Naszym celem jest, by na terenie całego kraju młodzież, która chce podjąć naukę w klasie wojskowej, mogła odbyć edukację w ramach programu certyfikowanych klas. Z poczuciem pewności, że uczy się według ujednoliconych programów, zgodnych z wymogami wojskowych, że zajęcia prowadzą wykwalifikowani instruktorzy i że nauka w takiej klasie zaprocentuje w przyszłości – mówi Waldemar Zubek, dyrektor Biura do Spraw Proobronnych MON.
Niebawem skończy się drugi semestr, od kiedy pierwsi uczniowie rozpoczęli naukę w ramach pilotażowego programu wspierania szkół ponadgimnazjalnych prowadzących Piony Certyfikowanych Wojskowych Klas Mundurowych, realizowanego w oparciu o „Program nauczania dla szkół ponadgimnazjalnych przedmiotu Edukacja Wojskowa”. Czy macie już Państwo wnioski z jego realizacji?
Waldemar Zubek: Z tego względu, że program w całości jest obliczony na dwa lata, a nauka edukacji wojskowej na półtora roku – czyli jego pierwsi absolwenci zakończą edukację w przyszłym roku – na finalne wnioski jest zbyt wcześnie. Ale oczywiście przez te kilka miesięcy przyglądaliśmy się jak program działa i pewne przemyślenia, wnioski i obserwacje już mamy. Wykorzystujemy je natychmiast w bieżącej pracy.
Na przykład?
Wiemy z całą pewnością, a program tylko to potwierdził, że poprzeczka szkolenia jest ustawiona bardzo wysoko. Podczas naszych wizytacji w szkołach widzieliśmy ogromne zaangażowanie nauczycieli, uczniów, instruktorów. To nie jest zabawa w wojsko, a liczba godzin szkolenia porównywalna jest z różnymi formami szkolenia wojskowego, na przykład służbą przygotowawczą czy turnusem terytorialnej służby wojskowej tzw. szesnastką, czyli szesnastodniowym szkoleniem podstawowym dla żołnierzy tego rodzaju sił zbrojnych. Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że uczeń biorący udział w tym programie, po jego ukończeniu, będzie bardzo dobrze przygotowany do odbycia którejś z tych form służby. Dało się też jednak zauważyć, że aby osiągnąć tak wysoki poziom, konieczna jest ścisła współpraca z wojskiem. Zaawansowanie i intensywność szkoleń w zasadzie wyklucza, żeby szkoła mogła to robić sama, własnymi siłami i z własnymi instruktorami. Bez wątpienia to program, w którym duża rola spoczywa też na Siłach Zbrojnych RP. Dlatego każda szkoła biorąca udział w pilotażu ma przypisaną niejako „patronacką” jednostkę wojskową, która wspiera proces szkolenia.
Czyli szkoła z klasami wojskowymi, która nie ma takiej jednostki, nie ma też szans na udział w programie?
Odwróciłbym tezę z pytania i wskazał, że współpraca i opieka jednostki, to część istoty programu, a celem resortu jest zapewnienie wysokiej jakości szkolenia. Zatem szkoły, które wchodzą do programu, obowiązkowo taką jednostkę mają przydzieloną. Trzeba mieć świadomość, że ten program jest traktowany przez MON bardzo poważnie, co przekłada się właśnie na wysoko ustawiony poziom szkolenia. Ponadto adresowany jest do silnych ośrodków szkolnych, które na serio traktują temat klas wojskowych. Wobec tego szkoły sporadycznie współpracujące z wojskiem, nawet gdyby zakwalifikowały się do programu, miałyby ogromne trudności z jego realizacją. Głównie z powodu braku doświadczenia, wykwalifikowanych instruktorów, bazy i infrastruktury szkoleniowej – sądzę, że nawet wsparcie przez jednostkę patronacką mogłoby być niewystarczające. Unikamy takich sytuacji i kwalifikujemy do programu tylko szkoły, które z wysokim prawdopodobieństwem gwarantują jego realizację.
