Morze żyje i ciągle się zmienia. A my musimy być z tymi zmianami na bieżąco, by żadna z nich nie zagroziła żegludze. To zajęcie żmudne, choć możliwości mamy nieporównanie większe niż przed laty – podkreśla kmdr Dariusz Kolator, szef Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej, które w lutym świętowało 100-lecie istnienia.
Biuro Hydrograficzne, czyli najstarsza jednostka polskiej marynarki...
Kmdr Dariusz Kolator: Marynarka Wojenna RP powstała w listopadzie 1918 roku. Pierwszymi jednostkami wchodzącymi w jej skład były flotylle rzeczne. Ale one nie przetrwały do dziś, w odróżnieniu od utworzonego w lutym 1920 roku Urzędu Hydrograficznego MW, który niewiele później został przemianowany na Biuro Hydrograficzne MW i funkcjonuje nieprzerwanie od stu lat. Spośród wszystkich obecnie istniejących jednostek marynarki rzeczywiście mamy najdłuższy staż.
Można przyjąć, że wasza historia rozpoczęła się w chwili, kiedy późniejszy admirał Józef Unrug na własne nazwisko kupił od Niemców okręt hydrograficzny? Dodajmy: pierwszy okręt morski, który w ogóle posiadała polska marynarka.
W pewnym uproszczeniu – tak. ORP „Pomorzanin”, jeszcze jako statek pod nazwą „Deutschland”, został zakupiony pod koniec 1919 roku. 10 lutego 1920 roku, czyli w dniu zaślubin Polski z Bałtykiem wcielono go do marynarki wojennej. Ale na pierwsze podniesienie biało-czerwonej bandery nad jego pokładem trzeba było czekać blisko trzy miesiące. Nastąpiło to 1 maja. Urząd Hydrograficzny RP już wówczas funkcjonował. Został powołany 19 lutego, na jego czele stanął zaś Józef Unrug, wówczas kapitan.
19 lutego w Akademii Marynarki Wojennej odbyła się uroczysta akademia poświęcona obchodom stulecia Polskiej Służby Hydrograficznej. Fot. Krzysztof Miłosz/ AMW
Można odnieść wrażenie, że wszystko odbywało się w dużym pośpiechu. Dlaczego sprawa powołania instytucji zajmującej się hydrografią była tak pilna?
Po I wojnie sytuacja geopolityczna w Europie zmieniła się diametralnie. Stare imperia upadły, powstały nowe państwa. Odrodziła się też Polska, która po długich zabiegach uzyskała dostęp do Bałtyku. Tyle że Niemcy zaczęli publicznie powątpiewać, czy jest ona w stanie zapewnić bezpieczeństwo żeglugi na podlegających jej akwenach. W obiegu oczywiście przez cały czas były mapy wydane jeszcze w czasach Cesarstwa Niemieckiego, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Podczas wojny na Bałtyku prowadzone były intensywne działania wojenne. Pozostałością po nich były zagrody minowe czy wraki. Trzeba było map, które przystawałyby do nowych realiów. Polska musiała pokazać, że potrafi zadbać o bezpieczeństwo statków wchodzących na jej wody. Miało to wymiar praktyczny, ale też prestiżowy. Pierwsza polska mapa morska przygotowana w oparciu o własne pomiary wydana została w 1927 roku. Obejmowała obszar Zatoki Gdańskiej.
Od tamtego czasu minęły dziesiątki lat. Czy zadania Biura Hydrograficznego w jakikolwiek sposób się zmieniły?
Generalnie rzecz biorąc, nie. Nadal jesteśmy instytucją ulokowaną w strukturach marynarki wojennej i zabezpieczamy działania polskich okrętów. Podobnie jak wtedy, pracujemy też jednak na rzecz żeglugi cywilnej. Nasze zadanie sprowadza się do tego, by załogom wszelkich jednostek, które przemierzają polskie wody Bałtyku dostarczyć kompletne dane nawigacyjne, czyli przede wszystkim morską mapę nawigacyjną, informację o trasach żeglugowych, podejściach do portów czy zagrożeniach na morzu.
W jaki sposób to zadanie realizujecie?
Współpracujemy ściśle z Dywizjonem Zabezpieczenia Hydrograficznego, który wchodzi w skład 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. Dysponuje on specjalistycznymi jednostkami – okrętami i motorówkami hydrograficznymi. Ich załogi prowadzą pomiary morskiego dna. Interesuje nas przede wszystkim głębokość na akwenach, gdzie przechodzą jednostki pływające, a także przeszkody nawigacyjne. Mogą to być budowle hydrotechniczne, wraki, zalegające na dnie duże głazy. Tego rodzaju danych dostarcza nam nie tylko dywizjon. Robią to także prowadzący własne badania zarządcy portów, urzędy morskie czy prywatne firmy, które działają na zlecenie różnego rodzaju inwestorów. Do tego zobowiązuje ich polskie prawo. Prócz tego gromadzimy również informacje na temat linii brzegowej, na przykład rozmieszczenia latarni morskich czy charakterystycznych budowli. Taka wiedza może dodatkowo wspomóc załogi jednostek pływających w określaniu ich pozycji. Zgromadzony przez nas materiał służy do tworzenia map morskich, locji i ostrzeżeń nawigacyjnych.
To powiedzmy trochę o nich. Jak często wydajecie mapy?
Tradycyjne papierowe co 3–4 lata. Przygotowujemy też mapy elektroniczne, które są na bieżąco aktualizowane. Jeśli na morzu pojawi się jakaś utrudniająca żeglugę przeszkoda, podajemy taką informację do publicznej wiadomości poprzez system ostrzeżeń nawigacyjnych. Mapy w wersji elektronicznej uaktualniamy na bieżąco. Na te papierowe zmiany nanoszą sami marynarze, żeglarze czy rybacy. Mogą oni skorzystać również z przygotowywanych przez nas wklejek.
A dlaczego mapy morskie trzeba tak często uaktualniać? Przecież na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać...
… że morze jest zawsze takie samo?
No właśnie.
Zdecydowanie tak nie jest. Morskie dno przez cały czas pracuje. Za sprawą prądów czy sztormów zmienia się jego konfiguracja. Pojawiają się spłycenia, odsłaniane i przemieszczane są szczątki wraków, które wcześniej żegludze nie zagrażały. Głębokość morza często zmienia się na przykład przy wejściu do portu we Władysławowie czy w okolicach Ławicy Słupskiej. Do tego dochodzą wszelkiego rodzaju budowle wznoszone przez człowieka czy przypadki losowe. Sztorm zrywa na przykład pławę sygnalizacyjną, przestaje działać jakaś latarnia morska. Na to wszystko należy zwracać uwagę i alarmować użytkowników morza.
Pojazd nawodny Z-Boat 1800. Fot. BHMW
Nad czym pracujecie w tej chwili?
Od pewnego czasu jednostki Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego prowadzą pomiary akwenów, których głębokość nie przekracza 20 metrów. Wiąże się to z faktem, że zanurzenie statków wchodzących na Bałtyk sięga 16–17 metrów. Jeśli więc we wspomnianych miejscach pojawiłyby się jakieś przeszkody, mogłyby tym największym jednostkom zagrozić. Na szczęście służby hydrograficzne dysponują sprzętem, który pozwala to bardzo dokładnie sprawdzić. Postęp w tej dziedzinie jest ogromny. Kilkadziesiąt lat temu hydrografowie byli zdani na jednowiązkowe echosondy lustrujące dno bezpośrednio pod kadłubem jednostki, która prowadziła pomiary. Przebadanie dna metr po metrze było niemalże niemożliwe. Teraz mamy do dyspozycji sondy wielowiązkowe, które są w stanie przebadać szeroki pas wokół motorówki czy okrętu. Aparatura jest bardziej precyzyjna i wydajna, ale praca hydrografów nadal pozostaje zajęciem żmudnym. Jest trochę jak oranie pola skiba po skibie...
Plany na przyszłość?
Powoli kończymy badanie wspomnianych akwenów do głębokości 20 metrów. Wspólnie z administracją morską pracujemy nad wyznaczaniem nowych tras żeglugowych. Takie rozwiązanie wymuszają na nas planowane inwestycje. Na Bałtyku będą powstawać farmy wiatrowe. W dalszej przyszłości chcemy przeprowadzić badania batymetryczne także na głębszych akwenach tak, by uaktualnić dane dotyczące całości polskich akwenów morskich.
autor zdjęć: BHMW, Marian Kluczyński, Krzysztof Miłosz
komentarze