Premier Donald Tusk, otwierając Muzeum Pamięci 2 Korpusu Polskiego powiedział, że „Monte Cassino nie było zwykłą bitwą, bo Polacy nigdy zwykłych bitew nie toczyli”. Ale i nasz bieg na cześć bohaterów sprzed 70 lat też był niezwykły – pisze Naval, były żołnierz GROM, który wziął udział w biegu zorganizowanym na cześć żołnierzy 2 Korpusu Polskiego.
Bieg na Monte Cassino był moim pierwszym prywatnym sportowym wyzwaniem. Do tej pory, i powiem to z uśmiechem na ustach, biegałem... służbowo.
Nastawiałem się na błękitne niebo i palące włoskie słońce. A okazało się, że krętą trasę musieliśmy pokonać w strugach ulewnego deszczu i przy akompaniamencie grzmotów z niebios.
W Cassino zaskoczyła mnie też niezwykła atmosfera, która panowała za sprawą licznie przybyłych tu Polaków. To była prawdziwa „fiesta polskości”. Owszem, spodziewałem się południowej spontaniczności, ale raczej ze strony Włochów, a nie rodaków. Tymczasem Cassino żyło pełną piersią radosnej polskości. Nawet ulewa nie była w stanie jej ugasić.
Start! I jak to na biegu po wystrzale poszły charty i tyle widzieliśmy czołówkę. Smutno było patrzeć na zmarzniętych kibiców, którzy zapewne zazdrościli nam bliskości ciał. Biegnąc nikt z nas nie marznął, a z każdą chwilą było coraz cieplej, wręcz gorąco. Jak to żołnierz miałem oczywiście strategię swojego zmagania się z górą. Była prosta. Od startu biegnę szybko, a potem już tylko przyśpieszam.
Po około półtorakilometrowej rozgrzewce wbiega się w wąskie, niby nawet nie strome gardło u podnóża góry. To pozornie niewielkie nachylenie z każdym krokiem każe zapomnieć o tempie, jakie się utrzymywało, biegnąc ulicami Cassino. Z łagodnego zbocza pod nogami biegacza wyrasta strome zbocze, które kończy się dopiero u podnóża opactwa.
Śmiało mogę napisać, że krętą drogą na szczyt biegła biało-czerwona serpentyna. Nasz biegowy peleton tak się rozciągnął, że gdy po 35 minutach pierwsi finiszowali, część biegaczy była gdzieś u podnóża góry. Ale w takim biegu, biegu, który miał uczcić naszych bohaterskich poległych, jest miejsce dla wszystkich chętnych. Tu nie liczy się miejsce na mecie. Tu liczy się to, by serpentyna pamięci o bitwie na Monte Casino nigdy się nie przerwała.
autor zdjęć: Naval, Małgorzata, Paweł Graś
komentarze