Polskie brygady kawalerii we wrześniu i październiku 1939 roku były bardzo trudnym przeciwnikiem zarówno dla Wehrmachtu, jak i Armii Czerwonej. Pułki szwoleżerów, ułanów i strzelców konnych, doskonale wyszkolone, mające wysokie morale i dobre uzbrojenie, budziły respekt wśród żołnierzy niemieckich i sowieckich. Mogły wykonywać błyskawiczne uderzenia i równie szybko „odskakiwać” od nieprzyjaciela. Przykładem takiego brawurowego ataku jest wypad na Kamieńsk żołnierzy i oficerów 2 Pułku Strzelców Konnych. Doszło do niego w nocy z 3 na 4 września 1939 roku. W dniach 1-2 września, Wołyńska Brygada Kawalerii powstrzymała w kompleksach nadleśnictwa Grodzisko i Łobodno na północ od Częstochowy napór wrogiego zagonu pancernego na przeprawę na rzece Warcie. Nie dopuściła tym samym do oskrzydlenia jednostek armii „Łódź” gen. dyw. Juliusza Rómmla przez szybkie związki 10 Armii gen. art. Waltera von Reichenau.
1 września 1939 roku w obszarze Wilkowiecko – Mokra – Miedzno – Zawady – Kmieńszczyzna „Żelazna” Brygada Wołyńska odparła cztery natarcia czołgów niemieckiej 4 Dywizji Pancernej oraz wiele pomniejszych ataków piechoty. Według płk. Stanisława Koszutskiego, kwatermistrza Wołyńskiej Brygady Kawalerii, autora „Wspomnień z różnych pobojowisk”, Niemcy stracili około 80–100 czołgów, natomiast gen. dyw. Juliusz Rómmel zapisał we wspomnieniach, że Wołyńska Brygada zniszczyła pod Mokrą około 150 czołgów i pojazdów mechanicznych. Pododdziały Brygady płk. dypl. Juliana Filipowicza broniły w tym dniu około 20-kilometrowego odcinka frontu. Taka długość bronionego odcinka odbiegała od regulaminowych zasad walki jednostek kawalerii, które zakładały kilka kilometrów obrony.
2 września Wołyńska Brygada, mając już poważne straty, głównie w szeregach 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich i 12 Pułk Ułanów Podolskich oraz w sprzęcie 2 Dywizjonu Artylerii Konnej, powstrzymywała, w obszarze Ostrowy – Borowa –Kocin, napór niemieckiej piechoty wspartej przez wozy pancerne.
Polska kawaleria, by ubezpieczać skrzydła armii „Łódź”, przesunęła się 3 września w rejon miejscowości Łękawa – Łękińsko – Janów Nowy. Patrole wysłane na dalekie rozpoznanie obszaru: Radomsko – Kamieńsk – Goszkowice do godzin południowych zaobserwowały nieprzyjaciela tylko w okolicach Radomska. Dowództwo brygady wykorzystało całodniowy postój na wypoczynek oraz reorganizację zmęczonych i wykrwawionych dwudniowymi ciężkimi walkami oddziałów. W godzinach wieczornych 3 września brygada otrzymała rozkaz uderzenia nocą na zgrupowanie pancerne nieprzyjaciela w Kamieńsku, a następnie przejścia do odwodu w rejon miast Głupice – Drużbice na południe od Bełchatowa.
Na zdjęciu ułan Jan Paluch w mundurze 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich. Na lewym ramieniu odznaka dobrego celowniczego. W 1939 r. był kapralem 2 Pułku Strzelców Konnych, celowniczym ckm, osłaniającym wypad nocny na Kamieńsk.
