Nauka w klasie wojskowej dała mi solidne podstawy, więc bez problemu odnalazłam się w wojskowych realiach. Choć wykładowcy znacznie więcej wymagali od absolwentów biorących udział w programie „Certyfikowane Wojskowe Klasy Mundurowe” – mówi szer. Ewelina Płucienniczak, maturzystka z Technikum nr 3 w Zespole Szkół Rolniczych, która przeszła 12-dniową służbę przygotowawczą w Wałczu.
Gdy podejmowała Pani decyzję o nauce w klasie wojskowej, była Pani już zdecydowana, by zostać żołnierzem?
Szer. Ewelina Płucienniczak: Początkowo mój wybór był podyktowany ciekawością, chęcią spróbowania czegoś nowego. Z biegiem czasu, gdy zajęć wojskowych było coraz więcej i gdy coraz częściej wyjeżdżaliśmy na szkolenia do jednostek, głównie 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu-Krzesinach, zrozumiałam, że właśnie w tym kierunku chcę pójść.
Jak dziś, jako absolwentka programu „Certyfikowane Wojskowe Klasy Mundurowe”, wspomina Pani tę edukację?
Bardzo dobrze, choć przyznam, że nie było łatwo. Poza podstawą programową dla szkół średnich mieliśmy sporo zajęć dodatkowych z edukacji wojskowej. Uczyliśmy się podstaw żołnierskiej służby nie tylko w teorii, lecz także praktyce. Przynajmniej raz w miesiącu wyjeżdżaliśmy do jednostki i tam pod okiem żołnierzy przechodziliśmy zajęcia np. ze strzelania, łączności czy taktyki. Do tego dochodziły wyjazdy na obozy szkoleniowe. Bardzo sobie cenię zdobytą podczas tych wyjazdów wiedzę, ale myślę, że nauka w klasie dała mi dużo więcej. Zyskałam pewność siebie, umiem brać odpowiedzialność za siebie i innych, współpracować w grupie, jestem też zdyscyplinowana i sumienna w wykonywaniu obowiązków.
Tuż po zakończeniu czteroletniej edukacji postanowiła Pani, podobnie jak zdecydowana większość tegorocznych absolwentów programu „CWKM”, zgłosić się do służby przygotowawczej. W wypadku byłych uczniów klas wojskowych po raz pierwszy w historii trwała ona 12 dni. Skąd pomysł na udział w szkoleniu?
Przede wszystkim chciałam zobaczyć, jak sobie poradzę w wojsku. Wiadomo, że zupełnie inaczej wyglądają zajęcia w klasie wojskowej, a czym innym jest skoszarowanie i branie udziału w regularnym szkoleniu w jednostce. Chciałam też nabrać przekonania, że wojsko to miejsce dla mnie. Dlatego się zgłosiłam. Na szkolenie zostałam skierowana do 100 Batalionu Łączności w Wałczu.
Czy to, że jest Pani absolwentką klasy wojskowej, sprawiło, że było Pani łatwiej? Wiedziała Pani, czego się spodziewać?
Jeśli miałabym się porównać z osobami, które przychodzą do służby przygotowawczej prosto z cywila, bez jakiegokolwiek wcześniejszego kontaktu z wojskiem, to na pewno było mi łatwiej. Dla osób przychodzących po raz pierwszy do jednostki na początku trudna może być nawet nauka wojskowych regulaminów, stopni, zasad żołnierskiego zachowania czy procedur składania meldunku. Ja miałam solidne podstawy w tym zakresie, więc nie miałam problemu, by odnaleźć się w wojskowych realiach. Ale też z tego samego powodu wykładowcy i instruktorzy wymagali od nas znacznie więcej. Zajęcia były bardzo intensywne, nasza wiedza była non stop weryfikowana. Nie ukrywam, w ciągu tych 12 dni miewałam gorsze chwile i zastanawiałam się, czy podołam. Zaciskałam jednak zęby i motywowałam się, powtarzając, że przecież wiedziałam, na co się piszę, więc nie mogę sobie pozwolić na chwile słabości. W efekcie dawałam z siebie jeszcze więcej. Myślę, że taką wolę walki dało mi właśnie bycie uczennicą klasy mundurowej.
Zapamięta Pani jakiś szczególny dzień ze szkolenia?
