Aby ocenić siłę ekspansji Państwa Islamskiego w Iraku, trzeba przyjrzeć się wszystkim strukturom militarnym w tym kraju.
Przejęcie w połowie maja 2015 roku przez Państwo Islamskie kontroli nad Ar-Ramadi, stolicą irackiej prowincji Al-Anbar, i pospieszne wycofanie się wojska irackiego z tego miasta utrwaliło wizerunek armii jako bytu niezdolnego do walki z terrorystami. Rząd iracki wprawdzie próbował zachować twarz, promując tezę o działaniu taktycznym, ale mało kto, zarówno w Iraku, jak i za granicą, w to uwierzył. Faktem jest bowiem, że wraz z miastem w ręce terrorystów wpadła kolejna partia irackiego uzbrojenia otrzymanego od USA. To przypomniało wydarzenia sprzed roku, gdy terroryści bez walki przejęli Mosul.
Zmiana taktyki
Upadek Ar-Ramadi był bolesnym ciosem zwłaszcza dlatego, że nastąpił miesiąc po ogłoszeniu przez premiera Haidera al-Abadiego rozpoczęcia operacji wyzwolenia Al-Anbaru. Na dodatek siły Państwa Islamskiego, które tam wkroczyły, liczyły mniej niż 1000 osób. „Przyczyną porażki była zdrada lokalnych polityków sunnickich”, powiedział mi tydzień po upadku Ar-Ramadi jeden z doradców premiera Abadiego, który zastrzegł anonimowość. Według innych doniesień, z Ar-Ramadi wycofały się też siły specjalne armii irackiej, co z kolei było interpretowane jako wyraz rozgrywek wewnętrznych między obecnym premierem a jego poprzednikiem, Nurim al-Malikim, który tę jednostkę stworzył.
Trudno zweryfikować te tezy, gdyż ciężko jest teraz dotrzeć do Al-Anbaru, a regionalny konflikt szyicko-sunnicki znajduje również odzwierciedlenie w medialnej dezinformacji. Niemniej jednak już 27 maja rozpoczęła się kontrofensywa, której celem jest odbicie Ar-Ramadi, a następnie całego Al-Anbaru, w tym niezwykle mocno zinfiltrowanej przez terrorystów Faludży.
Najważniejsza była jednak zmiana podejścia do samej operacji w Al-Anbarze. O ile jeszcze w kwietniu lokalne plemiona sunnickie z Ar-Ramadi sprzeciwiały się udziałowi w walkach al-Hashd al-Shaabi (powszechna mobilizacja), czyli irackiego pospolitego ruszenia, o tyle po upadku miasta ich przywódcy sami wezwali Abadiego, by takie wsparcie przysłał. Zmieniły się również, przynajmniej oficjalnie, relacje między USA a al-Hashd al-Shaabi. W marcu 2015 roku, w trakcie operacji wyzwolenia Tikritu [Tadeusz Wróbel, „Wymęczone zwycięstwo”, „Polska Zbrojna” nr 5/2015], Amerykanie odmawiali wsparcia lotniczego (bombardowań) z uwagi na udział Irakijczyków z pospolitego ruszenia w walkach i obecność bliżej niepotwierdzonej liczby irańskich „doradców wojskowych” z Brygad al-Kuds. Co ciekawe, al-Hashd al-Shaabi też w takim wypadku odmawiała walki ze względu na dość powszechne przekonanie, podsycane irańską propagandą, że celem nalotów nie są terroryści, lecz oni.
„To przeszłość”, powiedział mi wspomniany już doradca Abadiego, zapewniając, że w walkach w Al-Anbarze, a następnie w Niniwie, weźmie udział zarówno pospolite ruszenie, jak i amerykańskie lotnictwo. Kilka dni później podobną opinię usłyszałem od jednego z czołowych polityków rządzącej partii Dawa, Alego al-Adiby. Co innego mówili mi natomiast dowódcy polowi Saraya al-Ashura (brygada), jednego z oddziałów al-Hashd al-Shaabi w prowincji Salah ad-Din, deklarujący, że nie będą współpracować z Amerykanami.
Porażka wojska irackiego w Ar-Ramadi nie zmienia faktu, że Państwo Islamskie przez miniony rok straciło znaczne terytoria zdobyte wcześniej w prowincjach Niniwa, Kirkuk, Dijala i Salah ad-Din. Część z nich wyzwolili peszmergowie, ale również siły rządowe zanotowały znaczące sukcesy – odbiły w listopadzie i grudniu okupowaną przez terrorystów część prowincji Dijala, a w marcu wyzwoliły większość Salah ad-Din.