Pułkownik Julian Filipowicz postanowił wykonać dwa wypady: w kierunku Rozprzy i na Kamieńsk. Pierwszy miał zrealizować 12 Pułk Ułanów Podolskich z 11 Batalionem Strzelców i 2 Pułk Strzelców Konnych. Jednak akcja ta uderzyła w próżnię – kawalerzyści spotkali tylko drobne patrole niemieckie. Natomiast drugi wypad strzelców z Hrubieszowa stał się jedną z najlepiej przygotowanych i przeprowadzonych tego typu akcji bojowych w historii kampanii 1939 roku.
Na wstępie warto przyjrzeć się odprawie oficerów, podchorążych, podoficerów i starszych strzelców, która odbyła się około godziny 22.00 w jednej z kwater 2 szwadronu w miejscowości Ozga, oddalonej o około 4 km na północny-zachód od Kamieńska. Zagaił ppłk Józef Mularczyk: „Położenie: oddział wyłoniony z pułku, w m. Ozga. Nieprzyjaciel rozpoznany w m. Kamieńsk. Broń pancerna w sile kilkudziesięciu czołgów. Zadanie: wypadem nocnym uderzyć na m. Kamieńsk, zniszczyć możliwie jak najwięcej sprzętu i sił żywych nieprzyjaciela. Wykonanie: domarsz w czterech grupach liczących około dwudziestu ludzi, każda pod dowództwem oficera. Mjr Łączyński dowódcą całości. Otrzymuje przydzielonego oficera z drugiego szwadronu, w poczcie dwóch podoficerów z rakietnicami. Tu zostaje drugi szwadron jako ubezpieczenie. Otrzyma specjalne rozkazy. Uderzy w razie potrzeby. Uzbrojenie oficerów i podoficerów w pistolety i granaty, strzelców w karabinki z bagnetami i granaty. Też zabrać butelki z benzyną. Wszyscy bez płaszczy, bez ostróg i jakichkolwiek zbędnych części rynsztunku”.
Dalej odprawę prowadził mjr Włodzimierz Łączyński: „Oddział od razu dzieląc się na grupy wychodzi o godzinie 23-ej w największej ciszy. Ubezpieczenie szperaczami od czoła. Przez mostek kolumienkami, potem dwiema równoległymi grupami. Ppor. Ciesiul, jako topograf, ma za zadanie doprowadzić oddział terenem na miejsce przeznaczenia […]. Napotkane ubezpieczenie niemieckie jak najciszej wyminąć, patrole przepuścić. W razie ostrzelania odskoczyć i paść. Nie wdawać się w walkę bez konieczności. Mieć na uwadze ogólne zadanie: zaskoczenie nieprzyjaciela na postoju w Kamieńsku. Zniszczenie czołgów jest celem, a nie walka w polu […]. Po dostaniu się na skrzydła i na tyły nieprzyjaciela równoczesne uderzenie o wpół do pierwszej! W razie wcześniejszego przyjścia, położyć się i zaczekać”. (oba cytaty z: J. Sobieszczański: Gwiazda dróg. 2 P.S.K. w akcji nocnej na Kamieńsk. „Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej” 1976 nr 87). Ppor. Mieczysław Ciesiul w międzyczasie zaznaczył na mapie dokładną trasę przemarszu spieszonego oddziału z Ozgi do Kamieńska.
Mając na uwadze również inne relacje, należy nadmienić, że akcję miał przeprowadzić niewielki oddział, z liczną jednak kadrą oficerską i podoficerską. Z każdego szwadronu wybrano 10–12 ochotników, oficera i 4 koniowodnych. Ustalono kod porozumiewania się (z użyciem rakiet sygnałowych) oraz hasło rozpoznawcze: „Maciuś” – słowo trudne do wymówienia dla Niemców. Warto zwrócić uwagę, że strzelcy otrzymali rozkaz posługiwania się głównie bronią białą, granatami i butelkami z benzyną. Kawalerzystów miała osłaniać kadra dowódcza wyposażona w broń krótką.
