Szeregi Wojska Polskiego sukcesywnie rosną. Od 2015 roku liczba żołnierzy zawodowych wzrosła z 95 tys. do 110 tys. Co przyciąga ochotników? Niektórych etos i chęć służby ojczyźnie, dla wielu nie mniej ważne jest stabilne zatrudnienie czy szansa sprawdzenia się. – Wojsko oferuje wszystkie te możliwości. Każdy może znaleźć tu swoje miejsce – mówią młodzi oficerowie.
– Pierwsza myśl związana z mundurem pojawiła się w mojej głowie w szkole średniej. Po maturze złożyłam dokumenty do Policji, ale nie udało mi się tam dostać. Wybrałam więc bezpieczeństwo narodowe w Społecznej Akademii Nauk w Łodzi, a po ukończeniu studiów postawiłam na wojsko – opowiada ppor. Hiacynta Lichańska. W 2017 roku zgłosiła się do wojskowej komendy uzupełnień, w kolejnym roku rozpoczęła trwającą wówczas cztery miesiące służbę przygotowawczą w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu. – Nie było łatwo, ale musiałabym chyba nogę złamać, by zrezygnować – żartuje ppor. Lichańska. W kolejnym roku dwukrotnie wzięła udział w ćwiczeniach rezerwy i, jak przyznaje, wojsko zaczęło ją coraz bardziej wciągać. Potem był czteromiesięczny kurs oficerski dla rezerwistów w Wojskowej Akademii Technicznej, a po ukończeniu kolejnych ćwiczeń – promocja oficerska na stopień podporucznika rezerwy. Dziś nie żałuje podjętej decyzji. Spełniła swoje marzenie i od roku jest żołnierzem zawodowym w Centrum Rozpoznania i Wsparcia Walki Radioelektronicznej.
Wszystko w jeden dzień
Szeregi polskiej armii sukcesywnie rosną. Według danych Ministerstwa Obrony Narodowej, od 2015 roku liczba żołnierzy zawodowych wzrosła z 95 tys. do 110 tys. Wzrost liczebności wojska jest jednym z głównych priorytetów resortu. Plany w tym zakresie są ambitne. Zgodnie z kierunkami rozwoju Sił Zbrojnych RP w ciągu 15 lat armia ma liczyć 200 tys., a nawet 250 tys. żołnierzy, w tym 150 tys. zawodowców. MON chce osiągnąć ten cel różnymi sposobami. Już w 2018 roku została zainaugurowana kampania rekrutacyjna „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”. Ministerstwo podejmuje też wiele innych działań, mających zachęcić do wstępowania do armii. Jedną z kluczowych kwestii stała się ta dotycząca naboru ochotników. Już ponad dwa lata temu przedstawiciele resortu dostrzegli, że obowiązujące zasady rekrutacji, w tym skomplikowane procedury, badania prowadzone w różnych miejscach i czasie oraz trwające wiele miesięcy oczekiwanie ochotników na powołanie, zniechęcają kandydatów. Z tych powodów rezygnowało około 40% z nich.
Rozwiązaniem tego problemu zajęło się m.in. Biuro ds. Programu „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”. W efekcie we wrześniu 2020 roku powstał nowy system rekrutacji. Zdaniem wielu teraz jest zdecydowanie łatwiej dostać się do wojska. – Najpierw zarejestrowałam się na nowym portalu rekrutacyjnym, a niedługo potem dostałam informację o miejscu i dacie stawienia się w wojskowym centrum rekrutacji. Tam dopełniłam wszelkich formalności: przeszłam badania, rozmowy kwalifikacyjne. Wszystko odbyło się w ciągu jednego dnia – podkreśla Paulina Brzyska, która teraz jako pracownik cywilny jest pomocą kucharza w 16 Wojskowym Oddziale Gospodarczym w Olesznie. Choć wcześniej myślała o wstąpieniu do wojska, przyznaje, że dopiero w listopadzie, gdy wróciła po urlopie macierzyńskim i dowiedziała się o zmianach, zaczęła na poważnie rozważać swój pomysł.
To był impuls
Oprócz nowego systemu naboru magnesem przyciągającym do armii stało się dla wielu ochotników skrócenie służby przygotowawczej. – Wcześniej sporo osób, zwłaszcza pracujących, nie mogło sobie pozwolić na to, by na cztery miesiące rzucić wszystko i przyjść na szkolenie. Na przeszkodzie stawały względy zawodowe i prywatne. Teraz, gdy służba trwa miesiąc, łatwiej jest to wszystko pogodzić. Wielu przychodzi, by sprawdzić, czy wojsko to faktycznie oferta dla nich – mówi ppłk Mariusz Muskus, komendant WKU na warszawskim Mokotowie. Dodaje też, że dla niektórych odbycie takiego szkolenia staje się pierwszym krokiem do armii zawodowej. Tutaj wojsko również wyszło naprzeciw oczekiwaniom chętnych do służby i sprawiło, że droga do zawodowstwa stała się krótka jak nigdy dotąd.
Już w trakcie służby przygotowawczej, a nie dopiero po jej zakończeniu, chętni mogą zgłosić akces do armii zawodowej. Tak zrobiła szer. Anna Zimniewicz. Wykonała niezbędne badania, a potem z niecierpliwością oczekiwała na podpisanie kontraktu. Od 30 czerwca jest kierowcą-radiotelefonistą w 12 Brygadzie Zmechanizowanej. – Trafiłam do jednostki, w której odbywałam szkolenie, więc adaptacja była łatwiejsza. Teraz, choć na razie mam na głowie sprawy organizacyjne, cieszę się, że zrealizowałam swój plan – przyznaje. Zanim pomyślała o zawodzie żołnierza, pracowała w branży turystycznej. Rok pracy zdalnej mocno dał się jej jednak we znaki. – Miałam dość siedzenia za biurkiem, potrzebowałam aktywności fizycznej. To wtedy zarejestrowałam się na portalu rekrutacyjnym – mówi szer. Zimniewicz.
Paulina Brzyska przyznaje, że na 105 osób, które razem z nią odbywały służbę przygotowawczą, aż 70 zgłosiło akces do zawodowej. Ona sama zrobiła to po zakończeniu szkolenia. – Podczas badań okazało się, że wada wzroku wyklucza mnie ze służby zawodowej, ale na szczęście możliwa jest korekcja. Już umówiłam się na operację, a zaraz po niej złożę dokumenty. Mam nadzieję, że niebawem podpiszę kontrakt – mówi ochotniczka.
W armii zawodowej od 1 lipca jest szer. Karol Hajdasz, w cywilu mechanik samochodowy, w wojsku – strzelec w 2 Brygadzie Zmechanizowanej w Złocieńcu. – To był impuls, chciałem po prostu się sprawdzić. Już w czasie służby przygotowawczej postanowiłem kontynuować przygodę z mundurem – wyznaje szeregowy. Dziś wdraża się w nowe obowiązki. – Jestem przekonany, że właśnie w wojsku będę się mógł rozwijać. Poza tym bardzo dobrze czuję się w mundurze – podkreśla szer. Hajdasz.
Osób zainteresowanych wojskiem wciąż przybywa. Do końca czerwca liczba aktywnych kont na portalu rekrutacyjnym wyniosła ponad 27,5 tys. Sukcesywnie zwiększa się też liczba chętnych odbywających służbę przygotowawczą. W 2019 roku armia przeszkoliła 7629 ochotników, a w ubiegłym, gdy wszyscy mierzyli się z pandemią, wojsku udało się powołać na szkolenie 9967 kandydatów, w tym aż 6278 osób na podstawie nowej formuły. Wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie rekordowy pod względem liczby szkolonych – już teraz to 7863 ochotników. – Dane statystyczne z terenu naszej WKU tylko potwierdzają, że system się sprawdza. Ludzie chętniej przychodzą i rzadko się zdarza, by ktoś rezygnował na etapie rekrutacji. Jeśli już odpadają, to najczęściej z powodu orzecznictwa. Ale cóż, wojsko to zawód wymagający dobrego zdrowia i odporności psychicznej, więc te warunki kandydat absolutnie musi spełnić – mówi ppłk Muskus.
Nie lada wyzwanie
Sukcesywnie rośnie też liczba miejsc na studiach wojskowych. – O ile w roku 2014 i w latach wcześniejszych akademie przyjmowały 300–500 kandydatów rocznie, o tyle począwszy od 2015 roku miejsc z każdym rokiem przybywa – informują przedstawiciele MON-u. W 2016 roku uczelnie przyjęły 824 osoby, w 2017 – 1226, w 2018 –1435, w 2019– 1632, a w 2020 – 1611 chętnych. W październiku rok akademicki z kolei będzie mogło rozpocząć 1625 przyszłych oficerów. Ochotników decydujących się na taką drogę do munduru nie brakuje, a zainteresowanie studiami wojskowymi w czterech wojskowych akademiach (techniczna w Warszawie, marynarki wojennej w Gdyni, wojsk lądowych we Wrocławiu i lotnicza w Dęblinie) od lat nie słabnie.
– To na pewno nie jest droga na skróty. Studia wojskowe to lata wyrzeczeń, ciężkiej pracy, specjalistycznego szkolenia. Nie każdy byłby w stanie temu podołać, tym bardziej że u nas już sama rekrutacja jest nie lada wyzwaniem – tłumaczy mjr Marek Kwiatek, rzecznik prasowy Lotniczej Akademii Wojskowej. Od kandydatów na pilotów wymagane są nie tylko dobrze zdana matura, świetna kondycja fizyczna i znakomite zdrowie, ale też zaliczenie szkolenia selekcyjnego sprawdzającego predyspozycje do służby w powietrzu. Tak wysoko postawiona poprzeczka nie zniechęca jednak kandydatów – tylko w tym roku o 70 miejsc na kierunkach „lotnych” ubiegało się niemal pół tysiąca osób.
W gronie podchorążych Szkoły Orląt od października ubiegłego roku jest st. szer. pchor. Kinga Tomaszek, absolwentka Ogólnokształcącego Liceum Lotniczego w Dęblinie, a obecnie studentka kierunku lotnictwo i kosmonautyka w specjalności pilot samolotów odrzutowych. – W szkole średniej przeszłam szkolenie szybowcowe, zaliczyłam skoki spadochronowe, chodziłam w mundurze. Traktowałam to jako przygotowanie do przyszłego zawodu, bo już wtedy wiedziałam, że chcę nosić mundur i pilotować statki powietrzne – mówi. Dziś łączy obie pasje. – Moje marzenia właśnie się spełniają. Mam świadomość, że wybrałam niełatwą drogę, ale myślę, że jest ona warta każdego wysiłku, by w przyszłości móc robić to, co się kocha – dodaje.
To jest moje powołanie
Ci, którym marzą się oficerskie gwiazdki, mogą też wybrać nieco krótszą drogę, biorąc udział w kursach oficerskich. Choć liczba miejsc i specjalności jest ograniczona – szkolą się tu m.in. kandydaci do wojsk pancerno-zmechanizowanych, rozpoznania, ale też przyszli wojskowi lekarze, prawnicy czy finansiści – oferta cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. W 2019 roku absolwentami studium oficerskiego zostało 138 osób, rok później – 79, w tym akademie przygotowały w sumie 105 miejsc.
Możliwość zostania zawodowcem po ukończeniu kursu mają także cywile. – Choć głównym źródłem naboru do korpusu podoficerskiego są szeregowi zawodowi, bywa, że wśród nich brakuje kandydatów z niezbędnymi na danym stanowisku kompetencjami czy wykształceniem, potrzebnym głównie w niszowych specjalnościach, jak: orkiestry i zespoły estradowe, cyberbezpieczeństwo, ratownictwo medyczne, ruch lotniczy czy eksploatacja systemów informatycznych. Wtedy, jako uzupełnienie, armia sięga po cywilnych ochotników – przyznaje st. chor. sztab. Andrzej Woltmann, starszy podoficer Sztabu Generalnego WP. W 2018 roku kapralami zostało 137 osób, rok później – 244, w 2020 roku – 365. W tym roku w tego rodzaju szkoleniu w szkołach podoficerskich: sił powietrznych w Dęblinie, wojsk lądowych w Poznaniu, marynarki wojennej w Ustce oraz WOT „Sonda” w Zegrzu, będzie mogło wziąć udział aż 428 cywilów.
Jednym z ochotników jest Daniel Florkowski, absolwent studiów licencjackich z bezpieczeństwa wewnętrznego w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu. – Bardzo ważne są dla mnie wartości patriotyczne i chcę iść do armii, bo to jest moje powołanie. Poza tym interesuję się lotnictwem, a moim marzeniem jest służba w 7 Eskadrze Działań Specjalnych w Powidzu [więcej na temat specyfiki służby w tej jednostce na str. 50–55]. Dęblińska szkoła jest miejscem, które może mnie do tego najlepiej przygotować – wyjaśnia. Podoficerem chce zostać także Patryk Krajewski, absolwent wychowania fizycznego na Uniwersytecie Szczecińskim. Po ukończeniu studiów wrócił w rodzinne strony, do Złocieńca, i po odbyciu szkolenia został wychowawcą w zakładzie karnym. – W moim otoczeniu wielu ludzi pracuje w służbach mundurowych, a z żołnierzami gram na przykład w klubie piłkarskim. Niektórzy namawiali mnie na wojsko, w końcu pomyślałem: czemu nie? – mówi. Przyznaje, że w razie niepowodzenia ma plan B: – Jako starszy szeregowy służby więziennej mogę bez konieczności odbywania służby przygotowawczej wziąć udział w kwalifikacjach do korpusu szeregowych którejś z jednostek wojskowych. Wierzę jednak, że dane mi będzie zostać kapralem.