Iracka armia powstała podczas amerykańskiej okupacji Iraku, a Stany Zjednoczone zaangażowały ogromne środki w jej wyszkolenie i uzbrojenie. Dlatego spektakularne porażki, które poniosła w 2014 roku, zszokowały świat. Wynikały one jednak wyłącznie z finansowej motywacji wstępujących do niej żołnierzy. Ponadto w armii służyli głównie szyici, a według nich odpowiedzialność za taką sytuację ponoszą sunniccy przywódcy, tacy jak Athil al-Nudżajfi, były gubernator Niniwy. Nie godzili się z utratą władzy w Iraku na rzecz szyitów, więc wzywali sunnitów, żeby nie wstępowali do „armii Malikiego”. Z kolei sunnici winą obarczają byłego premiera, Malikiego.
Iracka armia liczy, przynajmniej teoretycznie, 300 tys. żołnierzy i 500 tys. rezerwistów. Ministerstwu obrony podlegają też siły powietrzne. Specjalne zaś są podporządkowane biuru antyterrorystycznemu, ono z kolei jest w bezpośredniej dyspozycji premiera Iraku. Podstawowy problem tamtejszej armii stanowi niskie morale żołnierzy, a zdrady lub ucieczki dowódców i polityków na terenach sunnickich, z którymi ci szyiccy w większości żołnierze się nie utożsamiali, jeszcze pogorszyły sytuację. Zupełnie inaczej jest w wypadku al-Hashd al-Shaabi, której członkowie kierują się motywami religijnymi. Dziś zatem w Bagdadzie, Karbali czy Nadżafie nikt nie wierzy w armię, lecz w powszechną mobilizację. Panuje mniemanie, przede wszystkim wśród szyitów, że gdyby nie ta struktura, to terroryści z Państwa Islamskiego byliby już w Bagdadzie.
Organizacyjne porządki
Al-Hashd al-Shaabi nie jest wyłącznie konglomeratem milicji szyickich (są tam zresztą również nieliczne oddziały sunnickie), bo jej organizacja została usankcjonowana rozporządzeniem premiera, na którego mocy przy radzie bezpieczeństwa narodowego powołano komitet powszechnej mobilizacji. Ma on koordynować działania al-Hashd al-Shaabi oraz odpowiadać na przykład za żołd i uzbrojenie bojowników.
Struktura al-Hashd al-Shaabi, liczącej obecnie około 70 tys. bojowników, jest bardzo luźna, a koordynacja pomiędzy poszczególnymi oddziałami słaba. Na dodatek ich oddolne formowanie się powoduje, że oprócz dużych struktur, często związanych z partiami szyickimi, tworzą się małe grupy. Pozostają one poza kontrolą, więc czasem trudno zweryfikować, na ile są częścią al-Hashd al-Shaabi, a na ile zbrojnymi grupami przestępczymi. To właśnie takie oddziały są odpowiedzialne za grabieże, podpalenia i samosądy w Dijali i Salah ad-Din. Według irackich szyitów informacje o nadużyciach bojowników są wyolbrzymiane przez wrogie im sunnickie media arabskie. „Mamy wyraźny rozkaz od naszego przywódcy Amera al-Hakima, by humanitarnie traktować ludność cywilną. Dla nas to nie jest wojna szyitów przeciw sunnitom, ale wojna o Irak wolny od terrorystów”, zapewniali mnie dowódcy Ashury w Salah ad-Din. „Zakazane są jakiekolwiek samosądy. Wszyscy wzięci do niewoli terroryści mają być oddawani władzom i sądzeni zgodnie z prawem”, powiedział mi w Nadżafie ajatollah Mohammad Hussein al-Hakim. Szyici podkreślają też, że pomagają sunnickim uchodźcom z Al-Anbaru, którzy znaleźli schronienie w Nadżafie czy też Salah ad-Din.
Wpływy irańskie
Na czele al-Hashd al-Shaabi formalnie stoi Fatih al-Fayadh, ale na ulicach Bagdadu i innych miast irackiego południa widać przede wszystkim zdjęcia Hadiego al-Ameriego, lidera największej grupy w al-Hashd al-Shaabi, Organizacji Badr (liczy co najmniej 10 tys. osób). Powstała ona na początku wojny iracko-irańskiej w Iranie i przez lata była milicją związaną z Najwyższą Radą Islamską.
Oficjalnym dowódcą polowym al-Hashd al-Shaabi jest Abu Mahdi al-Muhandis, związany z irackim Hezbollahem. Oprócz innej grupy, o nazwie Khorasan, to najbliższe proirańskie oddziały, i to nie tylko w aspekcie militarno-politycznym, lecz także religijnym. Szyici koncentrują się wokół mardżów, czyli wielkich ajatollahów, mających prawo do wydawania wiążących edyktów religijnych, zwanych fatwami. I choć w Iraku jest czterech mardżów, to Hezbollah i Khorasan raczej uznają autorytet irańskiego najwyższego przywódcy Alego Chameneiego.