Wymarsz 60-osobowego oddziału wypadowego rozpoczął się planowo 3 września o godzinie 23.00. Strzelcy cichym marszem obeszli Kamieńsk z prawej strony, tak aby w czasie ataku kierować się na linię polskich placówek, która była położona w niewielkiej odległości od miasteczka. Nieprzyjaciel na postój wybrał podwórka, stodoły, place i zagrody, wystawiając na wylotach miasteczka tylko nieliczne warty. Porucznik Józef Ostoja-Gajewski, dowódca plutonu przeciwpancernego, tak opisał akcję: „Byłem dowódcą naszej szpicy. Po wejściu do pierwszych zabudowań Kamieńska zaskoczyła mnie panująca tam cisza. Minęliśmy kilka domów. Szkopa ani na lekarstwo. Pomyślałem, albo ich nie ma, albo nie wystawili ubezpieczenia na skraju osady. Dziwna sprawa. Cóż robić? Szliśmy dalej. Po kilkudziesięciu krokach, dosłownie przed naszym nosem padł strzał z karabinu. Część chłopców rzuciła się do tyłu. Za mną! – krzyknąłem i pistoletem wskazałem kierunek. Spłoszony Niemiec wpadł do stodoły. Wrota zostawił otwarte. Zaświeciłem latarkę. W środku mrowie. Puściłem im cały magazynek z pistoletu […]. Podchorąży Suchodolski dał znak, określił cel. Pierwszy przez wrota rzucił granat do stodoły. Zapaliła się słoma, a z nią cały budynek. Wyskakujący übermensche byli w piżamach, w rękach trzymali pasy z oporządzeniem. Nie zdążyli nałożyć mundurów. […] Przed stodołą stały cztery czołgi i samochód – cysterna napełniona paliwem. Do jednego wozu udało się wskoczyć załodze, ale nie zdążyli zamknąć klapy. Jeden z naszych rzucił granat. Czołg eksplodował. Zapalił się. Zajęła się również cysterna. Kłęby czarnego dymu mieszały się z białym i ograniczały nam pole widzenia. Na inne pojazdy poleciały butelki z benzyną, a za nimi i granaty”.
Cała operacja trwała około 30 min, po tym czasie na rozkaz ppłk. Józefa Mularczyka, który znajdował się na linii placówek, zostały wystrzelone rakiety. Wskazały one kierunek wycofania się oddziału wypadowego. Świtem 4 września 1939 roku 2 Pułk Strzelców Konnych dołączył do Wołyńskiej Brygady Kawalerii znajdującej się już w nowym rejonie postoju: Głupice – Drużbice.
Po polskiej stronie było kilku rannych oraz zaginiony plut. pchor. Tomasz Suchodolski. Znacznie bardziej poszkodowana była 1 Dywizja Pancerna gen. Rudolfa Schmidta. Zniszczeniu uległo około 30 czołgów i 16 samochodów. Straty były tak duże dlatego, że doszło do wyjątkowych zaniedbań w ubezpieczeniu postoju. Niestety Niemcy w odwecie za atak dokonali zbrodni na cywilnej ludności Kamieńska i pobliskich wiosek.
W 1971 roku na kanwie wypadu 2 Pułku Strzelców Konnych na Kamieńsk powstał film „Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni” w reżyserii Mieczysława Waśkowskiego.
Jednym z uczestników tamtych wydarzeń był mój dziadek kpr. Jan Paluch. Jako celowniczy ciężkiego karabinu maszynowego osłaniał nocny wypad na Kamieńsk. Przed wojną odbył służbę w 21 Pułku Ułanów Nadwiślańskich w Równem oraz w szwadronie KOP „Dederkały”. 1 września 1939 roku walczył w bitwie pod Mokrą. Szlak bojowy zakończył w rejonie Jacni i Adamowa 23 września. W czasie okupacji był łącznikiem w oddziale partyzanckim Narodowej Organizacji Wojskowej, dowodzonym przez por. Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan”.
komentarze