Największe napięcia w relacjach między Ankarą a Waszyngtonem może rodzić odmienny stosunek wobec Kurdów i ich roli w walce z Państwem Islamskim.
Rozpoczęcie przez Turcję działań przeciwko tzw. Państwu Islamskiemu po zamachach w miejscowości Suruç 20 lipca 2015 roku oznacza dla polityków tego kraju konieczność przeformułowania strategii militarnej, określenia priorytetów związanych z bezpieczeństwem państwa, a także wytyczenia doraźnych oraz długofalowych celów politycznych. To również czas, gdy Turcja musi określić swoją pozycję w regionie. Deklaracja Ankary, choć przynosi ogromne korzyści dla koalicji zaangażowanej w wojnę z dżihadystami w Syrii i Iraku, budzi niepokój, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, który przekonuje, że między bojownikami Państwa Islamskiego a Kurdami z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) nie ma żadnej różnicy.
Tysiące problemów
Założenia polityczne realizowane niegdyś przez Ahmeta Davutoğlu, ministra spraw zagranicznych Turcji w rządzie Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), określane jako „sifir sorun” (zero problemów), nie znajdują już zastosowania, bo zmieniła się sytuacja geopolityczna. Zakładano wówczas konieczność promowania dobrosąsiedzkiej współpracy w regionie oraz koncyliacyjną politykę w kraju, zwiększając możliwości mediacyjne Turcji, a jej rozwój – polityczny i gospodarczy – budził zachwyt społeczeństw krajów arabskich przeżywających Arabską Wiosną. Turcję zaczęto traktować jako modelowy kraj muzułmański w regionie i wzór do naśladowania. Do czasu.
Niejednoznaczna postawa Ankary względem Państwa Islamskiego prowadziła do izolacji na arenie międzynarodowej. W wymiarze wewnętrznym agresywna polityka przyczyniła się do wzrostu niezadowolenia ludności i protestów w kraju. Dodatkowo zmiana układu sił w regionie pogłębiła marginalizację Turcji. Porozumienie z Iranem w sprawie programu atomowego zdecydowanie umocniło jego pozycję, wzrastające zaś znaczenie Kurdów, zwłaszcza w Syrii, zmusiło liderów AKP do rewizji poglądów i bardziej aktywnych działań na forum międzynarodowym.
Ahmet Davutoğu, premier i lider Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, która po czerwcowych wyborach nie osiągnęła spodziewanego wyniku, ograniczył swoją perspektywę do sytuacji wewnętrznej, skupiając się na poszukiwaniu koalicjanta. Możliwości negocjacyjne AKP od początku ograniczały jednak wypowiedzi prezydenta, dążącego do silnej prezydentury oraz rządów jednej partii. Deklaracja z 24 lipca o przystąpieniu do walki z Państwem Islamskim i jednocześnie rozpoczęcie działań przeciwko PKK potwierdziły aspiracje Ankary, stanowiąc tym samym tło dla powstania nowej strategii politycznej i militarnej.
Nowa strategia
Analizując rozwój wydarzeń w Turcji w kontekście zmian na Bliskim Wschodzie, trudno oprzeć się wrażeniu, że nowa strategia Partii Sprawiedliwości i Rozwoju nawiązuje do ideałów republikańskich z silnym naciskiem położonym na nacjonalizm i militaryzm. Wydaje się, że politycy partii rządzącej dokonują rewitalizacji dawnych mitów oraz nawiązują do fobii części społeczeństwa tureckiego. Do mitów można zaliczyć wizję mocarstwowej pozycji Turcji w regionie. O fobiach nękających Turków świadczy z kolei przeświadczenie o zagrożeniu ze strony Kurdów dla jedności narodowej oraz bezpieczeństwa wewnętrznego kraju.
Hüseyin Tunç z uniwersytetu w Nowym Jorku, analizując przyczyny, przejawy oraz żywotność postaw antykurdyjskich w polityce tureckiej, ostrzega, że wszelkie działania bazujące na takim właśnie podejściu są i będą nieproduktywne – zamiast wzmacniać bezpieczeństwo kraju, bardziej je osłabią. Charakterystyczne dla prezydenta Erdoğana wypowiedzi dotyczące Kurdów, zrównujące polityków Partii Ludowo-Demokratycznej (HDP), która osiągnęła bardzo dobry wynik w ostatnich wyborach, z bojownikami z PKK, są przykładem ideologizacji zagadnień związanych z bezpieczeństwem narodowym w celu uzyskania doraźnych korzyści politycznych.