W ciągu kilku miesięcy odwiedzaliście Państwo szkoły biorące udział w programie. Jak w praktyce wygląda jego realizacja, zwłaszcza zajęć praktycznych?
Wszystkie ponad pięćdziesiąt szkół, realizuje program zgodnie z założeniami. Zauważyliśmy jednak pewne zróżnicowanie – nie da się do wszystkich szkół podejść w taki sam sposób, trzeba je traktować bardzo indywidualnie. Dlatego też nie dajemy jednego, ścisłego rozwiązania na realizację programu. Szkoły muszą go zrealizować, ale sposoby na to mogą być różne. Wiele w tym względzie zależy na przykład od sprawy czysto technicznej, a mianowicie, jak daleko szkoła ma do najbliższej jednostki. Jeśli niedaleko, jak ma to miejsce np. w Mińsku Mazowieckim, gdzie szkołą opiekuje się Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej, to siłą rzeczy uczniowie mają ułatwioną możliwość praktycznego szkolenia. To też technicznie prostsze, bo zajęcia prowadzone są głównie w jednostce, gdzie na miejscu są wszyscy instruktorzy, cała baza szkoleniowa itd. Nie zawsze jednak jest to takie proste. Jeśli bowiem jednostka zlokalizowana jest nieco dalej, to szkoły w porozumieniu z jednostkami, częściej decydują się na przyjazd wojskowych instruktorów do ich placówki, aby prowadzić zajęcia praktyczne. Jest to jednak możliwe wyłącznie wtedy, gdy nie jest wymagana żadna infrastruktura wojskowa. W taki sposób można np. na boisku szkolnym zorganizować zajęcia z musztry, a na sali gimnastycznej lekcje walki wręcz. I w takich sytuacjach wyjazd do jednostki nie jest konieczny. Twórcy programu jednak to zauważyli i w tzw. tabeli przedmiotów oraz diagramie szkolenia wskazali, które zajęcia koniecznie wymagają infrastruktury wojskowej, a które można realizować w szkole.
Ale już zajęć ze strzelania nie da się przeprowadzić w szkole…
To prawda, dlatego większość szkół jest w tym zakresie jednak zdana na wojsko. Mamy jednak kilka placówek, które i w tej dziedzinie świetnie sobie poradziły. Na przykład szkoła w Radomiu zainwestowała w zaawansowaną strzelnicę pneumatyczną, na której uczniowie przyswajają podstawy strzelania. Inna szkoła, w Kielcach, ma na swoim terenie strzelnicę sportową i swoich instruktorów. Są szkoły, które prężnie współpracują z klubami strzeleckimi i tam przeprowadzają część zajęć. Wiemy, że niektóre placówki przymierzają się do zakupu symulatorów strzelań. W praktyce więc, każdy we własnym zakresie robi co może, by podnieść jakość edukacji wojskowej. Należy również zauważyć, że zakres szkolenia strzeleckiego zawarty w programie edukacji wojskowej zawiera wszelkie podstawy bezpiecznego posługiwania się bronią oraz porządku wojskowego wymaganego na strzelnicy, natomiast strzelanie z wojskowej broni tzw. amunicją ostrą, przewidziane jest dopiero na czas skróconej służby wojskowej, którą mają odbyć pełnoletni absolwenci szkół.
Zunifikowany program nauczania to jedno, ale postanowiliście też wyróżnić uczniów klas wojskowych programu, opracowując regulamin mundurowy dla klas, a w nim np. ujednolicone umundurowanie.
Unifikacja to słowo klucz tego programu. Zależało nam, by uczniowie tych szkół byli rozpoznawalni, by byli identyfikowani z programem. Nie było to proste, bo wcześniej mieliśmy do czynienia z wielką różnorodnością, zarówno jeśli chodzi o umundurowanie, kolory nakryć głowy, oznaczenie stopni, oznaki, różne niemal dla każdej placówki. Rozwiązanie jednolite było zatem tworzone od podstaw. Najpierw mundury w typie wz. 2010, na które szkoły mogły otrzymać dotacje. Potem wprowadziliśmy jednolite granatowe berety ze specjalnym, zaprojektowanym w resorcie wzorem orła dla kadetów. Każdy uczeń na lewej piersi munduru ma nazwę szkoły – zgodnie z właściwym rozporządzeniem ministra obrony narodowej – a na prawej swoje nazwisko. Ujednoliciliśmy system stopni, które teraz są określeniem rocznika. Uczniowie zachowali natomiast tradycyjną naszywkę szkoły, którą noszą na lewym ramieniu.
Coś Pana zaskoczyło podczas tych kilku miesięcy realizacji programu?
Na pewno zróżnicowanie poziomu szkół pod niemal każdym względem. Zakładaliśmy istnienie znacznych nawet różnic, ale w praktyce skala zjawiska nadal zaskakuje. Nawet jakakolwiek próba porównania tych placówek jest niesłychanie trudna. Bo jak porównać klasę, która prężnie współpracuje z pobliską jednostką wojskową, działa w klubie strzeleckim, a wszyscy jej uczniowie są członkami któregoś ze związków strzeleckich, mają swój system awansowy, system oznaczeń – z młodzieżą, która dopiero rozpoczęła współpracę z wojskiem, a z racji dużej odległości do patronackiej jednostki wojskowej, większość zajęć odbywa w szkole? Dlatego, mimo że program jest taki sam dla wszystkich, nie oceniamy wszystkich jedną miarą. Jedni potrzebują więcej wsparcia wojska, inni mniej.
W lutym zakończyliście nabór do drugiej edycji. Jak dużo było zgłoszeń i ile ostatecznie szkół zostało zakwalifikowanych?
Wpłynęło około dwustu zgłoszeń, zakwalifikowaliśmy około pięćdziesięciu szkół, które od września rozpoczną realizację programu.
Czy braliście pod uwagę te same kryteria co przy ubiegłorocznej, pilotażowej edycji?
W zasadzie tak. Liczyły się nadal opinie z wojewódzkich sztabów wojskowych, ustalone na podstawie rekomendacji wojskowych komend uzupełnień, podobnie jak opinie właściwych kuratoriów oświaty, dotychczasowa współpraca z wojskiem, w tym opinie WOT, oraz nasza ocena dotycząca możliwości placówki w zakresie prowadzenie szkolenia. Bardzo dużą, wyjątkową wręcz wagę zwróciliśmy na proporcjonalne dopasowanie rozlokowania placówek na terenie kraju i poszczególnych województw.
Dlaczego?
W pierwszej edycji założyliśmy, że w programie może wziąć udział tyle samo szkół z każdego województwa, średnio trzy placówki. Teraz, po kilku miesiącach funkcjonowania programu sądzimy, że tak sztywny podział administracyjny byłby zbyt mechaniczny i nie odzwierciedla wystarczająco specyfiki poszczególnych regionów. Zróżnicowana jest liczba szkół z klasami mundurowymi, populacja, zainteresowanie szkoleniem wojskowym, dostępność bazy szkoleniowej… Wszystko to przekonuje do indywidualnego dopasowania systemu względem potrzeb, zarówno młodzieży, jak i sił zbrojnych.
Dlatego jednym z ważniejszych wniosków na tym etapie jest większe dopasowanie programu do mapy wojskowego podziału administracyjnego kraju, który wynika z obszarów administrowanych przez wojskowe komendy uzupełnień i działających w tych obszarach jednostek wojskowych. Zdecydowanie chcemy, by sieć certyfikowanych szkół pokryła cały kraj, ale dopuszczamy już sytuacje, że w jednych województwach będzie ich mniej, w innych więcej, bez sztywnych podziałów na powiaty. Naszym celem jest, by każdy młody człowiek w Polsce, które chce iść do klasy wojskowej, mógł odbyć edukację w ramach programu certyfikowanych klas. By miał pewność, że uczy się według ujednoliconych programów wojskowych, że zajęcia prowadzą wykwalifikowani instruktorzy i że nauka w takiej klasie zaprocentuje w przyszłości.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski, st. szer. Bartosz Różański /1 bsp
komentarze