Afera szpiegowska z udziałem byłego wysokiego rangą oficera Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz przedstawiciela koncernu Huawei w Polsce to pokłosie konfliktu tej firmy z rządem USA. Pokazuje ona jednak niezwykle dobitnie, że elektroniczny krwiobieg państwa wymaga szczególnej ochrony, cywilny sektor telekomunikacyjny i informatyczny zaś jest dziś obszarem rywalizacji mocarstw w skali wcale nie mniejszej niż sfera nowoczesnych technologii militarnych.
Konflikt na linii: administracja prezydenta Trumpa – Huawei trwa już wiele miesięcy. Jego ostatnią odsłoną jest np. zatrzymanie na lotnisku w Kanadzie szefowej finansów koncernu Meng Wanzhou czy mniej lub bardziej oficjalne naciski Waszyngtonu na sojuszników, by zrezygnowali z usług giganta, zwłaszcza przy budowie sieci 5G.
Huawei jest drugim po Samsungu producentem smartfonów na świecie, wyprzedzając tym samym amerykańską firmę Apple. Jest też globalnym liderem w zakresie technologii telekomunikacyjnych, produkując chociażby elementy przekaźników telefonii komórkowej. Mimo to nie udało mu się wejść na amerykański rynek.
W 2012 roku w raporcie Kongresu firma została określona jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i oskarżenia te nie były zapewne pozbawione faktycznych podstaw. Posługiwanie się przez Pekin szpiegostwem przemysłowym, jako jedną z metod pozyskiwania technologii, jest rzeczą powszechnie znaną. Zapisy dotyczące tego procederu znajdziemy m.in. w każdej z dorocznych edycji raportu biura sekretarza obrony USA na temat potencjału militarnego Państwa Środka, opublikowanych w latach 2006-2018.
W najnowszym dokumencie czytamy m.in.: „Chiny inwestują w technologie, które będą stanowić fundamenty przyszłych innowacji, zarówno w sektorze komercyjnym, jak i wojskowym. Pozyskują zagraniczne technologie poprzez import, zagraniczne inwestycje bezpośrednie (FDI), szpiegostwo przemysłowe i cyberszpiegostwo oraz tworzenie zagranicznych centrów badawczo- rozwojowych”. I jeśli spojrzymy na rozwiązania stosowane przykładowo w chińskich myśliwcach V generacji czy systemach radarowych najnowszych niszczycieli jasne staje się, że podobieństwo do rozwiązań amerykańskich, nawet w wyglądzie, nie może być dziełem przypadku. Stąd też bierze się amerykańska ostrożność co do elektronicznych gadżetów, rozwiązań i oprogramowania nie tylko produkowanych, lecz przede wszystkim projektowanych w Chinach. Co do tego zaś, że Huawei (ani żadna inna chińska firma podobnych rozmiarów) nie mógł osiągnąć swej pozycji bez współpracy z chińskim rządem, wątpliwości nie ma w zasadzie nikt.
Doniesień o tzw. tylnych drzwiach (backdoor), w jakie wyposażone są chińskie urządzenia codziennego nawet użytku pojawiało, się już wiele. Kilka lat temu mówiło się o chińskich czajnikach i żelazkach, które były czymś więcej niż tylko zwykłym sprzętem AGD. W 2017 roku dziennik „The New York Times” opublikował materiał dotyczący możliwości użycia dronów chińskiej firmy DJI (kontrolującej 70 procent światowego rynku) jako narzędzia szpiegowskiego. Dane dotyczące samego lotu oraz materiał zdjęciowy gromadzone są bowiem w aplikacji i na serwerach producenta. Podobne stanowisko zawarte zostało w raporcie Urzędu ds. Imigracji i Służby Celnej USA. I chociaż koncern zapewnia, że dostępu do nich nie mają agencje rządowe, nie rozwiewa to jednak wszystkich obaw. Coraz częściej pojawiają się również głosy, że dostęp do aplikacji jest na tyle podatny na ingerencje hakerów, że stosunkowo łatwa jest również zwykła kradzież tych danych. Zwracał na to uwagę raport jednej z czołowych firm zajmujących się cyberbezpieczeństwem – Check Point. Drony DJI zniknęły z militarnego rynku amerykańskiego i australijskiego, władze Australii zaś zdecydowały również, by nie podpisywać umów na budowę sieci 5G z Huawei ani z ZTE.
W listopadzie ubiegłego roku inny amerykański dziennik – „Wall Street Journal” poinformował o naciskach administracji USA na sojuszników (w tym kontekście wymieniono Niemcy, Włochy i Japonię), aby ograniczyły dostęp chińskich koncernów telekomunikacyjnych do swoich rynków i nie brały ich pod uwagę przy budowie sieci 5G. Według doniesień gazety, amerykańskie obawy są związane z tym, że w państwach, w których znajdują się bazy wojskowe USA, część komunikacji odbywa się za pośrednictwem komercyjnych łączy i jeśli opierają się one na chińskiej technologii, to istnieje ryzyko wycieku danych.
W tym miejscu dochodzimy do krajowej afery szpiegowskiej. Jeśli podawane przez WSI informacje opierają się na prawdzie, to bez wątpienia obiektem nacisków w kwestii Huawei jest również Polska, starająca się przecież o zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej. Na ile jednak istotne są tutaj kwestie czysto gospodarcze, podyktowane wojną handlową Stanów Zjednoczonych i Chin, na ile zaś faktyczne względy bezpieczeństwa. Wszak udział w rynku koncernu z Państwa Środka będzie musiał przypaść komuś innemu i może to być firma amerykańska. Jednocześnie widać wyraźnie coś, o czym zdarza się nam często zapominać – na komercyjny sektor telekomunikacyjny należy patrzeć w kategoriach nie tylko czysto komercyjnych. Informacja była i jest czymś najcenniejszym i projektując rozwiązania przyszłości warto wiedzieć, czy i kto może dzięki nim zyskać do niej dostęp.
komentarze