Ostatni szczyt ministrów obrony NATO można wreszcie uznać za naprawdę udany. Po wielomiesięcznych dyskusjach i uzgodnieniach realnego kształtu nabiera obecność wojsk sojuszniczych w państwach wschodniej flanki – ocenia Tadeusz Wróbel, publicysta „Polski Zbrojnej”.
Oczywiście pięciotysięczna szpica wystawiona przez pakt wojskowy, którego członkowie mają pod bronią kilka milionów żołnierzy nie wygląda imponująco. Niemniej jednak ma wielki walor nie tylko polityczny, ale i praktyczny. Siły te w razie sytuacji kryzysowej będzie można bardzo szybko wysłać tam, gdzie będą potrzebne. A wydarzenia sprzed roku na Ukrainie pokazały, jak ważna jest natychmiastowa reakcja na agresywne zachowania, bo jej brak rozzuchwala agresora.
Co ważne zapadła decyzja o podwojeniu ogólnej liczebności Sił Odpowiedzi NATO, które mają stanowić wzmocnienie dla szpicy. A jeszcze przed kilkoma miesiącami Polsce, Rumunii i państwom nadbałtyckim trudno było przekonać część z sojuszników, że sytuacja w Europie Środkowej, po rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, wymaga militarnych posunięć. Nie chcieli oni drażnić Moskwy i powoływali się na porozumienia z nią sprzed lat, które ta dawno już złamała. Z czasem naszym ważnym „sojusznikiem” w zabiegach o większą obecność wojsk sojuszników z NATO w regionie stała się sama Rosja. Jej działania we wschodniej Ukrainie czy prowokacyjne loty bombowców, spowodowały, że nawet ostrożni politycy Zachodu zaczęli tracić cierpliwość.
Pewnym cieniem na brukselskich spotkaniach położyło się ostrzeżenie amerykańskiego sekretarza Chucka Hagela przed możliwym podziałem NATO na północ i południe. Ponoć za zamkniętymi drzwiami pojawiły się głosy, że Sojusz skupia swoją uwagę tylko na jednym regionie. Prawdopodobnie wyraz swemu niezadowoleniu mogły dać niektóre z państw śródziemnomorskich. Podczas, gdy dla Polski, Estonii, Łotwy, Litwy, Bułgarii czy Rumunii powodem do obaw jest krwawy konflikt we wschodniej Ukrainie oraz rozbudowa rosyjskiego potencjału militarnego u ich granic, to Hiszpania czy Włochy jako większe zagrożenia dla swego bezpieczeństwa postrzegają przestępczość i rozwój islamskiego ekstremizmu w państwach Afryki i Bliskiego Wschodu. I te ich obawy NATO też będzie musiało uwzględnić, by nie dopuścić do trwałego wewnętrznego podziału na północ-południe, który mógłby sparaliżować najpotężniejszy pakt wojskowy.
komentarze