Regionalne bezpieczeństwo wymaga ustabilizowania i utrwalenia relacji – tak wiceadmirał James Foggo, dowódca Morskich Sił Uderzeniowych i Wsparcia NATO (STRIKFORNATO), podsumowuje zakończone właśnie manewry „Baltops”. Przyciągnęły one rekordową liczbę uczestników z 17 państw.
Przez prawie dwa tygodnie na Bałtyku ćwiczyło 49 okrętów, 61 samolotów i śmigłowców oraz 5600 marynarzy i żołnierzy. Zarówno z państw Sojuszu, jak i krajów z nim współpracujących, takich jak Szwecja, Finlandia, czy Gruzja. Pod koniec ubiegłego tygodnia jednostki biorące udział w manewrach zawinęły do portu w niemieckiej Kilonii. Właśnie tam w weekend „Baltops 2015” został podsumowany.
– Jesteśmy wdzięczni, że nasi europejscy partnerzy i sojusznicy dołączyli do nas w tym ćwiczeniu, ponieważ regionalne bezpieczeństwo jest wspólnym wysiłkiem, który wymaga komunikacji, zrozumienia, ustabilizowania i utrwalenia wzajemnych relacji – podkreślał wiceadm. James Foggo, dowódca STRIKFORNATO, które zorganizowało manewry.
Wiceadm. James Foggo z wicepremierem Tomaszem Siemoniakiem.
Dziś i jutro większość okrętów opuści Kilonię i skieruje się do macierzystych portów. Niektóre uczyniły to już wcześniej, wśród nich polski niszczyciel min ORP „Mewa”, który kilka godzin temu dotarł do Gdyni. – Podczas manewrów 23 okręty przeciwminowe zostały połączone w jedną grupę i podporządkowane dowódcy Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO – informuje kmdr ppor. Michał Dziugan, dowódca ORP „Mewa”. – My wykonywaliśmy zadania w okolicach Bornholmu, a potem torowaliśmy drogę desantowi, który został wysadzony w szwedzkiej Ravlundzie. Naszym zadaniem było namierzenie i usunięcie postawionych przez nieprzyjaciela min ćwiczebnych – dodaje.
Desant w Szwecji był jednym z kluczowych momentów ćwiczeń. Kilka dni później operacja została powtórzona w okolicach Ustki. Podczas tych zadań z pokładów USS „San Antonio”, HMS „Ocean” oraz okrętów transportowo-minowych ORP „Lublin” i ORP „Gniezno” desantowało się blisko 700 żołnierzy piechoty morskiej ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Finlandii.
W tegorocznej edycji „Baltopsu” łącznie wzięło udział aż dziewięć okrętów z Polski. Do tego doszli jeszcze żołnierze 7 Brygady Obrony Wybrzeża, którzy podczas lądowania w Ustce wcielili się w rolę sił nieprzyjaciela. Ćwiczyły też cztery śmigłowce i jeden samolot lotnictwa morskiego.
Cztery zadania nad Bałtykiem zrealizowała załoga patrolowo-rozpoznawczej Bryzy. – Polegały one na prowadzeniu rozpoznania radioelektronicznego i wzrokowego – tłumaczy kpt. nawig. Wojciech Kaleta, oficer taktyczny z załogi samolotu. Bryza dwukrotnie współpracowała z duńską fregatą rakietową HDMS „Absalon”. – Musieliśmy podczas tych epizodów odnaleźć na morzu siły „niebieskich”, wśród których znalazł się na przykład brytyjski śmigłowcowiec HMS „Ocean”, obfotografować je i przekazać Duńczykom informacje o ich pozycjach – wspomina kpt. nawig. Kaleta. Polscy lotnicy brali też udział w zadaniach związanych z ratownictwem oraz poszukiwaniem i zwalczaniem okrętu podwodnego.
Ćwiczenia „Baltops” organizowane są na Bałtyku od 1972 roku. W 1993 roku do udziału w nich zostały zaproszone Polska i państwa byłego bloku wschodniego. Odtąd manewry odbywały się w ramach „Partnerstwa dla Pokoju”. Do niedawna swoje okręty na „Baltops” wysyłała także Rosja.
Tegoroczna edycja „Baltopsu” została zorganizowana przez STRIKFORNATO z siedzibą w Lizbonie. Manewry stały się częścią cyklu czterech ćwiczeń pod kryptonimem „Allied Shield”. Trzy z nich prowadzone były w czerwcu, między innymi na terytorium Polski. W ten sposób NATO realizuje zapowiedź wzmocnienia tak zwanej wschodniej flanki.
autor zdjęć: chor. Artur Zakrzewski / DKS MON
komentarze