Jeśli Rosja rzeczywiście wysłała okręt lub pojazd podwodny w głąb Szwecji i zostanie on wykryty, to będzie to poważny kryzys w już i tak trudnych relacjach Sztokholm–Moskwa. Można tylko spekulować, jakie mogłyby być cele takiej misji. Być może Rosjanie chcieli rozmieścić w rejonie Archipelagu Sztokholmskiego aparaturę wywiadowczą lub podjąć czy naprawić znajdujące się tam podobne urządzenia. W Szwecji pojawiła się sugestia, że mogli podłożyć „uśpione” miny morskie, przerzucić agentów itp. Szwedzi obawiają się, że może być to preludium do większej operacji przygotowywanej przez Rosję. Możliwe, że Moskwa chciała sprawdzić szczelność szwedzkiego systemu obrony dla celów politycznych – pisze Tadeusz Wróbel, dziennikarz miesięcznika „Polska Zbrojna”.
Szwedzcy wojskowi szukają tajemniczego obiektu podwodnego w rejonie Sztokholmu. Według tamtejszych mediów może to być okręt rosyjski, który doznał awarii. Moskwa już zaprzeczyła, by w tym rejonie znajdowała się jakaś jednostka jej floty wojennej.
Intruz w szwedzkiej wodzie
Od kilku dni szwedzkie siły zbrojne prowadzą wielką operację w szkierach na wschód od stolicy kraju – Sztokholmu. Między skalistymi wysepkami krążą okręty i łodzie bojowe marynarki wojennej, w tym jej chluba –korweta rakietowa „Visby”. Nad tym rejonem widać wojskowe samoloty i śmigłowce. W działaniach biorą też udział żołnierze jednostki desantowej. Według szwedzkich mediów największa od czasów zimnej wojny aktywność sił zbrojnych w rejonie wybrzeża ma związek z wykryciem obecności intruza – okrętu podwodnego. Jednak źródła wojskowe oficjalnie używają dość enigmatycznych wyjaśnień dla tych działań, jak „obca aktywność podwodna”. Wczoraj opublikowano zdjęcie wykonane z dużej odległości przez przypadkową osobę, na którym widać jakiś obiekt wynurzony z wody. Wojskowi ujawnili, że otrzymali trzy sygnały o dostrzeżeniu intruza: dwa w piątek i jeden w niedzielę. Poza niezidentyfikowanym obiektem żołnierze szukają tajemniczego, ubranego na czarno człowieka z plecakiem, który brodził w wodzie koło wyspy Korso. Dotąd nie padło ze strony władz w Szwecji jednoznaczne stwierdzenie, że działania w Archipelagu Sztokholmskim mają związek z Rosją.
Media są mniej poprawne polityczne. Dziennik „Svenska Dagbladet” ujawnił, w powołaniu na anonimowe źródła, że w ubiegły czwartek szwedzki wojskowy nasłuch radiowy przechwycił transmisje radiowe z rejonu Kanholmsfjärden w Archipelagu Sztokholmskim a Kaliningradem. Jedna z nich prowadzona była prowadzona otwartym tekstem, w języku rosyjskim. Pozostałe były już zaszyfrowane. Łączność prowadzona była na częstotliwości wykorzystywanej przez rosyjską marynarkę wojenną w sytuacjach alarmowych.
Samoloty, okręty, żołnierze szukający intruzów wśród szkierów bardzo przypominają obrazy z czasów zimnej wojny (pojawiły się też nawiązania do filmu „Polowanie na Czerwony Październik”). Wtedy, co jakiś czas, szwedzkie wojsko ogłaszało wykrycie obecności wrogich okrętów podwodnych, z jasnym wskazaniem, że chodzi o jednostki sowieckie. Jednak tylko raz owe sygnały znalazły jednoznaczne potwierdzenie. W październiku 1981 r. zaledwie dwa kilometry od największej bazy szwedzkiej marynarki wojennej w Karlskronie wynurzył się W-137, który doznał uszkodzeń kadłuba. Sowieci tłumaczyli swą obecność w tym strategicznym miejscu „pomyłką w nawigacji”. Jako że w innych przypadkach nie było niezbitych dowodów na obecność sowieckich jednostek, pojawiły się spekulacje, że alarmy były „straszakiem” używanym przez siły zbrojne celem przekonania polityków o konieczności utrzymania dużych wydatków na obronę.
Kogo mogą upolować Szwedzi
Rosja oficjalnie twierdzi, że w pobliżu szwedzkiego wybrzeża nie ma żadnego jej okrętu podwodnego. Flota Bałtycka ma ich trzy – dwa są w stoczni, a trzeci jest poza Bałtykiem. Nieprawdopodobna jest obecność atomowego okrętu „Dymitr Doński” z pociskami balistycznymi, bo Bałtyk jest zbyt mały i płytki dla 175-metrowej jednostki. Okręty podwodne o napędzie atomowym mają dwie rosyjskie floty – Północna i Oceanu Spokojnego. Siły morskie na Bałtyku i Morzu Czarnym posiadają tylko jednostki o napędzie konwencjonalnym.
Prawdopodobnie jednak jednostka specjalna w enklawie kaliningradzkiej ma pojazdy podwodne. Podobnego sprzętu używali sowieccy komandosi do penetrowania szwedzkich wybrzeży w czasach zimnej wojny. Wówczas towarzyszył tym niewielkim jednostkom statek–matka (przerobiona jednostka handlowa lub rybacka), który oczekiwał na wodach międzynarodowych. Obecnie dostrzeżono podobny, podejrzany statek od kilku dni przebywający niedaleko szwedzkich wybrzeży. Tankowiec „Concord” pływa pod liberyjską banderą, ale należy do firmy z Noworosyjska, co rodzi spekulacje, że czeka na miniaturową jednostkę, która popadła w kłopoty. Inną pośrednią wskazówką może być wyjście w morze z Sankt Petersburga rosyjskiego statku naukowo-badawczego „Profesor Łogaczew”. Jest to jednostka cywilna, przeznaczona do badań dna morskiego, która może poszukiwać też obiektów podwodnych. Oficjalnie statek ten miał kierować się na Wyspy Kanaryjskie, ale wczoraj po południu, po wyjściu z Zatoki Botnickiej, zaprzestał nadawać informacje o swym położeniu.
Czy to początek kryzysu na linii Sztokholm–Moskwa?
Jeśli Rosja rzeczywiście wysłała okręt lub pojazd podwodny w głąb Szwecji i zostanie on wykryty, to będzie to poważny kryzys w już i tak trudnych relacjach Sztokholm–Moskwa. Można tylko spekulować, jakie mogłyby być cele takiej misji. Być może Rosjanie chcieli rozmieścić w rejonie Archipelagu Sztokholmskiego aparaturę wywiadowczą lub podjąć czy naprawić znajdujące się tam podobne urządzenia. W Szwecji pojawiła się sugestia, że mogli podłożyć „uśpione” miny morskie, przerzucić agentów itp. Szwedzi obawiają się, że może być to preludium do większej operacji przygotowywanej przez Rosję.
Możliwe, że Moskwa chciała sprawdzić szczelność szwedzkiego systemu obrony dla celów politycznych. Wtedy nie można wykluczyć, że ujawnienie obecności podwodnego „liliputa” było elementem złożonej gry, mającej pokazać społeczeństwu Szwecji, że nie może czuć się bezpieczne. Jeśli poszukiwania zakończą się fiaskiem, to odebrane zostanie to jako słabość jej sił zbrojnych. Peter Mattsson, ekspert ze szwedzkiej Akademii Obrony Narodowej, w rozmowie zamieszczonej przez serwis internetowy svd.se zwrócił uwagę, że działania Rosji są bardziej nastawione na wywarcie presji na społeczeństwo, wpływu na decyzje polityczne, niż na osiągnięcie celów wojskowych. W jego ocenie jest to przejaw kompleksowej strategii, łączącej działania militarne, wojny gospodarczą i informacyjną, w której wykorzystywane są media społecznościowe. Zdaniem eksperta Rosjanie zrobili to, co kiedyś było siłą Zachodu – dokonali dogłębnej analizy osobowościowej polityków i wojskowych państw Unii Europejskiej i NATO pod kątem tego, jak zachowają się oni w sytuacji kryzysowej. Mattsson uważa, że naruszając wody terytorialne, Moskwa próbuje wymusić na władzach Szwecji rezygnację z kursu na zacieśnienie relacji polityczno-wojskowych z NATO. Jeśli Skandynawowie tego nie uczynią, to nie zaznają spokoju. Tym bardziej, że nie jest to w ostatnich tygodniach jedyny incydent z Rosją w tle. Na początku października Szwedzi ujawnili, że na niebezpiecznie bliską odległość zbliżył się do ich samolotu wywiadowczego rosyjski myśliwiec. We wrześniu szwedzką przestrzeń powietrzną naruszyły bombowce Su-24.
Podejrzane transmisje radiowe wykryte przez wojsko w czwartek nie były pierwszym sygnałem o obecności tajemniczych okrętów podwodnym koło szwedzkiego wybrzeża. 13 października zdjęcia jednemu z nich zrobiła Anne Berlin, gdy wypoczywała na wyspie Hassel. Gdy sprawa poszukiwań obcego okrętu stała się głośna, wysłała je wojsku. Jednak autor bloga poświęconego sprawom bezpieczeństwa i obronności, po zapoznaniu się ze zdjęciami Berlin, stwierdził, że to holenderski „Bruinvis”, jednostka typu Walrus. W tym czasie odbywały się wspólne ćwiczenia sił morskich Szwecji i Holandii. Dlatego Rosjanie zasugerowali, że w sprawie tajemniczego okrętu Szwedzi powinni porozmawiać z Holendrami. Jednak „Bruinvis” po zakończeniu manewrów udał się do stolicy Estonii, Tallina.
komentarze