Pierwsza tura afgańskich wyborów prezydenckich, przeprowadzona 5 kwietnia 2014 roku, ma
zasadnicze znaczenie dla przyszłości tego kraju i perspektyw dalszej pomocy Zachodu. Ostateczny wynik spodziewanej drugiej tury wyborów zakończy 12-letnie rządy Hamida Karzaja, hamujące rozwój kraju i sprzyjające ruchowi oporu talibów – pisze Marcin Andrzej Piotrowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Przebieg kampanii i głosowania
Głównymi problemami Afganistanu pozostaną zagrożenie bezpieczeństwa oraz zależność od pomocy gospodarczej Zachodu. Uznanie legitymacji następcy Karzaja przez większość głosujących Afgańczyków będzie istotne dla Zachodu podczas podejmowania koniecznych decyzji strategicznych. Kraje NATO powinny zachować dystans do kandydatów i wspierać proces wyborów, przygotowując się do nowej misji po 2014 roku.
W wyborach prezydenckich oficjalna kampania trwała od lutego, w wyborach zaś do rad prowincji – od marca 2014 roku. Główni kandydaci przygotowywali się do niej już od 2013 roku.
Do wyborów prezydenckich zarejestrowano ostatecznie 11 osób, jednak w trakcie kampanii trzy z nich zrezygnowały, wśród nich Kajum Karzaj, brat odchodzącego prezydenta. Każdy z kandydatów do prezydentury startował z wybranymi przez siebie kandydatami do dwóch urzędów wiceprezydenckich. Miało to zwiększyć szanse przedstawicieli głównych grup etnicznych Afganistanu, tzn. Pasztunów, Tadżyków, Uzbeków i Hazarów.
Wbrew obawom w wyborach tych odnotowano największą frekwencję w historii – 58% uprawnionych (7 mln z 12 mln). Najchętniej głosowali mieszkańcy miast oraz młodzież. Znacznie słabiej zaangażowali się wyborcy na wsi, a najmniej – w prowincji Nangarhar, gdzie wciąż silny jest ruch Talibanu. Dla porównania: w kontrowersyjnych wyborach prezydenckich w 2009 roku frekwencja wynosiła oficjalnie 38% uprawnionych, ale faktyczny udział Afgańczyków był dużo mniejszy, co ułatwiało manipulacje i fałszerstwa na rzecz Karzaja. Największa frekwencja (77%) miała towarzyszyć pierwszym wyborom prezydenckim w 2004 roku, jednak wiarygodność tamtego wyniku budzi jeszcze większe i uzasadnione wątpliwości.
Afgańskie realia i rozwiązania konstytucyjne znacząco wydłużają wybory. Liczenie oddanych głosów może potrwać do 20 kwietnia, a rezultaty zostaną ogłoszone prawdopodobnie nie wcześniej niż 24. Wyborcy i sztaby wyborcze mogą zakwestionować część wyników w obwodach na wschodzie i południu Afganistanu, co zapewne wpłynie na ostateczne decyzje Niezależnej Komisji Wyborczej. Do 17 maja znane powinny być też rezultaty wyborów do rad afgańskich prowincji, przeprowadzonych równocześnie z prezydenckimi.
Kandydaci do drugiej tury
Jeśli sondaże przedwyborcze są trafne, żaden z głównych kandydatów nie ma szans na bezwzględną większość głosów. Będzie to oznaczało konieczność zorganizowania drugiej tury między dwoma kandydatami. Odbyłaby się 28 maja br., a dopiero w czerwcu ogłoszono by ostateczny wynik wyborów i zaprzysiężono nowego prezydenta Afganistanu. Na podstawie dotychczasowych deklaracji kandydatów można zakładać, że nie dojdzie do takiej sytuacji, jak jesienią 2009 roku, gdy Abdullah Abdullah zbojkotował drugą turę w proteście przeciwko fałszowaniu głosów na rzecz Karzaja. Jak się wydaje, w dalszym toku kampanii znacznie ostrzej będzie dyskutowana kwestia spadku po rządach Karzaja, w tym dysfunkcjonalnego i skorumpowanego systemu władz centralnych. Mimo wątpliwości co do sondaży w Afganistanie trafne pozostają oceny, że jest tylko trzech silnych kandydatów: Abdullah Abdullah, Zalmaj Rassul i Aszraf Ghani. Każdy z nich ma umiarkowane poglądy na temat przyszłości Afganistanu i dobre relacje z krajami NATO.
