Wiadomość o wybuchu powstania w Warszawie Stalin przyjął z irytacją. Ale w istocie była to demonstracja chytrego Gruzina wobec aliantów zachodnich, by jeszcze mocniej w ich oczach oczernić „nieodpowiedzialnych i nieobliczalnych Polaków”. Zniszczenie stolicy Rzeczypospolitej rękami Niemców było dla Stalina darem losu – oszczędzało mu wiele własnych sił i środków, by ujarzmić niepokorne miasto.
Stalin zdawał sobie sprawę, że mimo jarzma niemieckiej okupacji, Warszawa nadal pozostaje politycznym i społecznym centrum kraju. Dobrze też wiedział, że jej ewentualne opanowanie przez siły podległe polskiemu rządowi emigracyjnemu w Londynie, niezwykle skomplikują mu plany podporządkowania sobie Polski. W miarę zbliżania się sowieckiego frontu, Warszawa coraz bardziej stawała się „beczką prochu”, do której wystarczyło przyłożyć lont, by wybuchła niekontrolowanymi walkami ze znienawidzonymi Niemcami. Dowództwu Armii Krajowej coraz trudniej było utrzymać w ryzach młodych żołnierzy, którzy obserwując panikę Niemców pod koniec lipca 1944 roku, rwali się do boju. Niekontrolowana walka byłaby na rękę Sowietom. Zradykalizowani, wypowiadający posłuszeństwo dowódcom żołnierze byliby znacznie łatwiejsi do przejęcia przez propagandę podległego sowietom Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Temu właśnie służyły apele emitowane z Moskwy przez Radiostację im. Tadeusza Kościuszki podległą komunistom ze Związku Patriotów Polskich. 29 i 30 lipca 1944 roku kilkakrotnie wysłano w eter Warszawy następujące słowa: „Warszawa drży w posadach od ryku dział. Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, aby przynieść nam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłowali bronić się w Warszawie. Zechcą zniszczyć wszystko. W Białymstoku burzyli wszystko przez sześć dni. Wymordowali tysiące naszych braci. Uczyńmy, co tylko w naszej mocy, by nie zdołali powtórzyć tego samego w Warszawie. Ludu Warszawy! Do broni! Niech cała ludność stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzcie na Niemców! Udaremnijcie ich plany zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę. Przysyłajcie wiadomości, pokazujcie drogi. Milion ludności Warszawy niech stanie się milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność”. Jednocześnie w Lublinie z oddziałów wojskowych podległych PKWN montowano jednostkę, która miała wyruszyć do Warszawy w celu „karnego ujarzmienia ulic miasta”.
Kapitan Kaługin – tajemniczy emisariusz Sowietów
Oczywiście w samej Warszawie także działały aktywnie komórki komunistyczne i agenci sowieccy. Jednym z najbardziej tajemniczych i do dziś nie w pełni wyjaśnionych epizodów była działalność kpt. Konstantina Kaługina w samym centrum powstańczego cyklonu, bo w sztabie generała Antoniego Chruściela „Montera”. Tak mówił o nim zastępca szefa Oddziału II Komendy Głównej AK pułkownik dyplomowany Franciszek Herman „Nowak”: „Muszę wspomnieć, że gdy przybyłem do ‘Montera’, zastałem tam kpt. Kaługina z Armii Czerwonej, który, jak się dowiedziałem, był tam prawie od pierwszych dni powstania. […] Kaługin korzystał ze swobody ruchów (miał przydzielonego oficera). Potem gdzieś we wrześniu miał ponoć przejść na stronę radziecką, ale szczegółów nie znam. […] Według tego, co miał mówić Kaługin, miał on być oficerem sowieckiego wywiadu, który znalazł się przypadkowo w Warszawie”. Więcej szczegółów o działalności Kaługina podaje Zygmunt Zaremba, w powstańczej Warszawie członek Komisji Głównej Rady Jedności Narodowej z ramienia Polskiej Partii Socjalistycznej: „Zjawił się […] w sztabie AK kapitan Armii Czerwonej, Kaługin, i zapewniał na prawo i lewo, że wojska sowieckie przyjdą na pewno z odsieczą, gdy tylko ich dowództwo dowie się o prawdziwych rozmiarach Powstania. Nie bardzo można było wierzyć temu wszystkiemu. Traktowałem Kaługina jako przede wszystkim sowieckiego wywiadowcę. Toteż, gdy zabiegał o rozmówienie się ze mną i znalazł nawet drogę do jednego z mych przyjaciół, odmówiłem wszelkiego z nim kontaktu”.