Znacznie luźniejsze relacje z Iranem mają Saraya al-Salam (Brygady Pokoju), związane z radykalnym, szyickim duchownym Muktadą as-Sadrem, który w czasie okupacji amerykańskiej stworzył armię Mahdiego. Stopień powiązań al-Hashd al-Shaabi z irańskim Pasdaranem (Islamski Korpus Strażników Rewolucji) i Brygadami al-Kuds to przedmiot spekulacji. Oficjalnie władze Iraku utrzymują, że te kontakty ograniczają się do kilkudziesięciu doradców. Jeden z kurdyjskich deputowanych twierdził zaś, że Iran wysłał do Iraku aż 30 tys. żołnierzy Pasdaranu. Liczba ta może być przesadzona, ale z całą pewnością w walkach w Salah ad-Din w marcu 2015 roku brała udział pewna liczba żołnierzy Pasdaranu pod dowództwem gen. Kasima Sulejmaniego. W walkach w Al-Anbarze Irańczycy natomiast już nie są zaangażowani w takim stopniu.
Formalizacja struktur
„Al-Hashd al-Shaabi nie dysponuje ciężkim uzbrojeniem, bo takie ma tylko armia”, powiedział mi Ali al-Adib, podkreślając, że to wciąż na wojsku spoczywa główny ciężar działań zbrojnych. W parlamencie irackim rozpoczęły się prace nad przekształceniem al-Hashd al-Shaabi w al-Hashd al-Watani (mobilizację narodową). Dzięki większej formalizacji struktur ma zostać podniesiona dyscyplina w szeregach i poprawiona koordynacja działań. Ponadto mają też być uregulowane kwestie zabezpieczenia socjalnego rannych bojowników i rodzin poległych, bo teraz mogą oni liczyć tylko na pomoc fundacji religijnych – al-Sistani w fatwie nakazał tym, którzy nie walczą, wspierać finansowo bojowników i ich rodziny.
„W al-Hashd al-Watani bojownicy zostaną zrównani w prawach z żołnierzami regularnej armii”, powiedział mi Ali al-Adib. „Chodzi jednak również o zrównoważenie etniczno-religijne składu al-Hashd al-Shaabi i podniesienie jej liczebności do 120 tys.”. Według tego projektu każda iracka prowincja ma tworzyć własne oddziały – proporcjonalnie do liczby mieszkańców oraz szyitów, sunnitów i innych grup. „Sunnitów na przykład przekonamy do wstępowania za pośrednictwem ich liderów plemiennych”, dodał Ali al-Adib. Al-Hashd al-Watani będzie mieć również prawo do samodzielnego zakupu broni z przyznanego jej budżetu (w 2015 r. na al-Hashd al-Shaabi w irackim budżecie przeznaczono miliard dolarów amerykańskich), również za granicą – przede wszystkim w Iranie, choć politycy iraccy sprzeciwiają się planom bezpośrednich zakupów broni przez peszmergów. Według Adiba projekt al-Hashd al-Watani nie obejmie nie tylko Kurdystanu, lecz także kontrolowanych przez peszmergów i Asaish (kurdyjska służba bezpieczeństwa) terenów Niniwy, Kirkuku i Dijali (tereny sporne, które Kurdowie uważają za de facto przyłączone do Kurdystanu, a rząd iracki to kategorycznie odrzuca). Nie jest zaś jasne, co się stanie z al-Hashd al-Watani po zakończeniu wojny z Państwem Islamskim. Adib twierdzi, że te struktury zostaną rozwiązane, a bojownicy będą mieli do wyboru wstąpienie do armii lub powrót do swoich zawodów wykonywanych w cywilu. Nie zgadza się z tym Raad al-Haideri, jeden z doradców dowódcy Ashury: „Al-Hashd al-Watani po wojnie będzie dalej funkcjonować jako rodzaj gwardii narodowej w poszczególnych prowincjach”.
W Kurdystanie powstaje zaś alternatywny projekt „armii sunnickiej”, tworzonej z inicjatywy byłego gubernatora Niniwy Athila al-Nudżajfiego. W pierwotnym założeniu miała ona liczyć 100 tys. osób i stanowić arabsko-sunnicki odpowiednik peszmergów w ramach szerszego projektu stworzenia arabsko-sunnickiej autonomii w Iraku. Ponieważ jednak rząd iracki odrzuca projekt przekształcenia Iraku w federację szyicko-sunnicko-kurdyjską, także projekt Nudżajfiego jest uważany za „nielegalną milicję, z którą rząd nie będzie współpracować”, jak to ujął wspominany już doradca premiera Abadiego.
autor zdjęć: US Army