„Wkrótce będziemy świętować to historyczne porozumienie” – stwierdził Siradżuddin Hakkani, zastępca przywódcy talibów, na łamach „New York Timesa”. „Nowy początek pozwoli wszystkim naszym rodakom powrócić z wygnania do naszego wspólnego domu, gdzie każdy będzie miał prawo żyć z godnością i w pokoju” – czytamy w artykule opublikowanym 20 lutego. Tak Hakkani ocenia porozumienie zawarte kilka dni wcześniej między talibami a Stanami Zjednoczonymi, które ma zakończyć afgańską wojnę. I choć cały artykuł przesiąknięty jest podobnymi optymistycznymi wizjami, ze świętowaniem należałoby się jeszcze wstrzymać.
Próby wynegocjowania pokoju z talibami, początkowo utrzymywane w tajemnicy, podejmowane były już od 2011 roku. Rozpędu nabrały podczas kadencji Donalda Trumpa, który sprowadzenie amerykańskich żołnierzy do domu uczynił jednym z ważniejszych zadań swojej prezydentury. Porozumienie było niemal gotowe we wrześniu 2019 roku, jednak rozmowy zostały zerwane po tym, gdy w przeprowadzonym przez talibów ataku w Kabulu zginął amerykański żołnierz.
Teraz jednak porozumienie wydaje się bliższe niż kiedykolwiek. Wynegocjowanie go jest na rękę zarówno talibom, dla których wyjście sił USA będzie ogromnym propagandowym zwycięstwem i szansą na ponowne objęcie władzy, jak i dla Trumpa, dla którego zakończenie niemal dwudziestoletniej wojny będzie z pewnością argumentem w walce o reelekcję.
Samo porozumienie nie jest jednak jeszcze gwarancją pokoju: na razie obie strony zgodziły się na tygodniowe „ograniczenie przemocy”, które rozpoczęło się w nocy z 22 na 23 lutego. Jeśli to zawieszenie broni się sprawdzi, ostateczne porozumienie pokojowe zostanie podpisane 29 lutego. USA do lipca ograniczą swój dwunastotysięczny kontyngent o jedną trzecią, a później stopniowo wycofają się całkowicie. W zamian talibowie obiecają nie udzielać schronienia grupom terrorystycznym i rozpocząć negocjacje z afgańskim rządem.
Artykuł Hakkaniego, drugiego najważniejszego człowieka w ruchu talibów, sugeruje, że osiągnięto już konsensus i pokój jest tylko kwestią czasu. Ponieważ jednak pełna treść porozumienia nie jest jeszcze znana, trudno powiedzieć jak ten pokój miałby wyglądać, kto obejmie władzę w Afganistanie i kiedy to nastąpi. Ponieważ talibowie od samego początku twardo upierali się, że nie ma mowy o żadnym kompromisie dopóki zagraniczni żołnierze stacjonują na terytorium kraju, cały proces może potrwać jeszcze długie miesiące lub lata. Co potem – pozostaje wielką niewiadomą.
Fot. Spc. Mary L. Gonzalez, CJTF-101 Public Affairs
„Jestem pewien”, pisze Hakkani, „że wyzwoleni spod zagranicznej dominacji i ingerencji razem znajdziemy drogę do zbudowania opartego na islamie systemu, w którym wszyscy Afgańczycy będą cieszyć się równymi prawami.” I choć deklaruje on, że wszelkie wewnętrzne spory muszą być rozwiązane poprzez rozmowy, nie przemoc, a naród afgański jest już zmęczony czterdziestoletnimi wojnami, to jego słowa brzmią nazbyt optymistycznie, by nie powiedzieć – fałszywie. Nic nie wskazuje na to, by po opuszczeniu Afganistanu przez USA, działania zbrojne miały się zakończyć.
Po pierwsze, rozmowy z rządem mogą być trudne biorąc pod uwagę, że talibowie uważają przedstawicieli tego rządu za zdrajców i zagraniczne marionetki i od dawna odmawiali jakichkolwiek negocjacji z nimi. Sam Hakkani miał nawet planować w kwietniu 2008 roku zamach na prezydenta Karzaja. Po drugie, ruch talibów od dawna nie jest już scentralizowaną strukturą z jednym przywództwem, jak w latach 90. Osiemnaście lat partyzantki sprawiło, że stał się zlepkiem luźno powiązanych grup, których komendanci często są w rzeczywistości niezależni od wierchuszki i mogą odmówić podporządkowania się rozkazom. Po trzecie, w Afganistanie działają inne grupy, wrogie zarówno wobec rządu, jak i talibów, jak chociażby lokalna franczyza ISIS. Grupy te nie złożą broni niezależnie od wyniku negocjacji.
Pozostaje jeszcze jedna sprawa. Cztery dekady wojen, masakr, czystek etnicznych, prześladowań i zamachów zostawiły w afgańskim narodzie, od stuleci rozdartym na tle etnicznych i religijnych konfliktów, głębokie rany, których najsłodsze nawet słowa Hakkaniego nie będą w stanie zagoić. Ciężko sobie wyobrazić, by walczący od trzydziestu lat z talibami Tadżycy, Uzbecy pod wodzą osławionego generała Dostuma czy szczególnie udręczeni przez talibów Hazarowie bez szemrania przyjęli rządy Pasztunów.
„Wierzę”, pisze Hakkani, „że nie jest już odległy dzień, gdy wspólnie ze wszystkimi naszymi afgańskimi braćmi i siostrami ruszymy w kierunku trwałego pokoju i położymy fundament pod nowy Afganistan.” Fundament ten może jednak okazać się chwiejny i trudno będzie na nim cokolwiek wybudować.
autor zdjęć: Spc. Mary L. Gonzalez, CJTF-101 Public Affairs
komentarze