„Niektórzy mówili, patrząc na twoją historię, że zagadką jest to, że przetrwałaś. Ale myślę, że nie wiedzieli, co mówili, Ameryko”, śpiewał kiedyś jeden z pokolenia renegade muzyki country Waylon Jennings. Ta piosenka to apoteoza ojczyzny, w której wszyscy mogą znaleźć własne miejsce, swój dom. Miododajna kraina przez wieki była marzeniem nie tylko Amerykanów, lecz także Europejczyków. Dla nich stała się legendarnym El Dorado, obsypną złotem Gór Czarnych bezkresną prerią, gdzie każdy ma szansę napisać swój życiorys na nowo. W rzeczywistości zaś ten Zachód, o którym marzyli, był naprawdę dziki. Eksplorowany brutalnie przez hiszpańskich konkwistadorów, wykrwawiony przez brytyjskie i francuskie wojska, a potem przez samych Amerykanów, niewiele miał wspólnego z piękną legendą. Tę amerykańską hydrę złożoną z rzeczywistości i z mitu pokazuje Piotr Korczyński w książce „Dawno temu na Dzikim Zachodzie”.
Jeśli jednak ktoś spodziewa się przeczytać opowieść z gatunku „my rifle, my pony and me”, może się rozczarować. Ale tylko na początku, bo w zamian dostanie opowiedzianą w epizodach historię od XVI-wiecznych hiszpańskich wypraw do Nowego Świata, przez wojny kolonialistów i meksykańskie powstania, aż do głośnych w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku protestów walczących o swoje prawa Indian. To tak, jakby ktoś, zamiast podrygiwania na końskim zadzie po amerykańskim pograniczu, zaproponował nam podróż harleyem przez wieki. Ale to nie wszystko, bo oprócz prawdy czasu w książce Piotra Korczyńskiego mamy jeszcze prawdę ekranu, czyli opowieść o tym, jak twórcy jedynego w swoim rodzaju gatunku filmowego wykorzystali mit Dzikiego Zachodu. Autor pokazuje, jak to się stało, że ten tak typowo amerykański produkt zyskał drugie, jeszcze lepsze życie za oceanem, w kultowych spaghetti westernach.
A tkwi w tym pewien paradoks. Bo Europejczycy przyswoili legendę Dzikiego Zachodu niemal bezkrytycznie, a następnie z wielką atencją przerobili ją po swojemu. I odprasowanego, zawsze schludnego kowboja w stylu Johna Wayne’a zastąpili zakurzonym twardzielem w ponczo, z mroczną duszą, który nie jest tak nieskazitelny, ale za to jakby bardziej ludzki. Co ciekawe, ten odmitologizowany już kowboj wrócił do swojej ojczyzny i znalazł miejsce w westernach lat siedemdziesiątych i późniejszych, które powoli dekonstruowały czarno-biały, jednowymiarowy obraz Dzikiego Zachodu.
Jest też w książce Piotra Korczyńskiego trzeci wątek, nasz rodzimy. Bo jak wiele innych krajów, również Ameryka chętnie przyjęła bijących się za wolność – jeśli nie naszą, to chociażby cudzą – Polaków, powstańców listopadowych i styczniowych.
O czym jest więc książka Piotra Korczyńskiego? Być może o tym, że legenda Dzikiego Zachodu, trochę już odrealniona dzięki serialowi „West World” albo muzyce dark country, zachowała swój pierwotny urok i wciąż możemy śnić własny „american dream”.
Piotr Korczyński, „Dawno temu na Dzikim Zachodzie”, PWN, 2018
komentarze