Wspominajmy poległych nie tylko jako żołnierzy, ale także synów, ojców i kolegów. Wspominajmy ich przy różnych okazjach, ale przede wszystkim 21 grudnia, w Dniu Pamięci o Poległych i Zmarłych w Misjach i Operacjach Wojskowych poza Granicami Państwa. To ważny czas dla ich rodzin. Bądźmy wtedy z nimi.
Rok 2011 tragicznie zapisał się w historii afgańskiej misji. Gdy talibska rakieta zestrzeliła amerykański śmigłowiec CH-47 Chinook, zginęło 38 osób znajdujących się na pokładzie. Także Wojsko Polskie poniosło dotkliwą stratę. 21 grudnia o godzinie 10.26 na głównej drodze łączącej Kabul z Kandaharem został ręcznie odpalony ponad stukilogramowy ładunek. Czwarty pojazd w kolumnie zmierzającej do bazy w Ghazni rozpadł się na trzy części. Zginęło pięciu żołnierzy 20 Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej, cała załoga wozu typu M-ATV: mł. chor. Piotr Ciesielski, sierż. Łukasz Krawiec, st. sierż. Marcin Szczurowski, sierż. Marek Tomala i sierż. Krystian Banach. Ryzyko śmierci jest wpisane w życie żołnierzy, choć oni wyruszając na misję, uważają, że nic złego im się nie stanie.
Myślę o nich co roku, gdy zbliża się Boże Narodzenie, rozbrzmiewają kolędy, migają choinkowe lampki. Wiem, że nie dla wszystkich będzie to szczęśliwy czas. W 2015 roku, 21 grudnia został ustanowiony Dniem Pamięci o Poległych i Zmarłych w Misjach i Operacjach Wojskowych poza Granicami Państwa. W wielu rodzinach dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole nie jest przeznaczone dla wędrowca, lecz przypomina o tych, których już z nami nie ma. Rodzinom poległych żołnierzy przypomina o stracie, jaką poniosły.
Każdego roku, gdy zbliża się ten dzień, staram się przypominać tych, którzy oddali życie służąc Polsce. Przez minione 10 lat lepiej ich poznałam – z opowieści żon, rodziców, kolegów. Krok po kroku zbliżałam się do „Cichego” i chłopaków plutonu ochrony PRT, którymi dowodził. Nie były to łatwe rozmowy, pełne emocji oraz łez. Trudne także dla mnie, bo nigdy nie byłam i nie będę w stanie wyobrazić sobie cierpienia rodzin ani wymiaru tragedii, jaka je dotknęła. To ważne, aby z upływem lat polegli żołnierze nie stali się bezimiennymi bohaterami, którzy „zginęli ku chwale ojczyzny”. Dlatego trzeba ich wspominać – jako charyzmatycznych dowódców, sportowców, pasjonatów, świetnych mechaników czy kucharzy. Tacy byli. „Cichy” i jego drużyna.
Dowódca Generalny RSZ gen. Jarosław Mika, z którym rozmawiałam przed 10 rocznicą tej tragedii, powiedział, żebyśmy wspominali poległych, ale także dbali o to, aby nasza pamięć nie sprawiała bólu rodzinie. Łatwo przekroczyć tę cienką czerwoną linię. Matka sierż. Łukasza Krawca, Zofia, opowiadała, że czasem ogarnia ją smutek, gdy na grób jej syna przyjeżdżają koledzy z wojska, a ona szuka wśród nich Łukasza.
Pamiętajmy o dramatycznych wydarzeniach z 2011 roku, ale także o tym, że polegli wówczas nie tylko wspaniali żołnierze – kawalerowie Orderu Krzyża Wojskowego, najwyższego odznaczenia w czasach pokoju, jakie może otrzymać wojskowy (równego Virtuti Militari), ale zginęli także synowie, mężowie i ojcowie, „zakochani” jak Piotr, Marcin czy Marek w swoich córkach.
Mł. chor. Piotr Ciesielski był świetnym wioślarzem. Zawsze do czegoś dążył, miał wiele pasji. Opowiadajmy o jego osiągnięciach. W Afganistanie służył jako dowódca sekcji plutonu ochrony PRT. Miał autorytet, zawsze był dobrze przygotowany do wykonania zadania. Zawsze na pierwszej linii, tam, gdzie się coś działo. Gen. Mika mówił o nim jako liderze zespołu, który zawsze chce wykonać zadanie w stu procentach. Wyobrażam sobie, że dziś dowodziłby co najmniej kompanią. Po szczeblach wojskowej kariery pięliby się także jego podwładni.
Jednym z nich byłby zapewne Marcin Szczurowski, który marzył o szkole podoficerskiej. Spokojny i stanowczy, konsekwentnie realizował to, co postanowił. Łukasz Krawiec, strzelec wyborowy, miał silną osobowość i charakter, umiał wzbudzać szacunek. Marzył, by zostać kapralem. Zamierzał założyć rodzinę, zbudować dom. Krystiana Banacha koledzy nazywali synkiem lub dzieciakiem (miał 22 lata). Był zdolnym mechanikiem. Chwalił się, że jako dwunastolatek rozłożył i złożył malucha. Pochodził z wielodzietnej rodziny i chciał rodzeństwu kupić komputer. O zdolnościach kulinarnych Marka Tomali krążyły w 20 BZ legendy. Z kilku prostych składników potrafił wyczarować wykwintne danie. Na wigilijną wieczerzę 2011 zdążył przygotować rybę w occie. Nie zdążył jednak zagrać na gitarze i zaśpiewać.
Tabliczki z ich nazwiskami wiszą na Ścianie Pamięci obok pomnika poległych na misjach przy Centrum Weterana w Warszawie. Łącznie takich tabliczek jest 121, bo tylu żołnierzy nie wróciło do domu od 1953 roku, gdy po raz pierwszy wzięliśmy udział w zagranicznej operacji wojskowej. Za każdą z nich kryje się historia syna, męża, ojca, który – choć obiecał, nie wrócił z misji.
Chwila zadumy pod Ścianą Pamięci zawsze jest bardzo osobista. Do dziś mam w pamięci obraz, jak matka mł. chor. Piotra Ciesielskiego, Joanna, głaszcze z czułością tabliczkę z nazwiskiem syna. Podobnie jak koledzy zapłacił życiem za miłość do wojska.
autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber
komentarze