Kim naprawdę był ten sowiecki emisariusz? Konstantin Andriejewicz Kaługin istotnie nosił stopień kapitana Armii Czerwonej, ale w maju 1942 roku pod Charkowem został ciężko ranny i dostał się do niemieckiej niewoli. W obozie jenieckim przekonał Niemców do swoich antystalinowskich poglądów, dzięki czemu wcielono go do Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (Russkaja Oswoboditielnaja Armija – ROA) generała Andrieja Własowa. W 1943 roku jako hauptman (kapitan) ROA został skierowany do Częstochowy. Tutaj zaczął działać na dwa fronty. Najpierw udało mu się nawiązać kontakt z oddziałem Armii Ludowej, a następnie spotkał się na Lubelszczyźnie z podpułkownikiem Iwanem Banowem „Czarnym”, dowódcą wywiadowczo-dywersyjnego oddziału GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije – Główny Zarząd Wywiadowczy), czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. W lipcu 1944 roku Kaługin przyjechał do Warszawy i po wybuchu powstania zgłosił się do sztabu AK z propozycją współpracy. Między innymi zredagował depeszę z prośbą o pomoc powstaniu do samego Stalina! Szyfrogram wysłano 5 sierpnia 1944 roku przez powstańczą radiostację do Londynu, a stamtąd do Moskwy. Kaługin informował Stalina: „Nawiązałem osobisty kontakt z dowódcą garnizonu Warszawy, który dowodzi bohaterską powstańczą walką narodu przeciw hitlerowskim bandytom. Zapoznawszy się z wojskową sytuacją, doszedłem do przekonania, że mimo heroicznych wysiłków wojsk i ludności całej Warszawy, są następujące potrzeby, spełnienie których pozwoliłoby przyspieszyć zwycięstwo w walce z naszym wspólnym wrogiem: broń automatyczna, amunicja, granaty i karabiny przeciwpancerne. Z grupy Czarnego kapitan Kaługin Konstantin. Warszawa. 66804”. Depesza pozostała bez odpowiedzi. 9 sierpnia przypomniał o niej Stalinowi premier polskiego rządu Stanisław Mikołajczyk, który wówczas przyleciał do Moskwy osobiście negocjować pomoc dla powstania i przywrócenie stosunków dyplomatycznych. Wyraźnie zirytowany Stalin odpowiedział, że żadnego Kaługina nie zna.
Tymczasem kpt. Kaługin zredagował również odezwy do żołnierzy rosyjskich służących w kolaboracyjnych formacjach wysłanych przez Niemców do tłumienia powstania. Były oficer ROA groził w nich karą śmierci dla każdego, kto podniesie broń przeciw powstańcom i będzie wykonywał zbrodnicze niemieckie rozkazy. Jednocześnie intensywnie prowadził prosowiecką propagandę w powstańczych oddziałach. 20 września Kaługin przedostał się przez Wisłę i od tego dnia wszelki kontakt z nim się urwał. Jak się później okazało, po rozmowie z generałem Zygmuntem Berlingiem, przewieziono go do Lublina, gdzie spotkał się z Nikołajem Bułganinem, przedstawicielem rządu sowieckiego przy PKWN. Następnie przesłuchiwany był przez oficerów sowieckiego kontrwywiadu. Po przewiezieniu do Moskwy, skazano go na dziesięć lat łagru. Po śmierci Stalina został zrehabilitowany.
Historycy do dziś spierają się, jaką rolę istotnie pełnił kpt. Konstantin Kaługin w powstańczej Warszawie. Był podwójnym agentem, hochsztaplerem ratującym własne życie zagrożone zdradą na rzecz Niemców, tajnym emisariuszem, czy agentem GRU wypełniającym rozkazy Kremla? Materiały dotyczące Kaługina zostały ponoć utajnione przez Władimira Putina do 2040 roku. Jedno jest tutaj pewne. Jako jeden z nielicznych żołnierzy generała Własowa, ocalił życie. Wbrew pozorom wyrok dziesięciu lat łagru dla własowca był śmiesznie niską karą w porównaniu do tych, które otrzymali podobni mu „zdrajcy narodu”. Za służbę u Własowa najczęściej dostawało się karę katorżniczej pracy w kopalni manganu lub uranu bez prawa do wyjścia na powierzchnię do końca życia.
