dwa miecze, oznajmiając przy tym, że oręż ma mu dodać odwagi i odwieść go od chowania się po gajach i zaroślach. – To już była niesłychana zniewaga – podkreśla historyk. – Jagiełło ją zignorował, ale kronikarze zapamiętali jako wyraz buty, która stanowiła zapowiedź przyszłej klęski Zakonu – dodaje.
Około południa wojska ruszyły do boju, rozpoczynając jedną z największych bitew średniowiecznej Europy.
Zakon sprzedaje Gotlandię
To starcie było nieuniknione, obydwie strony zaś dojrzewały do niego przez długie dziesięciolecia. Krzyżacy sprowadzeni do Polski, by ujarzmić pogańskie plemiona Prusów, z czasem wymknęli się spod kontroli i zaczęli grać na siebie, konsekwentnie budując swoją potęgę. W 1309 roku zajęli Pomorze Gdańskie, a wielki mistrz przeniósł swoją siedzibę z Wenecji do Malborka. Spór o przynależność tych ziem miał się toczyć przez kolejne dekady.
Tymczasem na arenie pojawił się kolejny gracz. W siłę rosła Litwa, która podbiła szereg niewielkich księstw ruskich. Krzyżacy to walczyli z potężnym sąsiadem, choćby pod pozorem chrystianizacji, to znów starali się zawierać z nim sojusze. W 1398 roku na przykład wspomogli wielkiego księcia Witolda w wyprawie przeciwko Tatarom. Ale Witold przegrał. – Klęska nad Worsklą uświadomiła Litwinom, że powinni zbliżyć się do Polski. W 1401 roku Witold zawarł porozumienie z Jagiełłą. Walne starcie z Krzyżakami pozostawało kwestią czasu – zaznacza prof. Kopczyński. Obydwie strony zaczęły się przygotowywać do wielkiej wojny. Aby zyskać fundusze na jej prowadzenie, wielki mistrz Ulrich von Jungingen nie wahał się sprzedać Szwedom Gotlandii.
Pretekstem dla Zakonu stało się kolejne antykrzyżackie powstanie na Żmudzi – dawnym terytorium litewskim zarządzanym przez Zakon. W 1409 roku w obecności arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Kurowskiego, który udał się z poselstwem do Malborka, von Jungingen wypowiedział Polakom wojnę, a niebawem zajął i spustoszył przygraniczną ziemię dobrzyńską. – Jagiełło i Witold liczyli, że losy batalii uda im się rozstrzygnąć w jednej dużej bitwie. Krzyżacy mogli oczywiście zastosować zupełnie inną taktykę i pozostać w silnie ufortyfikowanych, a przez to trudnych do zdobycia zamkach. Taką taktykę stosowali choćby w Ziemi Świętej. Ostatecznie jednak zdecydowali się wyjść w pole, bo obawiali się, że siły polsko-litewskie będą pustoszyć całe połacie niebronionych ziem – tłumaczy prof. Kopczyński.
Na wyprawę przeciwko Zakonowi wyruszyło 50 chorągwi polskich i 40 litewsko-ruskich, wspomaganych przez Tatarów. W sumie siły te liczyły od 30 do 35 tysięcy żołnierzy. Przeważała lekka konnica, choć byli też rycerze ciężkozbrojni i piechota. Krzyżacy wystawili przeciwko nim prawie 25 tysięcy konnego rycerstwa, pieszych i artylerzystów. Samych braci było 250. – Resztę stanowili mieszkańcy ziem Zakonu, których obowiązywała służba wojskowa, oraz najemnicy z zachodniej Europy, choć o nich w owym czasie nie było już łatwo – wyjaśnia historyk.
Wielki marsz rozpoczął się w czerwcu 1410 roku. W okolicach Czerwińska część wojsk przeprawiła się przez Wisłę, szeroką w tym miejscu na prawie pół kilometra. Oddziały przeszły po moście pontonowym. 15 lipca polsko-litewskie chorągwie stanęły nieopodal jeziora Łubień, pomiędzy wsiami Stębark, Łodwigowo i Grunwald. Od zachodu nadeszli Krzyżacy.
Długosz zbiera opowieści
Pierwszy opis bitwy pod Grunwaldem powstał już pół roku po jej zakończeniu. Nosi tytuł „Cronica conflictus”, jego autorstwo zaś jest przypisywane królewskiemu sekretarzowi Zbigniewowi Oleśnickiemu bądź kanclerzowi Mikołajowi Trąbie. Najsłynniejszy obraz starcia nakreślił jednak Jan Długosz, autor dzieła „Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego”. – To ciekawa i wciągająca lektura, która aż roi się od pełnokrwistych opisów – podkreśla prof. Kopczyński. To właśnie ona na całe stulecia ukształtowała sposób myślenia Polaków o Grunwaldzie. Z Długosza obficie czerpał choćby Henryk Sienkiewicz, autor bestsellerowej powieści „Krzyżacy”. – Pamiętać jednak trzeba, że sam Długosz nie był świadkiem bitwy. Urodził się pięć lat po niej. Oczywiście miał kontakt z osobami, które walczyły pod Grunwaldem – swoim ojcem oraz Zbigniewem Oleśnickim, swoim protektorem. Ale jego opis został przepuszczony przez filtr powoli zacierającej się ludzkiej pamięci, wyobraźni, osobistych sympatii i uprzedzeń – uważa prof. Kopczyński. Dotyczy to choćby fragmentów, które mówią o zachowaniu Litwinów.