Decyzję o udostępnieniu bazy lotniczej w İncirlik Amerykanom oraz zwołanie narady krajów NATO 28 lipca 2015 roku należy uznać za przejaw owej dwuwymiarowej polityki. Z jednej strony jest ona obliczona na wzmocnienie pozycji Turcji na arenie międzynarodowej, z drugiej zaś na uzyskanie międzynarodowej legitymizacji tureckiego projektu walki z terroryzmem w wymiarze wewnętrznym, czyli de facto prowadzenia akcji przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu. W tym również poza granicami Turcji.
Projekt ten wymaga jednak środków finansowych i propagandowych. Po ogłoszeniu walki z terroryzmem media tureckie w większym stopniu udzielają informacji o zamachu i ofiarach. Zdaniem Pinar Tremblay, piszącej w „Al-Monitor”, jest to zerwanie z dotychczasową polityką informacyjną na rzecz wzmocnienia poczucia zagrożenia. Nie brak przy tym wiadomości o osiągnięciach armii tureckiej w walkach z PKK, zatrzymaniu bojowników czy znalezieniu broni. Analiza prasy pokazuje, że w Turcji istnieje rzeczywista dysproporcja w określaniu priorytetów składających się na nową strategię. Z punktu widzenia tureckich decydentów kwestia kurdyjska ma większe znaczenie niż zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego. A planowane działania mogą okazać się bardzo kosztowne.
Tuż po zamachach w Suruç spadła wartość tureckiej waluty w stosunku do dolara. Konsekwencje tych wydarzeń zaczęła też odczuwać branża turystyczna. Nawet irańska agencja informacyjna IRNA 8 sierpnia 2015 roku przestrzegała obywateli przed podróżowaniem do Turcji drogą lądową po tym, jak autobus wiozący Irańczyków został ostrzelany we wschodniej Turcji, na terenach zamieszkanych przez Kurdów. Bardziej kosztowne w perspektywie długofalowej mogą się okazać ataki (niezależnie od tego czy PKK, czy jednostek powiązanych z Państwem Islamskim) na przebiegające przez te tereny ropociągi i gazociągi. W tym kontekście faktycznie dziwi otwarcie przez Turcję frontu walki z PKK.
Numan Kurtulmuş, konserwatywny polityk turecki, szacował koszt prowadzenia operacji antyterrorystycznych w Turcji w ostatnich trzech dekadach na 1,2 tryliona dolarów amerykańskich. Polityk uwzględnił przy tym słabszy wzrost gospodarczy w warunkach permanentnego zagrożenia. Koszty ekonomiczne takiego działania mogą być ogromne, a do tego należy dodać straty ludności. Praktycznie od chwili podjęcia działań przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu codziennie giną żołnierze, policjanci oraz przedstawiciele tureckich sił specjalnych. A zatem w dłuższej perspektywie działania obliczone jedynie na osłabienie Kurdów i wywołanie wśród nich podziałów mogą się okazać dla Partii Sprawiedliwości i Rozwoju zgubne. Nie przyniosą również korzyści w walce z Państwem Islamskim.
Wokół bazy w İncirlik
Porozumienie w sprawie wykorzystania bazy w İncirlik przez siły koalicyjne w walce z Państwem Islamskim stanowi niewątpliwie punkt zwrotny w wojnie. Turcja staje się zapleczem logistycznym USA. Amerykanie, realizując postanowienia, dość szybko rozpoczęli transport sprzętu do bazy, a już 4 sierpnia 2015 roku zaczęły się ataki samolotów bezzałogowych na siedziby Państwa Islamskiego. Pięć dni później do bazy przybyły zaś pierwsze amerykańskie myśliwce F-16 oraz personel. James Brindle, rzecznik Pentagonu, zapewniał, że obie strony uzgodniły szczegóły techniczne dotyczące operacji. Dodał też, że do tego czasu władze w Ankarze miały nie podejmować żadnych samodzielnych akcji. Stanowiło to z pewnością odpowiedź na liczne głosy obwiniające Turcję o opieszałość.
Na początku sierpnia prezydent Barack Obama wysłał notę do Erdoğana, wyrażając w niej zaniepokojenie nieproporcjonalnie większą niż w stosunku do Państwa Islamskiego koncentracją sił tureckich przeciwko PKK. To tylko jeden z licznych przykładów odmiennie definiowanych zagrożeń na Bliskim Wschodzie. Amerykanie oczekują, że w miarę rozwoju współpracy Turcja udostępni im również bazy znajdujące się w Diyarbakır oraz Malatyi.
Pomimo zapewnień o ścisłej współpracy, kontakty między Waszyngtonem a Ankarą nie są wolne od napięć. Amerykanie pamiętają decyzję rządu Partii Sprawiedliwości i Rozwoju o zamknięciu w 2003 roku baz, gdy wojska amerykańskie rozpoczynały operację przeciwko irackiemu dyktatorowi. Mogą się więc dziś spodziewać ewentualnej zmiany postawy tamtejszych władz. Turcja zaś słusznie obawia się utraty wpływów wśród ugrupowań islamistycznych, upatrujących w jej działaniach aż nazbyt dużego zbliżenia z Zachodem.
