Państwowe delegacje powinny podróżować samolotami, które są własnością państwa. Takie rozwiązanie funkcjonuje w większości krajów świata. Poza kwestiami użyteczności nie bez znaczenia jest tu także sprawa wizerunku – uważa Tadeusz Wróbel, publicysta „Polski Zbrojnej”.
Inspektorat Uzbrojenia rozpoczął procedurę, która ma wyłonić dostawcę małych samolotów dla najważniejszych osób w państwie, czyli VIP-ów. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem projekt ten będzie miał więcej szczęścia niż w przeszłości.
Pierwsze wzmianki o potrzebie następcy dla używanych do niedawna maszyn Jak-40 pojawiły się w latach dziewięćdziesiątych. Debata nasilała się zwykle po kolejnych incydentach z udziałem tych samolotów, gdy na pokładzie byli szefowie rządu. Najgroźniejsze zdarzenie miało miejsce w lutym 1999 roku, gdy Jak-40, którym leciała marszałek Senatu Alicja Grześkowiak, musiał przymusowo lądować na pograniczu saudyjsko-jordańskim. Jako że nie doszło do tragedii, sprawa po jakimś czasie ucichła. Potem kilka rządów podejmowało pierwsze kroki, by wymienić specjalną flotę, ale podjęcie ostatecznej decyzji zostawiano już następnemu gabinetowi. Ostatecznie do czasu wycofania ze służby ostatniego Jaka-40 nowe maszyny nie zostały kupione.
Dlaczego tak się stało? Oficjalnie tłumaczono to brakiem pieniędzy. Prawdziwy powód był jednak inny – zakup samolotów dla VIP-ów uchodził za polityczną minę. Decydenci bali się, że po takiej transakcji staną się celem ataków zarówno opozycji, jak i części mediów, które zaczną wyliczać, ile to kubków mleka dla dzieci byłoby można kupić zamiast takiego luksusu dla władzy. Zdawać by się mogło, że najlepsza atmosfera i zrozumienie dla odnowienia floty specjalnej była po katastrofie smoleńskiej. Jednak wówczas panował już światowy kryzys i Polska również musiała ograniczać wydatki.
Dziś trzeba wreszcie jasno powiedzieć: samoloty dla VIP-ów to żadna fanaberia, ale konieczność. Myślę, że najlepiej pokazały to podróże najważniejszych osób w państwie maszynami rejsowymi. Podczas takich podróży delegacje rządowe i zwykli pasażerowie odczuwali często spory dyskomfort, np. z powodu zaostrzonych procedur bezpieczeństwa. Także czarter samolotów okazał się rozwiązaniem niepozbawionym wad. Maszyna dla VIP-ów to nie luksusowa taksówka. Samolot powinien być wyposażony w specjalny sprzęt łączności, często z powiększonymi zbiornikami paliwa i systemami samoobrony. Nie bez powodu jest w wielu krajach traktowany jako latające stanowisko dowodzenia na czas kryzysu. Co więcej, wojskowy statek powietrzny może dolecieć tam, gdzie z różnych względów, szczególnie bezpieczeństwa, nie dotrze samolot cywilny. Warto przypomnieć jak bardzo przed laty przydał się Tu-154, gdy zaszła konieczność ewakuacji Polaków z ogarniętych wojną Libanu i Gruzji.
Jest jeszcze inny argument przemawiający za własną flotą dla VIP-ów. Skoro ma ją większość państw, to znaczy, że takie rozwiązanie jest korzystne. Poza kwestiami użyteczności ważna jest też sprawa wizerunku państwa. W niektórych regionach świata, jak cię widzą, tak cię oceniają. Owszem niektóre z państw, np. Wielka Brytania, korzystają z usług rodzimych przewoźników, ale jednocześnie utrzymują wojskowe maszyny do przewozu VIP-ów.
Na świecie jest co najmniej kilku renomowanych producentów samolotów klasy biznes, które mogą być platformą dla maszyn dla polskiego prezydenta i premiera. Firmy te mają w ofercie zarówno egzemplarze fabrycznie nowe, jak używane. Decyzja, która z opcji – nowy czy używany – jest lepsza powinna być poprzedzona prognozą dotyczącą eksploatacji maszyn. Kupno tańszej, używanej, może tylko początkowo przynieść oszczędności, potem trzeba będzie słono płacić. Niemcy, które przed kilku laty wymieniły całą flotę samolotów do przewozu ważnych osób, przyjęły rozwiązanie pośrednie. Kupili fabrycznie nowe samoloty małe i średnie. Największe zaś nabyli z drugiej ręki i zmodyfikowali.
komentarze