Jednym z kluczowych momentów bitwy stała się szarża litewskiego skrzydła. Po zaciętej, trwającej blisko godzinie walce, szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę Krzyżaków. Według Długosza Litwini, po tym jak w oczy zajrzało im widmo klęski, zaczęli z pola bitwy uciekać. Ponoć niektórzy mieli dotrzeć aż do Wilna, głosząc po drodze, że starcie pod Grunwaldem zostało przegrane. – Długosz nie bardzo poważał Litwinów, a taki opis mógł być wyrazem tych antypatii – twierdzi prof. Kopczyński. – Oto bowiem w latach sześćdziesiątych szwedzki mediewista, prof. Sven Ekdahl odnalazł w archiwum Zakonu przechowywanym na uniwersytecie w Getyndze anonimowy list. Jego autor zwracał się do wielkiego mistrza z ostrzeżeniem, by uważał na fortele stosowane przez nieprzyjaciół na polu bitwy. Jeden z nich polega na kontrolowanym odwrocie. Pogoń za uciekającym przeciwnikiem może doprowadzić do załamania szyku, a w konsekwencji utraty zwycięstwa. Tak właśnie, jak dowodził anonimowy autor, stało się w wielkiej bitwie – dodaje. Ostatnie określenie niechybnie odnosiło się do starcia pod Grunwaldem, treść listu zaś dowodzić mogła, że Litwini wcale stamtąd nie zbiegli.
W samej batalii Krzyżacy przez moment byli bliscy tryumfu. Polscy rycerze w ferworze walki utracili bowiem chorągiew, co przez resztę wojsk mogło zostać odczytane jako sygnał do odwrotu. Ostatecznie jednak zdołali ją odzyskać. Decydujący cios wojskom Zakonu zadały sformowane przez Jagiełłę odwody. Krzyżacy zostali rozbici, a ich obóz splądrowany. Klęska była absolutna. Liczba zabitych w ich szeregach sięgnęła 12 tysięcy. Poległo ponad 200 z 250 walczących braci, w tym większość krzyżackich dostojników. Zginął między innymi wielki mistrz Ulrich von Jungingen. Jego śmierć to zresztą kolejna związana z bitwą zagadka. Według niektórych hipotez mógł on zginąć z ręki rycerza Mszczuja ze Skrzynna, według innych – został zabity przez prostych żołnierzy. – Do takich teorii mogło się przyczynić choćby dosłowne odczytanie słynnego obrazu Matejki. Wielkiego mistrza zabija dwóch piechurów, półnagi mężczyzna w skórach oraz człowiek z głową okrytą czerwoną chustą, który dzierży topór. Z pozoru można by ich wziąć za pogan. Tyle że nimi nie są. Pierwszy trzyma w dłoniach włócznię św. Maurycego, drugi został ustylizowany na kata – opowiada historyk. – Scenę można zinterpretować w sposób następujący: wielki mistrz podniósł rękę na chrześcijan, posługując się kłamstwem, a teraz spotyka go kara za popełnione grzechy. Matejko operował symbolami, tymczasem my jesteśmy skłonni odczytywać jego obraz niemalże jak fotografię z bitwy. I to również wypacza nasze postrzeganie wielkie bitwy... – dodaje naukowiec.
Początek końca
Jak wielkie były straty armii polsko-litewskiej – nie wiadomo. Na pewno między bajki można włożyć stwierdzenie Długosza jakoby pod Grunwaldem poległo zaledwie 12 znaczniejszych rycerzy. Najpewniej liczba poległych zamknęła się w kilku tysiącach. Jedno było wszakże pewne: Jagiełło i Witold tryumfowali. Droga na Malbork stanęła przed nimi otworem. Ale oni znów nie kwapili się do szybkiego marszu. – W uproszczeniu można powiedzieć, że zwycięstwo było dla nich zbyt duże – uważa prof. Kopczyński. Uprzątnięcie pola bitwy z zabitych, odnalezienie ciał krzyżackich dostojników po to, by z honorami odesłać je do Malborka, dobicie bądź opatrzenie rannych, zebranie łupów zajęło trzy dni. Droga do stolicy Zakonu – kolejne cztery. W tym czasie doszczętnie rozbici pod Grunwaldem Krzyżacy zdążyli zorganizować obronę zamku. Na jej czele stanął Henryk von Plauen. Oblężenie trwało prawie dwa miesiące. – Polakom nie udało się zdobyć zamku. Brakowało dział oblężniczych, ale też nie uzyskali poparcia krzyżackich poddanych – wyjaśnia historyk.
Wojnę zakończył pokój podpisany w Toruniu. Do Polski wróciła ziemia dobrzyńska, do Litwy Żmudź. Było jeszcze parę innych zapisów, generalnie jednak w opinii wielu historyków sukces pod Grunwaldem nie został należycie wykorzystany. Tymczasem prof. Kopczyński zwraca uwagę na rzecz znamienną. – Klęska pod Grunwaldem przetrąciła kręgosłup Zakonu. Po niej Krzyżacy unikali walnych bitew. Podczas kolejnej wojny raczej chowali się w zamkach. Wojska polskie mogły swobodnie operować na ich ziemiach. Aby dźwigać kraj ze zniszczeń, bracia musieli podnosić podatki, co z kolei rodziło opór poddanych. Wielka bitwa faktycznie była więc początkiem końca państwa zakonnego – podsumowuje prof. Kopczyński.
Korzystałem z: Jan Długosz, Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, Warszawa 2009; Michał Kopczyński, Bitwa pod Grunwaldem, czyli pięć godzin, które wstrząsnęły Europą (audiobook); Henryk Samsonowicz, Janusz Tazbir, Tadeusz Łepkowski, Tomasz Nałęcz, Polska. Losy państwa i narodu, Warszawa 1992
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze