Pierwsze marynarskie szlify zdobywali na żaglowcu ORP „Iskra”, ale też po raz pierwszy w historii na… łodziach wiosłowych. Świeżo upieczeni podchorążowie z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni zakończyli właśnie szkolenie kandydackie. Wkrótce złożą przysięgę wojskową i rozpoczną naukę.
– Podchorążowie pełnią wachty, biorą udział w „alarmach do żagli”, poznają budowę okrętu i regulamin służby na nim. Czas wolny? Ledwie starcza go na sen – opowiadał kmdr Mariusz Mięsikowski, prorektor ds. studenckich, który towarzyszył studentom w ich pierwszym rejsie. – Na razie pogoda jest świetna, ale mam nadzieję, że jeszcze nas pokołysze i podchorążowie zmierzą się z chorobą morską – dodawał. Bo w rejsach kandydackich chodzi też o to, by przyszli oficerowie na własnej skórze poczuli specyfikę służby na morzu. Posmakowali panującej na okręcie ciasnoty, zmiennej pogody, niedospania. Powoli się do tego przyzwyczajali albo szybko doszli do wniosku, że poszukają dla siebie innej ścieżki.
W tym roku tak zwany rejs kandydacki na pokładzie ORP „Iskra” trwał dwa tygodnie. Okręt opuścił Gdynię 5 września, a siedem dni później zawinął do portu w Świnoujściu. Tam nastąpiła wymiana studenckich grup. Druga z nich zaliczyła trasę odwrotną, tyle że z wejściem do Kołobrzegu. – Dla ORP „Iskra” była to jubileuszowa, trzydziesta wizyta w tym porcie. Część podchorążych wzięła tam udział w regatach wioślarskich – informuje kmdr Mięsikowski. Do zawodów mieli okazję przygotować się podczas tygodniowego pobytu w Czernicy, gdzie mieści się ośrodek szkoleniowy Akademii Marynarki Wojennej. Po raz pierwszy w historii z myślą o przyszłych oficerach zostało tam zorganizowane szkolenie łodziowe. – Wprowadzenie tego elementu poniekąd wymusiło na nas życie – przyznaje kmdr Mięsikowski. – W tym roku minister obrony narodowej zwiększył limit naboru kandydatów na studia wojskowe. Podchorążowie, których przyjęliśmy, nie byliby w stanie pomieścić się na pokładzie żaglowca. Dlatego podzieliśmy ich na dwie grupy. W czasie gdy pierwsza wychodziła na Bałtyk, druga miała zajęcia na jeziorach – tłumaczy prorektor.
Dla podchorążych wiązało się to przede wszystkim z zaprawą kondycyjną. Zostali oni zakwaterowani w namiotach, posiłki jedli w polowej stołówce, a każdego dnia mieli dwie godziny treningu wiosłowego. – Uczestnicy szkolenia uczyli się pracy zespołowej. To ważne, ponieważ w marynarce nie ma miejsca dla indywidualistów. Aby okręt mógł wyjść z portu i działać, potrzebne są praca i współdziałanie wielu osób – podkreśla kmdr por. Wojciech Mundt, rzecznik Akademii Marynarki Wojennej. Podchorążowie poznawali też podstawowe komendy i elementy ceremoniału morskiego. Na tym jednak nie koniec. – W Czernicy uczyli się korzystać ze środków ratunkowych, w tym tratwy. Musieli na przykład wcielić się w rolę rozbitków i spędzić jedną noc na tratwie, na środku jeziora – informuje kmdr por. Mundt. Rolę instruktorów odgrywali podchorążowie drugiego roku AMW. Dla nich obóz w Czernicy stał się okazją do zbierania doświadczeń w dowodzeniu.
Łącznie w szkoleniu kandydackim wzięło udział 50 podchorążych. Każdy z nich musiał zebrać siedem zaliczeń i zdać egzamin końcowy. – To był trudny, ale też bardzo ciekawy czas. Wiele emocji dostarczył zwłaszcza rejs żaglowcem. Na długo zapamiętam choćby wchodzenie na maszty. Sama wysokość i widok z góry potrafią wyzwolić niezłą porcję adrenaliny – przyznaje mar. pchor. Jakub Pagórski, jeden ze studentów wojskowych. Teraz podchorążych czeka krótki odpoczynek. Wkrótce rozpoczną naukę na pierwszym roku AMW oraz złożą wojskową przysięgę.
autor zdjęć: kpt. mar. Łukasz Teległów, kmdr dr inż. Mariusz Mięsikowski
komentarze