Dwa na pewno. Pierwszy to ten najtrudniejszy, w którym musieliśmy, w pełnym umundurowaniu i z wyposażeniem, pokonać około dziesięciokilometrową trasę w zróżnicowanym terenie. Było gorąco, a przez pewien odcinek drogi musieliśmy maszerować w maskach, potem chodzić po bunkrach czy w labiryncie bez oświetlenia i szukać drogi do wyjścia. Czuliśmy ogromne zmęczenie, presję czasu. Było to spore wyzwanie. Wszyscy jednak stawiliśmy mu czoła i ukończyliśmy zadanie.
A ten drugi dzień, który utkwił Pani w pamięci?
To ten, w którym złożyłam przysięgę wojskową. Myślę, że jak dotąd to najpiękniejszy dzień mojego życia. Towarzyszyły mi chyba wszystkie pozytywne emocje: euforia, wzruszenie i duma, że w końcu zostałam żołnierzem. Nigdy wcześniej tak się nie czułam, chciałabym przeżyć ten dzień jeszcze raz.
Wiele osób, które rozważa udział w służbie przygotowawczej, obawia się, czy podoła fizycznie. Czy szkoła przygotowała Panią kondycyjnie?
W klasach mundurowych duży nacisk jest kładziony na zajęcia z WF. To normalne, bo przecież jako potencjalni kandydaci do wojska musimy mieć kondycję. W ostatnim roku, gdy dotknęła nas pandemia, a szkoły zostały pozamykane, zajęć z WF, niestety, nie mieliśmy. W efekcie tego uczniowie, którzy wiedzieli, że będą chcieli przejść służbę przygotowawczą, cały ciężar przygotowań fizycznych musieli wziąć na siebie. Ja więcej niż do tej pory biegałam, przygotowywałam się siłowo. Mój wysiłek się opłacił, bo bez problemu podołałam kondycyjnie.
A jak poszły Pani egzaminy kończące szkolenie? Na czym polegały?
Egzaminy w formie „pętli taktycznej” miały sprawdzić naszą wiedzę zdobytą i w szkole, i podczas służby. Nie było tu dla mnie żadnych nowości, bo właściwie z podobnymi zadaniami mierzyliśmy się, jeszcze będąc w klasie. Na egzaminach musieliśmy zaliczyć w określonym czasie kilka konkurencji, w tym ładowanie magazynków broni, zakładanie maski przeciwgazowej. Egzaminatorzy sprawdzali także nasze umiejętności w zakresie udzielania pierwszej pomocy, nawiązania i utrzymania łączności oraz orientowania się w terenie. Szczególnie zapamiętam rzut granatem. Instruktorzy wspominali, że kobietom rzadko udaje się rzucić nim na odległość większą niż 20 m. Mnie się udało. Cały egzamin zaliczyłam ostatecznie na ocenę dobrą.
Czy zachęcałaby Pani młodsze koleżanki i kolegów do nauki w klasie wojskowej?
Oczywiście. Jestem zdania, że lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało. Myślę, że tego rodzaju edukacja jest znakomitym sposobem na sprawdzenie, czy wojsko to pomysł dla nas. Tym bardziej że nauka w klasie wojskowej nie wiąże się z obowiązkiem podjęcia służby i gdy się komuś nie spodoba czy nie będzie w stanie podołać trudom tej nauki, zawsze może z niej zrezygnować. Dla mnie okres szkoły średniej był wspaniałym czasem i jestem przekonana, że gdybym miała ponownie stanąć przed wyborem szkoły średniej, wybrałabym tak samo.
Jakie ma Pani dalsze plany związane z wojskiem?
Jestem zdecydowana, by wstąpić do armii zawodowej, ale nie mam jeszcze pewności, jaką drogą pójść. Nie chcę niczego robić na siłę albo pod wpływem impulsu, dlatego postanowiłam dać sobie rok, by móc podjąć optymalną decyzję. Rozważam naukę w Szkole Podoficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, być może spróbuję swoich sił, aplikując na studia w akademii wojskowej. W ostatniej kolejności myślę o podjęciu studiów na kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne i aplikowaniu do armii w późniejszym czasie. Na pewno jednak na służbie przygotowawczej moja przygoda z wojskiem się nie skończy.
autor zdjęć: Arch. prywatne
komentarze