Skoro Polski nie stać na znaczące inwestycje we wszystkie sfery naszego bezpieczeństwa, musimy wybierać to, co jest najpilniejsze. Nie wydaje się, żeby najpilniejsze były inwestycje w zwiększenie liczebności naszej armii. Dodatkowi żołnierze poprawią może samopoczucie, ale nie zapewnią nam bezpieczeństwa – zauważa dr Tomasz Kamiński, adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.
W związku z rosyjską agresją na Ukrainę coraz głośniej mówi się i pisze o konieczności zasadniczej zmiany strategii rozwoju polskich sił zbrojnych, położenia większego nacisku na zbrojenia konwencjonalne, zwiększenia wydatków na zbrojenia, być może nawet powrotu do armii z poboru. W tym tonie wypowiedział się na przykład prof. Ryszard Machnikowski, w bardzo ciekawym zresztą artykule dla portalu stosunki.pl. (…)
Nie oszukujmy się – nawet masywne inwestycje w broń konwencjonalną niewiele poprawią naszą sytuację. Zauważmy, że nawet zwiększenie polskiej armii ze 100 tysięcy do 200 tysięcy żołnierzy naprawdę niewiele zwiększy nasze szanse w starciu z Rosją, jeśli walczyć mielibyśmy sami, bez pomocy sojuszników z NATO. Zamiast trzech dni, wojna potrwałaby tydzień, może miesiąc, tak jak we wrześniu 1939 roku. To naprawdę nie ma aż takiego wielkiego znaczenia – na koniec i tak byśmy przegrali.
Zapewnić wsparcie sojuszników
Realnie bezpieczeństwo Polski zależne jest więc od zapewnienia sobie gwarancji tego, że tym razem sojusznicy nas nie opuszczą i nie tylko przyjdą z pomocą, ale też zrobią wszystko, żeby nie dopuścić do ataku na nasze terytorium. Jak to zrobić? Pewności co do zachowań innych państw mieć oczywiście nigdy nie będziemy, ale zależność jest dość prosta: im większe straty poniosą Niemcy czy Francuzi w związku z atakiem na Polskę, tym większa będzie ich skłonność, żeby „umierać za Gdańsk”. Polską racją stanu jest więc dalsza integracja gospodarcza w ramach Unii Europejskiej, oznaczająca między innymi konieczność wejścia unii gospodarczej i walutowej. Jak słusznie zauważa Marek Belka, „wejście do strefy euro związałoby Polskę z interesami ekonomicznymi reszty Europy bardziej niż cokolwiek innego”. Jeśli od naszego losu zależałby los europejskiej waluty, to nie byłoby cienia wątpliwości, że atak na Polskę będzie uznany za atak na Niemcy i Francję, bo będzie uderzał w podstawowy interes tych krajów, czyli stabilność strefy euro. Przyjęcie euro byłoby więc najlepszą gwarancją tego, że nasi europejscy partnerzy nie poświęcą Polski, tak jak gotowi są dziś poświęcić Krym, a część z nich pewnie i całą Ukrainę. Bilans korzyści i kosztów będzie przemawiał na naszą korzyść, a nie na korzyść relacji z Rosją.
Przyspieszenie integracji ze strefą euro to decyzja trudna i oprócz bezsprzecznych korzyści niosąca ze sobą określone koszty, w szczególności jeśli przyjęcie europejskiej waluty nastąpiłoby w złym momencie. Być może jednak warto ten mało do niedawna dostrzegany aspekt, jakim jest pozytywny wpływ wejścia do strefy euro na bezpieczeństwo kraju, poważnie rozważyć?
Aktualne wydarzenia na Krymie wcale nie zmieniają faktu, iż najbardziej prawdopodobnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa państwa pozostają przerwy w dostawach surowców energetycznych oraz ataki asymetryczne, a nie uderzenie czołgów na Warszawę. Rosyjskie tanki raczej tak szybko się nad Wisłą nie pojawią, a do przerwania dostaw gazu, niespodziewanego wybuchu w gazoporcie lub ataku na polski system komunikacji elektronicznej może dojść w każdej chwili. To są zagrożenia o prawdopodobieństwie niemal stuprocentowym, dużo większym niż zmasowany atak wojsk konwencjonalnych na terytorium państwa należącego do NATO. Dlatego też w warunkach ograniczeń finansowych państwa polskiego i konieczności wyboru priorytetów w pierwszej kolejności musimy zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, cybernetyczne i ochronę kluczowej infrastruktury. Jeśli oprócz tego wystarczy środków na zwiększenie liczby żołnierzy – to świetnie.
Szczególnie istotna jest energetyka, gdyż realny układ sił w regionie mogłaby zmienić wyłącznie większa dywersyfikacja dostaw surowców do Europy i zmniejszenie zależności od Rosji. To wytrąciłoby z rąk Kremla jedyny naprawdę groźny kij na kraje Zachodu. Jeśli więc, za prof. Machnikowskim, szukać błędów popełnionych przez polskie elity polityczne, to wskazałbym na niebywałą opieszałość w budowie infrastruktury (m.in. wspomniany gazoport, ale również łączniki z sieciami przesyłowymi krajów sąsiednich), prowadzącą do utrzymywania uzależnienia od Moskwy. Jeśli wymagać od Unii Europejskiej ostrej reakcji na działania Putina, to niech będzie to energiczne szukanie alternatyw dla rosyjskiego gazu, nawet jeśli będzie to się wiązało ze znacznym zwiększeniem kosztów dostaw. Tego typu działania znacznie mocniej uderzyłyby w pozycję Rosji niż jakiekolwiek sankcje finansowe wobec osób lub firm, które może nałożyć Unia.
Fajnie byłoby mieć silną armię
Argumentując w tym tekście przeciwko pomysłom znaczącego zwiększenia przez Polskę inwestycji w zbrojenia, wcale nie stawiam tezy, że armia jest dziś niepotrzebna. Nie oznacza to też, że nie chciałbym, żeby Polska była wojskową potęgą, która jest w stanie samodzielnie stawić czoła Rosji. Też marzę o kilkusettysięcznej armii, potężnej flocie, świetnym systemie obrony przeciwrakietowej. Niestety, realnie patrząc Polski na to na razie nie stać. Skupmy się więc na tym, co realne i najbardziej potrzebne. Dla jednych dokończenie gazoportu i zapewnienie mu bezpieczeństwa czy też zatrudnienie kilkuset świetnych informatyków do obrony przed atakami cybernetycznymi może wydać się mało, ale… zróbmy chociaż to. Polskie doświadczenia pokazują, że nawet taki wariant minimum często okazuje się być ponad siły.
Oczywiście teoretycznie moglibyśmy zrezygnować z części wydatków inwestycyjnych państwa lub podnieść podatki, żeby sfinansować program zbrojeń za cenę rozwoju gospodarczego. Na dłuższą metę to jednak doprowadziłoby do osłabienia polskich możliwości wojskowych. Starożytny chiński strateg Sun Bin zapytany kiedyś przez króla, co jest naprawdę ważne, aby wzmocnić armię odpowiedział: „wzbogacenie państwa”. Widzimy to również dzisiaj: im zasobniejsza kasa tym „dłuższa kołdra” i możliwości zaspokojenia większej ilości potrzeb państwa w sferze jego bezpieczeństwa.
Pełna wersja tekstu ukazała się na stronach Instytutu Badań nad Stosunkami Międzynarodowymi.
komentarze