GRU obserwuje koniec powstania
Pod koniec września 1944 roku, kiedy powstanie już dogorywało, Sowieci w różnych punktach miasta zrzucili kilku spadochroniarzy z radiostacjami. Byli to wywiadowcy GRU, którzy mieli zebrać informacje na temat sił, jakie jeszcze zostały AK w niszczonej przez Niemców Warszawie. Stalinowi na rękę było, by walki w zrujnowanej stolicy trwały jak najdłużej i by akowcy ponieśli w niej jak największe straty. Kiedy w pierwszej połowie września dowództwo AK uświadomiło sobie, że nie ma szans na oswobodzenie miasta z rąk Niemców, podjęło z nimi negocjacje kapitulacyjne. W sprawie ewakuacji ludności cywilnej rozmawiała z władzami niemieckimi hrabina Maria Tarnowska, prezes zarządu PCK, a ze strony wojskowej negocjował szef wywiadu AK, pułkownik Kazimierz Irenek-Osmacki „Makary”. Doszło wtedy do porozumienia i kapitulacja miała nastąpić 10 września, ale ostatecznie komendant główny AK, generał Tadeusz Bór-Komorowski jej nie podpisał. Zdecydowało o tym to, że 9 września po raz pierwszy odezwała się sowiecka artyleria, a nad Warszawą pojawiły się samoloty z czerwoną gwiazdą, natychmiast przeganiając nieliczne niemieckie Stukasy, niemiłosiernie dotychczas bombardujące powstańcze pozycje. Sowieckie lotnictwo zaczęło również zrzucać zaopatrzenie z żywnością, bronią i amunicją dla powstańców. Wydawało się, że Armia Czerwona ruszy wreszcie do ofensywy, ale prócz kilku desantów żołnierzy 1 Armii gen. Zygmunta Berlinga nic takiego się nie wydarzyło. Stalin konsekwentnie trzymał się swego planu zniszczenia stolicy Polski rękami Hitlera i prawdopodobnie pod koniec września GRU otrzymało zadanie sprawdzenia pod tym kontem sytuacji w Warszawie.
Najbardziej znanym skoczkiem GRU w Warszawie był por. Iwan Kołos, który w nocy z 20 na 21 września 1944 roku został zrzucony wraz z radiotelegrafistą Dmitrijem Steńką między Hożą a Marszałkowską. Kołos wylądował bez szwanku, ale Steńka uderzył o balustradę balkonu. Ciężko kontuzjowany skoczek zginął następnie od wybuchu pocisku moździerzowego. Por. Kołosa natychmiast przejęli żołnierze AL, ale on szukał kontaktu z AK. Nie wiadomo, co w istocie zawierały jego pełnomocnictwa. Według powojennych relacji Kołosa, miał on rozpoznać w mieście „angielski ośrodek wywiadowczy” oraz zbadać intencje i plany dowództwa AK. Udało mu się spotkać z gen. „Monterem”, któremu zadał pytanie, jak AK wyobraża sobie działania Armii Czerwonej na korzyść Warszawy (sic!). Otrzymał na to oczywistą odpowiedź, że Armia Czerwona powinna natychmiast rozpocząć forsowanie Wisły i ruszyć do ataku, a wtedy wszystkie siły AK przyjdą jej z pomocą. Co więcej, gen. „Monter”, jak wspomina cytowany już wyżej płk Herman, zdecydowany był po wkroczeniu Sowietów do Warszawy podporządkować się dowództwu gen. Berlinga i włączyć warszawskie oddziały AK do jego armii. Jak podkreśla Herman, „miał prosić tylko o zachowanie osobnych dywizji (spodziewał się, że ze swojego okręgu warszawskiego wystawi dwie – trzy)”. Por. Kołos po rozmowie z generałem „Monterem” wysłał radiogram do stojącego po drugiej stronie Wisły sztabu marsz. Konstantina Rokossowskiego, ale nigdy nie nadeszła nań odpowiedź.
1 października 1944 roku Kołos przy pomocy AL-owców przeprawił się przez Wisłę do swoich oddziałów. Za tę misję odznaczono go Orderem Czerwonego Sztandaru. W styczniu 1945 roku został wyznaczony do tytułu Bohatera Związku Sowieckiego, ale ostatecznie go nie otrzymał. Podobno przyczynić się miała do tego jego „niedyskrecja” w sprawie Katynia. Miał zameldować swoim przełożonym, że dowiedział się od Polaków, iż mordu katyńskiego dokonali swoi. Jedno jest pewne, meldunki wywiadowców GRU z przełomu września i października 1944 roku w pełni satysfakcjonowały Stalina. Największa przeszkoda, która od wieków stawała imperium rosyjskiemu na drodze do podporządkowania sobie Rzeczypospolitej zniknęła – Warszawa legła w gruzach, a jej bohaterscy obrońcy w większości albo zginęli w walce, albo zostali przez Niemców wywiezieni do obozów jenieckich i koncentracyjnych.
Bibliografia:
Jan Ciechanowski, Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego, Pułtusk 2009
Powstanie Warszawskie 1944 w dokumentach z archiwów służb specjalnych, praca zbiorowa, Warszawa 2007
Z. Zaremba, Wojna i okupacja, [w:] Socjaliści w Powstaniu Warszawskim 1944 r., praca zbiorowa, Warszawa 2004
Z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przygotowaliśmy specjalne wydanie „Polski Zbrojnej”.
Mecenasami jednodniówki są: Polska Fundacja Narodowa i Polska Spółka Gazownictwa.
Nasze wydawnictwo jest też dostępne w angielskiej wersji językowej.
Zapraszamy do lektury!
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze