Wojskowe formacje górskie, obok jednostek specjalnych i powietrznodesantowych, budzą nieustające zainteresowanie miłośników historii. Jednocześnie, w odróżnieniu od akcji specjalnych czy desantowych, kampanie górskie wciąż są mało znane. „Wrzesień 1939 w dolinie Dunajca” dr. Dawida Golika szczegółowo przybliża pierwsze wielkie starcie jednostek górskich w II wojnie światowej i nie jest to jedyna zaleta tej książki.
Spisz, Orawa, Pieniny, Beskid Wyspowy, dolina Dunajca i Popradu, Krościenko, Limanowa, Stary Sącz i Nowy Sącz… Wszystkie te nazwy kojarzą się miłośnikom turystyki i nie tylko im z malowniczymi krajobrazami południowych krańców Polski. Kto choć raz płynął przełomem Dunajca między pienińskimi szczytami mieniącymi się wszystkimi kolorami jesiennych drzew, ten przyzna, że jest to widok niezapomniany. Tymi okolicami oczarowani byli również żołnierze niemieckiej 2 Dywizji Strzelców Górskich, którzy 1 września 1939 roku przynieśli w nie pożogę i zniszczenia. Jeden z nich, starszy strzelec Steinberger tak wspominał walkę pod Tylmanową: „We wsi w dolinie płonęły jasno domy. Klekotały karabiny maszynowe – wróg stawiał opór. Tu na szczycie panowało najjaśniejsze słońce, wszystko wyglądało tak spokojnie, że prawie zapomnielibyśmy o wojnie, gdyby nie dochodził do nas z doliny nieustający zgiełk walki”. Tym samym podkomendny gen. Valentina Feursteina przyznawał, że najazd na Polskę dla strzelców górskich nie zmienił się w spacer górskimi szlakami, na co liczyli. Agresorom z Tyrolu, wspomaganym przez Słowaków z dywizji o swojskiej nazwie „Jánošik”, zejścia w doliny bronili żołnierze 1 Pułku Strzelców Podhalańskich, Korpusu Ochrony Pogranicza i Obrony Narodowej z armii „Karpaty” gen. Kazimierza Fabrycego.
Książka dr. Golika nosi podtytuł, który wskazuje dokładnie jej zakres tematyczny: „Bój graniczny i walki nad górnym Dunajcem między 1 a 6 września 1939 roku”. Jak przyznaje sam autor we wstępie: „Mimo że walki nad górnym Dunajcem były już wielokrotnie opisywane, nigdy jednak nie powstało wyczerpujące opracowanie, które sumowałoby dotychczasowe ustalenia i zestawiało z sobą dokumenty i relacje polskie, niemieckie i słowackie. Nie starano się również, jak dotąd, rzetelnie przedstawić losów dotkniętej działaniami wojennymi ludności cywilnej”. Dr Golik wszystkie te niedociągnięcia dopełnił znakomicie. W sześciu rozdziałach przedstawiono chronologicznie, lecz z różnych punktów widzenia, pierwsze starcia w Pieninach i na Spiszu, obronę umocnionych pozycji pod Kłodnem i na Wietrznicy, która pokrzyżowała niemieckie plany blitzkriegu w głąb Małopolski, wreszcie walki o Nowy Sącz.
Autor udowadnia też, przywołując dokumenty i relacje obu stron konfliktu, że Wehrmacht od pierwszych dni wojny stosował wobec ludności cywilnej brutalny terror. Nabiera to dodatkowego kolorytu, jeśli weźmie się pod uwagę, że 2 Dywizja Strzelców Górskich nie tylko była jednostką elitarną, ale większość jej żołnierzy stanowili Austriacy, którzy przecież nie tak dawno byli dla mieszkańców Małopolski „współobywatelami”. Zdarzało się, że naprzeciw siebie stawali weterani z ck armii walczący ramię w ramię na wysokogórskim froncie włoskim I wojny światowej. Mimo to zatrważająco często dochodziło do krwawych pacyfikacji, jak chociażby w Świniarsku niedaleko Nowego Sącza, gdzie 5 września strzelcy górscy rozstrzelali pod pomnikiem Grunwaldzkim kilkunastu mieszkańców tej wsi, oskarżając ich o ostrzelanie patrolu motocyklowego. Niemieccy żołnierze, zszokowani twardą polską obroną, nie dowierzając, jak szczupłe siły wojska im się opierały, przekonani byli, że polskich żołnierzy wspierali „partyzanci”. Zaczęli ich widzieć w niemal wszystkich mijanych miejscowościach na szlaku bojowym do Nowego Sącza.
Czytając opisy bohaterskiej obrony nielicznych oddziałów polskich, nasuwa się refleksja, że wielka szkoda, iż tacy bojowi oficerowie jak mjr Włodzimierz Kraszkiewicz, kpt. Roman II Wróblewski, kpt. Włodzimierz Pałucki czy por. Karol Falzman dysponowali tak szczupłymi siłami do obrony doliny Dunajca. Podhalańczycy, żołnierze KOP z Wołynia i limanowskiej Obrony Narodowej spełnili swój obowiązek wobec ojczyzny z nawiązką, stając naprzeciw nieprzyjaciela dysponującego przytłaczającą przewagą. „Wrzesień 1939 w dolinie Dunajca” nie tylko oddaje im w pełni zasłużony honor i przywraca o nich pamięć, ale jest także przewodnikiem po miejscach ich walki. I to jest kolejna niebagatelna wartość tej publikacji. W pełni należy zgodzić się z fragmentem recenzji dr. hab. Grzegorza Bębnika, zamieszczonej na okładce książki, że „na pochwałę zasługuje coś, co w pracach historycznych tego typu jest nieczęste, czyli widowiskowe niemalże powiązanie wyników kwerendy archiwalnej i bibliotecznej z efektami badań terenowych”. Dr Golik nie tylko wykonał imponującą kwerendę archiwalną, ale przemierzył również górski szlak na własnych nogach, dokumentując opisami i fotografiami jego dzisiejszy obraz. Tym samym uczynił ze swej książki nie tylko dzieło historyczne, ale i przewodnik turystyczny.
Na koniec pozwolę sobie na osobistą dygresję. Mając rodzinne korzenie pod Limanową, wiem, że o górach i góralach można pisać tylko wtedy, jeśli samemu poznało się góry i życie ich mieszkańców. Dr Golik spełnił ten warunek, co „Wrzesień 1939 w dolinie Dunajca” czyni jeszcze bardziej godnym polecenia.
Dawid Golik, „Wrzesień 1939 w dolinie Dunajca. Bój graniczny i walki nad górnym Dunajcem między 1 a 6 września 1939 roku”, IPN i Wydawnictwo Attyka, Kraków 2018.
komentarze