Przez 15 lat służył na okrętach podwodnych. Dziś dowodzi flotą, którą czeka modernizacja. – Marynarka Wojenna ma dostać nowoczesne okręty – cieszy się admirał floty Tomasz Mathea, dowódca marynarzy. Tylko po cichu trochę żałuje, że podniesienie bander na nowych jednostkach obejrzy już jako emerytowany oficer.
– Żołnierzem zawodowym był mój ojciec i brat oraz kilku kuzynów. Nie było więc możliwości, bym pozostał cywilem – żartuje admirał floty Tomasz Mathea. Nie wybrał jednak zielonego munduru jak większość członków rodziny. Studia w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej rozpoczął w 1974 r.
Przez 15 lat służył na okrętach podwodnych. Zajmował tam prawie wszystkie najważniejsze stanowiska. – Podwodniacy od zawsze pełnili bardzo ważną i specyficzną funkcję w MW. Żeby wytrwać podczas zanurzeń kilka dni i nocy, trzeba zgranej i koleżeńskiej drużyny. Na okręcie podwodnym jak nigdzie indziej zdarza się, że decyzja jednego człowieka przesądzałao życiu wielu innych – wspomina admirał.
Podkreśla, że na okręty podwodne nie przenikały spory czy polityczna ideologia. Tam liczył się profesjonalizm, wzajemne zrozumienie, zaufanie i przyjaźń. Nawet w latach przed zmianami ustrojowymi na okrętach podwodnych mówiono do siebie po imieniu lub „proszę pana”, co lepiej oddawało charakter relacji pomiędzy członkami załogi niż obowiązujące wówczas w wojsku formy regulaminowego zwracania się.
– Jako bosman podchorąży był moim dowódcą plutonu. Od podstaw uczył mnie żołnierskiego życia. Bardzo cierpliwie zmieniał mnie i kolegów z cywili w marynarzy. Cieszył się tak dużym szacunkiem i autorytetem, że gdy pluton wracał z zajęć, właśnie o nim śpiewał marszową piosenkę – opowiada kmdr rez. Henryk Piotrowski.
Nawet gdy Mathea ukończył już studia i trafił na swój pierwszy okręt podwodny, kmdr Henryk Piotrowski przychodził odwiedzać podporucznika.
Podwładni cenią admirała także za jego wielką wiedzę, nie tylko wojskową. –Spod jego ręki czy jego zespołu nigdy nie mogło wyjść coś, co było niedopracowane. Jest wręcz perfekcjonistą, a przy tym człowiekiem bardzo sumiennym i cierpliwym – mówi kmdr Piotrowski.
Cierpliwość admirała docenia także jego żona. Gdy nadchodzą święta, tradycyjnie już do jego zadań należy żmudne zajęcie pokrojenia sałatki jarzynowej.
Świąteczny czas zawsze stara się spędzać z rodziną. Choć bywa to trudne, bo sam ma mnóstwo obowiązków, a część bliskich mieszka w różnych rejonach kraju. Nawet pod choinkę boi się zaglądać, że znajdzie rózgę za to, że tak często nie ma go w domu.
W tym roku postanowił jednak zebrać wszystkich i spędzić Boże Narodzenie w ośrodku wypoczynkowym na Warmii. Szczególnie nie może się doczekać przyjazdu wnuczki – pięcioletniej Wiktorii.
Ale także w święta admirał nie zapomina o swoich żołnierzach. Zdradził, że w tym roku żaden z polskich marynarzy nie spędzi świąt na morzu. Kilkudziesięciu będzie co prawda w kontyngentach poza granicami kraju. Jednak żaden poza służbą dyżurną nie będzie świętował na okręcie.
Wśród świątecznych życzeń admirała Tomasza Mathei jest też jedno szczególnie ważne – by żadne zawirowania nie opóźniły dostarczenia polskiej Marynarce okrętów przewidzianych planem modernizacji, w tym okrętów podwodnych, patrolowych, okrętów obrony wybrzeża, niszczycieli min oraz innych specjalistycznych jednostek.
autor zdjęć: Marian Kluczyński, arch. prywatne
komentarze