Niewątpliwie jednak największe napięcia może rodzić odmienny stosunek wobec Kurdów i ich roli w walce z Państwem Islamskim. Sekretarz obrony Ashton Carter 24 lipca 2015 roku w czasie spotkania z Masudem Barzanim, prezydentem Autonomii Kurdyjskiej w Iraku, zapewniał o pomocy dla Kurdów. W podobnym tonie wypowiadają się również inni politycy amerykańscy, którzy przekonują dodatkowo, że wspomogą wszystkich walczących z Państwem Islamskim, w tym oddziałami kurdyjskimi w Syrii, które jak dotąd stanowiły jedyną siłę zdolną przeciwstawić się Państwu Islamskiemu. Rozpoczęcie jednak przez Turcję zorganizowanych nalotów na siedziby PKK, a po części również walk z Demokratyczną Partią Jedności (PYD) może znacznie osłabić Kurdów oraz skomplikować działania USA w regionie.
Kobani: wojny pamięci
Nie można jednak zgodzić się z tezą, że celem Turcji jest tylko walka z PKK. Na razie jednak stanowi ona priorytet. Potwierdza to również stosunek rządu tureckiego do Kurdów syryjskich z kantonu Rojava. Kobani, oddalone zaledwie 15 km od tureckiego Suruç, w świadomości Kurdów stało się już symbolem oporu wobec Państwa Islamskiego. Wszelkie projekty jednoczące Kurdów z punkty widzenia Ankary stanowią jednak zagrożenie. Projekt strefy wolnej od Państwa Islamskiego, przy granicy z Turcją, będący częścią umowy z Amerykanami, oznacza dla polityków tureckich strefę wolną również od Kurdów. Wprawdzie po rozpoczęciu ataków na Kobani w 2014 roku Devutoğlu zapewniał, że rząd turecki nie jest zainteresowany upadkiem miasta, ale coraz silniejsze wezwania podmiotów międzynarodowych do pomocy oblężonej miejscowości wzbudzały raczej niechęć i złość polityków tureckich. Prezydent Erdoğan powątpiewał w celowość podjęcia działań przez Turcję. 27 czerwca, niejako w odpowiedzi na sukcesy militarne Kurdów, ogłosił, że Turcja nie pozwoli na powstanie niepodległego państwa kurdyjskiego na południe od swoich granic. Po zamachu w Suruç zrównał kurdyjskie siły Rojavy z PKK.
Marginalizowanie Kobani to zdecydowanie element planu propagandowego obliczonego również na deprecjonowanie partii HDP i polityków kurdyjskich w Turcji z Selahattinem Demirtasem na czele. Wszelkie jednak próby marginalizowania roli Kurdów w dłuższej perspektywie nie przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Mogą nawet oznaczać fiasko działań przeciwko Państwu Islamskiemu.
Niewątpliwie sukces wyborczy HDP w czerwcowych wyborach w znacznym stopniu wpłynął na określenie celów rządzącej AKP. Należy do nich wzmocnienie pozycji partii na tureckiej scenie politycznej, czego przejawem będzie silna prezydentura. W wymiarze międzynarodowym zaś powrót do mocarstwowych ambicji. Te z kolei wymagają większej współpracy w kluczowych sprawach dla bezpieczeństwa regionalnego i globalnego.
Objęcie przez gen. Hulusiego Akara dowództwa nad tureckimi siłami zbrojnymi 5 sierpnia 2015 roku stanowi zapowiedź modyfikacji strategii militarnej. Metin Gürcan, wykładowca uniwersytecki i emerytowany żołnierz, podkreśla, że gen. Akar w odniesieniu do Kurdów przejawia bardziej zdroworozsądkowe podejście. Wie, że nie wszyscy oni popierają Partię Pracujących Kurdystanu. Gürcan jest również przekonany, że będzie on w stanie lepiej porozumieć się z Amerykanami, zważywszy na misje natowskie, w których uczestniczył, a tym samym będzie prezentował bardziej prozachodnie nastawienie. Czy zagwarantuje większe zaufanie między Waszyngtonem i Ankarą? Brett McGurk, zastępca wysłannika prezydenta Obamy ds. walki z Państwem Islamskim, zapowiada, że razem z Turcją w ciągu trzech lat uda się je pokonać. Nie wspomina jednak o tym, że przed koalicją stoi problem dotyczący tego, jak ma wyglądać Syria wolna od islamistów. Kto ma w niej rządzić? I jaka ma być rola Kurdów w nowej bliskowschodniej rzeczywistości?
autor zdjęć: US Air Force