Co jest podstawowym obowiązkiem żołnierza po dostaniu się do niewoli? Odpowiedź jest prosta: dalsza walka. Ale jak można walczyć w obozie jenieckim? Wbrew pozorom można – prowadząc w nim konspirację i organizując ucieczki. Lotnicy osadzeni w Kriegsgefangenenlager nr 3 der Luftwaffe w okolicach Żagania w ten oto sposób 80 lat temu stoczyli z Niemcami „wielką bitwę”.
Na hasło „obóz jeniecki w Żaganiu” od razu w pamięci pojawiają się kadry znakomitego filmu Johna Sturgesa z 1963 roku – Wielka ucieczka, w którym alianckich lotników gra plejada ówczesnych gwiazd ze Steve’m McQueenem na czele. Któż nie pamięta brawurowego pościgu za pędzącym na motorze McQueenem, owa scena – nie mająca wiele wspólnego z tamtymi wydarzeniami – została wprowadzona do fabuły na jego specjalne życzenie. Obalmy więc od razu kilka innych mitów, które powstały dzięki temu filmowi (i nie tylko) i są powielane w wielu tekstach na temat żagańskiego obozu. Przede wszystkim nie był on tak zwanym obozem antyucieczkowym, w którym osadzano recydywistów mających na koncie próby ucieczek w innych oflagach czy stalagach.
Dlaczego Żagań? Miejsce obozu nie zostało wybrane ze względu na jego walory, szczególnie utrudniające ucieczki, czyli odludzie i piaszczysty teren, który miał uniemożliwiać kopanie tuneli. Pierwszą z tych tez obala fakt istnienia bardzo dobrego połączenia kolejowego Żagania z innymi miastami ówczesnej Rzeszy, z którego uciekinierzy z różnym skutkiem korzystali. Natomiast drugi, jak pokazuje historia, nie przeszkadzał wcale w ciągłym kopaniu podkopów, łącznie z tym najsłynniejszym z żagańskich tuneli – „Harrym” – służącym w czasie wielkiej ucieczki. Powód lokalizacji obozu w Żaganiu jest banalnie prosty: on tutaj był od zawsze. Żagań od czasów napoleońskich miał charakter miasta wojskowego – z koszarami, placami do manewrów i obozem jenieckim właśnie. Pod koniec 1944 roku w Stalagu Luft 3 Sagan przebywało 10 500 jeńców (7000 z nich stanowili Amerykanie z Sił Powietrznych Armii USA USAAF oraz 3500 lotników RAF – byli to Brytyjczycy, Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy, Czesi, Norwegowie, a także około 100 Polaków).
Powinność jeniecka
Lotnicy z racji służby, ale i charakterów, to w większości indywidualiści, ludzie obdarzeni fantazją, odwagą i poczuciem wolności wyostrzonym dzięki pokonywaniu podniebnych przestworzy. Trudno jest takim osobom znosić niewolę i trudno ich w tej niewoli pilnować. Trzeba przyznać, że komendant żagańskiego obozu, pułkownik Friedrich Wilhelm von Lindeiner-Wildau, weteran Wielkiej Wojny i oficer Luftwaffe, przestrzegał konwencji genewskiej i był przez jeńców darzony szacunkiem i zaufaniem. Ale oczywiście obowiązkiem jeńców było organizowanie ucieczki. Przez wszystkie walczące ze sobą strony konfliktu były one traktowane jako operacje militarne, które absorbują czas i siły nieprzyjaciela. Wszak do wyłapywania uciekinierów trzeba było mobilizować wielu żołnierzy czy żandarmów. Konwencja genewska określała ucieczkę jako naruszenie dyscypliny obozowej. To było więc wykroczenie dyscyplinarne karane aresztem.
O tym, że zobowiązaniem jeńca jest uciekać pamiętała większość komendantów obozów jenieckich i pułkownik Lindeiner także do nich należał. Starał się im bezpardonowo zapobiegać, ale po złapaniu uciekinierów nie stosował innych kar niż te przewidziane w konwencji genewskiej. Zdarzyło się nawet, że po schwytaniu jednego z lotników, von Lindeiner wręczył mu butelkę whisky w uznaniu za jego sprytny plan. Należy też pamiętać, że przed wielką ucieczką z marca 1944 roku, jeńcy w Żaganiu podejmowali wiele prób ucieczek, a jedna okazała się całkowicie udana. Mianowicie 29 października 1943 roku z sektora wschodniego, najstarszego w obozie, uciekło trzech Anglików. Ta akcja przeszła do historii jako „The Wooden Horse”, czyli „Drewniany koń”. Lotników Erica Williamsa, Richarda Codnera i Oliviera Philpota zainspirowała do ucieczki historia z Koniem Trojańskim.
Wybudowali oni skrzynię gimnastyczną, którą codziennie ustawiali na boisku w jednym miejscu i w ciągu czterech miesięcy zrobili pod nią podkop o wysokości niespełna dwóch metrów i długości 40 m. Trzej Anglicy na zmianę kopali ten tunel pod skrzynią, a do pomocy zwerbowali sobie kolegów, którzy odciągali od nich uwagę strażników, ćwicząc na tejże skrzyni skoki. Codziennie tę skrzynię trzeba było zanosić do baraku, gdzie opróżniano ją z piasku i następnego ranka ustawiano ją w tym samym miejscu. Wejście do tunelu było ułożone z desek, które także każdego dnia dla zamaskowania zasypywano piaskiem. Trzej uciekinierzy w cywilnych ubraniach po wyjściu z tunelu po drugiej stronie obozowego płotu udali się na stację kolejową. Tam bez trudności kupili bilety i pojechali pociągiem do Frankfurtu nad Odrą. Tutaj się rozdzielili – dwóch pojechało do Szczecina, a jeden dojechał do Gdańska. W tamtejszych portach skontaktowali się z marynarzami szwedzkimi i ci przeszmuglowali ich na swych statkach do Szwecji. Stamtąd wszyscy trzej wrócili do Wielkiej Brytanii.
Potęga woli i wyobraźni
Po wpadce z „Koniem Trojańskim” Niemcy oczywiście wzmogli kontrole i czujność, a jeńcy zachęceni tym sukcesem, ze zdwojoną siłą pracowali nad realizacją kolejnego planu, który był wtedy już mocno zaawansowany. Od wiosny 1943 roku w obozie działał tak zwany Komitet X, który stanowił ni mniej ni więcej tylko sztab ucieczkowy. Na jego czele stał major Roger Bushell z RAF-u. Komitet X koordynował przez wiele miesięcy przygotowania do akcji, która przeszła później do historii jako wielka ucieczka. Składały się na nie sporządzanie fałszywych dokumentów, map oraz gromadzenie potrzebnych narzędzi i ubrań cywilnych. Bardzo pomocne okazywały się w tym między innymi paczki Czerwonego Krzyża, w których przemycano różne potrzebne przedmioty, za co odpowiedzialna była specjalna komórka wywiadu US Army. Na tym etapie przygotowań do akcji zaangażowanych było na terenie obozu około 600 jeńców. Jednak najważniejszą częścią planu była budowa tuneli ucieczkowych.
Były trzy: „Tom”, „Dick” i „Harry”. „Toma” Niemcy odkryli i zniszczyli w czerwcu 1943 roku. „Dick” był używany przez konspiratorów jako magazyn – w nim chowano wyposażenie potrzebne do budowy tego trzeciego, najważniejszego tunelu. „Harry” miał 111 m długości, a przekrój 1800 cm2; biegł dziewięć metrów pod ziemią i wyposażony był w wentylację, a dokładnie w pompę tłoczącą doń powietrze – skonstruowaną z puszek i innego złomu. Ponadto tunel był oszalowany deskami wyciągniętymi z pryczy, zainstalowano w nim oświetlenie elektryczne, a na jego dnie biegły drewniane szyny, po których pchano wagoniki z ziemią. Wejście do niego znajdowało się pod żelaznym piecykiem w jednym z baraków. Zważywszy na warunki i środki, był to prawdziwy majstersztyk inżynierii, w konstrukcję i budowę którego wielki wkład miał Polak, porucznik Włodzimierz Kolanowski (protoplasta „króla tuneli” z Wielkiej ucieczki – porucznika Velinskiego granego przez Charlesa Bronsona).
Niespodziewana zbrodnia
Dzięki „Harry’emu” miało uciec z obozu 200 lotników. Ucieczkę wyznaczono na noc 24 marca 1944 roku. Kiedy jednak o oznaczonym czasie uciekinierzy ruszyli tunelem ku zbawczemu wyjściu, okazało się, że „Harry” jest za krótki, gdyż kończy się przed linią lasu. Co więcej, akurat wtedy ogłoszono alarm przeciwlotniczy, co wbrew pozorom komplikowało uciekinierom plan, gdyż wstrzymano ruch pociągów, a w planach była późniejsza ucieczka koleją. Po krótkiej naradzie zdecydowano się jednak podjąć ryzyko. Zanim Niemcy zorientowali się w sytuacji, z tunelu wydostało się 80 lotników, czterech schwytano niemal natychmiast, reszta rozpierzchła się i była wyłapywana przez najbliższe dni. Uciec udało się tylko trzem lotnikom: Holendrowi Bramowi van der Stokowi i Norwegom – Peterowi Bergslandowi i Jensowi Mullerowi (wszyscy trzej świetnie mówili po niemiecku, co niewątpliwie zwiększało ich szanse). Pierwszy dotarł do Utrechtu, skąd ruch oporu przerzucił go do Wielkiej Brytanii, a dwaj kolejni po dojechaniu do Szczecina, dzięki szwedzkim marynarzom, dopłynęli szczęśliwie do Szwecji.
Dla reszty uciekinierów rozpoczęła się niespodziewana tragedia. Tym razem nie byli oni odsyłani z powrotem do Żagania, lecz więzieni przez Gestapo i SS. Na osobisty rozkaz Hitlera, spośród schwytanej grupy lotników, pięćdziesięciu rozstrzelano. Wśród zamordowanych było sześciu Polaków: Antoni Kiewnarski, Włodzimierz Kolanowski, Stanisław Król, Jerzy Mondschein, Kazimierz Pawluk i Paweł Tobolski. Ta zbrodnia wojenna była zaskoczeniem i szokiem dla aliantów. Komendant obozu pułkownik Lindeiner po wielkiej ucieczce został zdjęty ze stanowiska. Jednak już wcześniej (na początku marca 1944 roku) ze sztabu głównego armii niemieckiej otrzymał rozkaz, by każdego schwytanego poza obozem jeńca traktować jako dywersanta, a więc podlegającego rozstrzelaniu. Ktoś taki miał być od razu kierowany w ręce Gestapo lub SS. Pułkownik Lindeiner kilkakrotnie zwoływał wtedy zebrania z dowódcami poszczególnych obozowych sektorów i mówił im wprost: „Nie uciekajcie, bo może się coś złego stać”. Jednak rozumiał także, że jeńcy jako żołnierze mają obowiązek podejmować ryzyko walki i utraty życia. Jeńcy z Kriegsgefangenenlager nr 3 der Luftwaffe w Żaganiu spełnili swój obowiązek do końca.
Bibliografia:
Jacek Jakubiak, „Drewniany Koń” – udana ucieczka z obozu Luft 3, „Zeszyty Żagańskie”, 2013, nr 8, s. 44–49
Dariusz Klag, Przygotowania do „Wielkiej ucieczki” ze Stalagu Luft III, „Zeszyty Żagańskie”, 2004, nr 4, s. 9–12
Rajmund Szubański, Pięćdziesięciu z Żagania, Warszawa 1987
autor zdjęć: Jacek Szustakowski
komentarze