Czy wejście w życie unijnej dyrektywy o handlu bronią okaże się gwoździem do trumny polskiej zbrojeniówki, czy może szansą na zaistnienie naszych firm na europejskich rynkach – zastanawia się europoseł Janusz Zemke (SLD), były wiceminister obrony narodowej.
Państwa Unii Europejskiej do tej pory starały się wspomagać rodzimy przemysł obronny. W rezultacie szanse firm zagranicznych na zdobycie zamówień wojskowych były ograniczane. Komisja Europejska chciała otworzyć rynki handlu bronią i zerwać z faworyzowaniem narodowych producentów uzbrojenia.
Przyjęta dyrektywa w znacznym stopniu wpłynie na nasz przemysł obronny. Nowe prawo znacznie zmniejszy liczbę zamówień udzielanych przez Ministerstwo Obrony Narodowej z wolnej ręki. Konieczność rozpisania przetargu będzie oznaczać, że do procedury trzeba będzie dopuścić kontrahentów zagranicznych. Trudno będzie wówczas wybrać ofertę polskiego producenta, jeśli będzie ona gorsza jakościowo od produktu zagranicznego. Istnieje niebezpieczeństwo, że bez zamówień z MON polskie firmy zbrojeniowe nie przetrwają.
Ale wejście w życie dyrektywy obronnej może być też dla nich szansą. Wzrost konkurencyjności może wpłynąć na wzrost jakości rodzimych produktów. Dyrektywa otwiera także dla nich możliwości, by zaistnieć na zagranicznych rynkach. Nowe unijne prawo działać ma przecież w obie strony.
O dyrektywie obronnej czytaj więcej w materiale polski-zbrojnej.pl.
Handel bronią według nowych przepisów
Dziś wchodzi w życie nowelizacja prawa, które dostosowuje polskie przepisy do unijnej „Dyrektywy obronnej” regulującej wewnątrzwspólnotowy handel bronią i sprzętem wojskowym. Przedstawiciele naszej armii zapewniają, że choć unijne prawo wymusiło otwarcie polskiego rynku zbrojeniowego dla zagranicznych firm, znowelizowana ustawa chroni rodzimy przemysł obronny. |
komentarze