Sebuś... mówili o nas, że zrobimy zdjęcie choćby w piekle... Zrób je tam, w niebie, niejedno, w swoim niepowtarzalnym stylu, całą serię... Rest In Peace Brother [*] – tak chorążego Sebastiana Kinasiewicza na portalu społecznościowym pożegnał jego przyjaciel Dariusz Lewtak. Ci, którzy znali Sebastiana, nie mogą uwierzyć w śmierć kolegi, który zginął w górach Oregonu.
– Wczoraj, gdy usłyszałam, że Sebastian zaginął w górach, wertowałam informacje z nadzieją, że znajdę tę dobrą, o jego odnalezieniu. Niestety, Sebastian nie żyje. To bardzo smutna wiadomość, nadal nie mogę uwierzyć – mówi Bogumiła Piekut z Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON. Nie tylko ona wczoraj wertowała Internet w poszukiwaniu informacji o chorążym Sebastianie Kinasiewiczu. W środowisku wojskowych „prasowców” i dziennikarzy zajmujących się sprawami obronności był znaną i bardzo lubianą postacią.
Sebastian służył w Wydziale Prasowym Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych w zespole reporterskim Combat Camera. Przyjaciele opowiadają, że jego pasją była fotografia, a od niedawna także robienie filmów. Był odważny i ambitny. – W mojej pamięci na zawsze pozostanie osobą szukającą nowych wyzwań, dążącą do doskonałości i profesjonalizmu we wszystkim, co robił. Nigdy się nie poddawał, zawsze szukał rozwiązań, nowych możliwości – wspomina ppłk Mirosław Ochyra, do niedawna rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego, dziś służący w strukturach NATO.
Sebastian był na misjach w Kosowie i Afganistanie, spędził wiele miesięcy na poligonach i w ośrodkach szkoleniowych. Kilka miesięcy temu wybrał się w Bieszczady na selekcję do jednej z jednostek Wojsk Specjalnych i złapał bakcyla. Postanowił przenieść się z Dowództwa Operacyjnego do krakowskiego Dowództwa Wojsk Specjalnych.
W czerwcu trafił do Jednostki Wojskowej NIL, która zajmuje się wsparciem dowodzenia i zabezpieczaniem operacji specjalnych. Nowa jednostka wysłała Sebastiana na specjalistyczne szkolenie do jednej z miejscowości w amerykańskim stanie Oregon. Mieści się tam firma, która m.in. uczy żołnierzy obsługi dronów. Jej ośrodek leży też niedaleko pięknych gór masywu Mount Hood. A Sebastian lubił góry.
W niedzielę miał trochę wolnego czasu. Postanowił zdobyć prawie 3,5-tysięczny szczyt. Wieczorem nie wrócił jednak do ośrodka. Jego zaginięcie zgłoszono w poniedziałek i od razu rozpoczęły się poszukiwania. We wtorek przedstawiciel biura szeryfa hrabstwa Hood River, Pete Hughes, poinformował, że ciało Polaka zauważyli ratownicy, którzy przeszukiwali teren z pokładu śmigłowca.
Nie wiadomo, jak doszło do wypadku. Sebastian miał doświadczenie w organizowaniu górskich wypraw i żelazną kondycję. Zanim rozpoczął służbę w Wojskach Specjalnych, przeszedł morderczą selekcję. Wiele razy wyjeżdżał w góry, także na ostatnią wyprawę zabrał raki, czekan oraz plecak z ciepłą odzieżą i wodą.
– Lubił wyzwania. Takim była wyprawa na Mount Hood – wspomina st. chor. sztab. Adam Roik, szef zespołu reporterskiego Combat Camera w Dowództwie Operacyjnym. Pamięta, jak dwa lata temu chorąży rozpoczął pracę w Combat Camera. – Był profesjonalistą, robił wspaniałe zdjęcia i dobre filmy zarówno na misji w Afganistanie, jak i na poligonach w kraju – opowiada. Nakręcone przez ich zespół filmy TVP pokazywała w cyklu „Nasza armia”, współpracowali też przy produkcji serialu „Misja Afganistan”.
– Byliśmy kumplami i zgranym zespołem – dodaje st. chor. sztab. Adam Roik, choć przyznaje, że Sebastian czasem lubił chodzić własnymi drogami.
Major Julita Mirowska z Wydziału Prasowego Dowództwa Operacyjnego podkreśla, że Sebastian zawsze ciepło mówił o rodzinie, żonie i kilkuletnim synku, któremu nie poświęcał tyle czasu, ile by chciał. Wspomina, że zawsze potrafił żartem rozładować nerwową atmosferę. – Zwracał się wtedy do nas w trzeciej osobie: „Osoba to zrobi”, „Osoba pójdzie” – mówi mjr Mirowska. Podobne wspomnienia ma Bogusia Piekut. –Zawsze można było na niego liczyć, a swoim poczuciem humoru i pogodą ducha potrafił każdego rozbroić – opowiada. Z Sebastianem była w Kosowie i Afganistanie. – W Ghazni zrobił mi i koleżance zdjęcie. Potem śmiesznie je podrasował na plakat filmowy z tytułem „Przeżyć Afganistan”.
– Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy spotkałem Sebastiana. Za to dobrze pamiętam ćwiczenia „Borsuk 12” – wspomina mjr Szczepan Głuszczak, rzecznik prasowy Zespołu ds. Nowego Systemu Kierowania i Dowodzenia. – Wtedy spędziliśmy sporo czasu na poligonie, wyczekując na dobre zdjęcia jak myśliwy na ambonie – opowiada.
Mjr Głuszczak, jak większość znajomych Sebastiana, podkreśla, że był wielkim pasjonatem fotografowania. – Aparat był dla niego najważniejszym atrybutem. Szczerze mówiąc, to nie pamiętam go bez aparatu. Pozostawił po sobie pomnik ze spiżu w postaci zdjęć i porywających filmów – mówi major.
autor zdjęć: arch. DO SZ, st. chor. sztab. Adam Roik / Combat Camera
komentarze