Abdullah pochodzi z mieszanego małżeństwa pusztuńsko-tadżyckiego, ale powszechnie uznaje się go za Tadżyka. Był on jednym z liderów ruchu oporu mudżahedinów przeciwko ZSRR, a następnie zaufanym doradcą legendarnego Ahmeda Szah Masuda, który dowodził Sojuszem Północnym walczącym z talibami w latach 90. Jest on dobrze postrzegany na Zachodzie, gdyż w latach 2001–2006 kierował afgańską dyplomacją. W kampanii wyborczej towarzyszą mu Mohammed Chan (Pasztun) oraz Mohammed Mohakik (Hazar). W drugiej turze „trójka Abdullaha” może spotkać się z Rassulem lub Ghanim, którzy są powiązani z odchodzącym prezydentem. Rassul (Pasztun) był szefem Rady Bezpieczeństwa (2002–2010) oraz MSZ Afganistanu (2010–2013). Wraz z Rassulem o urzędy wiceprezydenckie ubiegają się Ahmed Zia Masud (brat zabitego przez Al-Kaidę Ahmeda Szaha) oraz Habiba Sarabi (Hazarka) – jedyna kobieta w tych wyborach. Trzeci liczący się kandydat, Ghani (Pasztun), był ekspertem Banku Światowego i wykładowcą ekonomii w USA, a następnie ministrem finansów Afganistanu (2002–2004). Ghaniemu w kampanii towarzyszą znany uzbecki watażka gen. Abdul Raszid Dostum oraz były minister sprawiedliwości Sarawr Danisz (Hazar). Takie minikoalicje mają złagodzić podziały etniczne, które w przeszłości prowadziły do konfliktów.
Stan bezpieczeństwa w Afganistanie
Pierwsza tura wyborów nie tylko stanowiła poważne wyzwanie dla administracji cywilnej, lecz stała się także sprawdzianem dla prawie 400 tys. żołnierzy i policjantów z Afgańskich Sił
Bezpieczeństwa (ANSF). W odróżnieniu od wyborów z 2009 roku punktów wyborczych nie ochraniały bowiem siły NATO – ISAF. Zwraca uwagę również stosunkowo niski poziom przemocy w dniu wyborów, wbrew wcześniejszym zapowiedziom liderów Talibanu. W potyczkach tego dnia zginęło czterech cywilów i 12 policjantów, natomiast w akcjach ANSF znaczące straty ponieśli sami talibowie (nawet do 176 zabitych). Jest to poważny cios propagandowy dla Talibanu, który odstraszał Afgańczyków od głosowania i przed pierwszą turą przeprowadził serię spektakularnych ataków na siedziby Niezależnej Komisji Wyborczej i MSW oraz zagranicznych obserwatorów w hotelu Serena w Kabulu. Jest zdecydowanie za wcześnie na wnioski na temat stanu i przyszłości Talibanu, ale faktem pozostaje jego niezdolność do odzyskania inicjatywy wojskowej i skupienia się na taktyce terroru, a nie na klasycznej partyzantce.
Ponieważ talibom nie udało się zakłócić pierwszej tury, należy się liczyć z tym, że będą próbowali zdezorganizować drugą, co może wymagać większego zaangażowania sił specjalnych NATO przeciwko ich lokalnym liderom, jak również wzmocnionego wsparcia logistycznego i lotniczego ANSF przez siły sojusznicze (ISAF). Wynik wyborów prezydenckich będzie istotny także dla USA i państw NATO, wahających się, czy warto wspierać ANSF i władze w Kabulu po 2014 roku. Obecnie głównym problemem jest to, że z Afganistanem nie podpisano porozumień o statusie misji doradczej i antyterrorystycznej NATO po tymże roku. W związku z kontrowersyjnymi decyzjami Karzaja (o uwolnieniu kilkudziesięciu liderów talibów i uznaniu aneksji Krymu przez Rosję) nie ma szans na podpisanie tych porozumień do czasu zaprzysiężenia nowego prezydenta Afganistanu. Jednak poparcie umów z USA i NATO przez afgańskich liderów plemiennych i głównych kandydatów w wyborach prezydenckich zdaje się oddalać scenariusz tzw. opcji zerowej, ze wszystkimi jej negatywnymi konsekwencjami dla stabilności kraju po grudniu 2014 roku. Jest bardzo prawdopodobne, że podpisanie tych umów będzie pierwszą decyzją nowo zaprzysiężonego prezydenta Afganistanu.
Stosunkowo sprawny przebieg i duża frekwencja w pierwszej turze wyborów prezydenckich oraz profesjonalizm ANSF osłabiają propagandowo Taliban. Dają też nadzieję na konsolidację dotychczasowych osiągnięć NATO i Afgańczyków. Utrzymanie się pozytywnych tendencji w Afganistanie podważa argumenty tych, którzy kwestionowali sens misji NATO w tym kraju. Poza tym wybory prezydenckie w 2014 roku mogą być zapowiedzią zmiany mentalności afgańskich elit i społeczeństwa. Sukces Abdullaha zwiększyłby szanse na zmiany we władzach i administracji w Kabulu, ale bardziej prawdopodobne jest zwycięstwo kandydata mogącego dłużej pozostawać pod wpływem odchodzącego prezydenta. Zapewnienie bezpieczeństwa do czasu rozstrzygnięcia drugiej tury (czerwiec – lipiec 2014 roku) wyborów będzie nadal poważnym wyzwaniem dla ANSF i ISAF. Jeśli nie dojdzie do manipulacji i fałszerstw wyborczych na skalę obserwowaną w 2009 roku, nie tylko umocni to pozycję nowego prezydenta Afganistanu, lecz także zwiększy wiarygodność i sprawność NATO w najtrudniejszej dotychczas misji bojowej sojuszu. Do czasu poznania ostatecznych wyników wyborów Stany Zjednoczone i NATO powinny zachować dotychczasowy dystans do poszczególnych kandydatów. Dzięki temu można uniknąć błędów z 2009 roku, kiedy USA otwarcie poparły Abdullaha i skomplikowały swoje relacje z Karzajem na następnych pięć lat. Brak widocznego zaangażowania politycznego Zachodu po stronie któregoś z głównych kandydatów nie oznacza jednak zmniejszenia wsparcia technicznego i wojskowego dla drugiej tury wyborów w Afganistanie. Kraje NATO powinny w dalszym ciągu unikać przedwczesnych oświadczeń i komentarzy, które mogłyby utrudnić osiągnięcie niezbędnych kompromisów i zaburzyć nowy układ sił w Kabulu. Powodzenie afgańskich wyborów gwarantuje zrównoważoną agendę najbliższego szczytu NATO.
W świetle wojskowych doświadczeń i korzyści Polski z udziału w ISAF wciąż aktualna jest rekomendacja o zaangażowaniu polskich wojsk specjalnych w misję antyterrorystyczną w Afganistanie po 2014 roku. Niezależnie od kontrowersji, jakie budzi w Polsce ISAF, misja ta ma też duże znaczenie dla stosunków polsko-amerykańskich i nie można wykluczyć, że USA bierze ją pod uwagę w kalkulacjach wobec sprawdzonego sojusznika z Europy.
Tekst artykułu ukazał się na stronie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
komentarze