Najlepsza decyzja w życiu
Drzwi do armii otwarte są też dla rezerwistów. Szeregi zasilają żołnierze narodowych sił rezerwowych – w latach 2018–2021 zawodowcami zostało ponad 4 tys. z nich – byli mundurowi oraz ci, którzy służbę przygotowawczą ukończyli jeszcze przed wprowadzeniem nowego systemu rekrutacji. Wśród tych ostatnich jest kpr. Kinga Siennicka, która służbę przygotowawczą w korpusie podoficerskim odbyła na początku 2020 roku. – Wcześniej pracowałam jako cywil w Straży Granicznej, ale w pewnym momencie zapragnęłam czegoś więcej. Zgłosiłam się do WKU, szkolenie odbyłam w Poznaniu, potem wzięłam udział w ćwiczeniach wojskowych 18 Dywizji Zmechanizowanej. Uznałam, że dobrze sobie radzę i jako kapral rezerwy złożyłam dokumenty do służby zawodowej. Jestem w niej od 12 lipca – opowiada. Rezerwiści chętnie korzystają z możliwości podjęcia służby zawodowej: w ostatnich trzech latach do armii wstąpiło ich niemal 14 tys., a tylko w tym roku już ponad 3,7 tys.
Wojsko jako plan na życie w ostatnich czterech latach wybrało też ponad tysiąc funkcjonariuszy innych służb. Wśród nich st. chor. sztab. Ewa Wilk. – Mój tata był żołnierzem zawodowym i chciałam iść w jego ślady. Niestety w czasach, gdy zdawałam maturę, kobiet nie przyjmowano na wojskowe uczelnie – tłumaczy. Ukończyła więc studia inżynierskie na kierunku geodezja i kartografia na Politechnice Warszawskiej, a potem, po odbyciu szkolenia przygotowawczego i kursu chorążych, trafiła do Straży Granicznej. W formacji służyła 17 lat. W końcu postanowiła zrealizować zakładany od dawna plan. Na jej decyzję miały wpływ m.in. możliwości rozwoju, jakie oferuje armia. – Okazało się, że w wojsku będę mogła połączyć swoje zainteresowania z wykształceniem – podkreśla. W październiku trafiła do 22 Wojskowego Ośrodka Kartograficznego w Komorowie. – Myślę, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. W końcu mam poczucie, że jestem w miejscu, w którym powinnam być – przyznaje st. chor. sztab. Wilk.
Mówiąc o wzroście liczebności armii, nie sposób nie wspomnieć o wojskach obrony terytorialnej. Rosnące szeregi formacji liczą dziś około 30 tys. osób, w tym ponad 25,7 tys. terytorialsów. Dla części z nich jest to pierwszy etap do zostania zawodowcem. W 2018 roku taką decyzję podjęło 109 terytorialsów, rok później – 180, w 2020 roku – 321, a w tym, jak dotąd 131. Taki plan od dawna miał kpr. Adam Jabłoński. Zanim jednak go zrealizował, wstąpił do WOT-u. – Początkowo służbę w 12 Wielkopolskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej traktowałem jako okazję do tego, żeby się sprawdzić. Szybko jednak się przekonałem, że mimo świetnych szkoleń, pracy na nowoczesnym sprzęcie, służba w charakterze terytorialsa już mi nie wystarczy – przyznaje kpr. Jabłoński. Już po pierwszym roku zaczął dopytywać przełożonych o możliwości rozwoju zawodowego. – Wiedziałem, że to niełatwa droga i że ścieżkę awansu trzeba sobie wydeptywać samemu, krok po kroku, ciężką pracą i codzienną służbą. Myślę, że moje zaangażowanie zostało docenione, bo przełożeni skierowali mnie na kurs podoficerski terytorialnej służby wojskowej – opowiada kpr. Jabłoński. Po jego ukończeniu zgłosił akces do służby zawodowej. Od grudnia ubiegłego roku służy w 124 Batalionie Lekkiej Piechoty w Śremie jako dowódca sekcji przeciwpancernej.
Wystarczy mocno chcieć
O wzroście liczebności armii mają jednak decydować nie tylko powstające jednostki czy prostsza droga do tego, żeby zostać żołnierzem. Grupą, na której szczególnie zależy resortowi obrony, jest młodzież. Do nich właśnie MON kieruje m.in. koordynowane przez Biuro ds. Programu „Zostań żołnierzem RP” programy dotyczące certyfikowanych wojskowych klas mundurowych (CKWM, zastępowane przez powstałe w 2020 roku oddziały przygotowania wojskowego) oraz Legii Akademickiej. Ten pierwszy ruszył w 2017 roku i jest obecnie realizowany w około 200 szkołach średnich w całej Polsce. Placówki te prowadzą klasy wojskowe według programu nauczania uzupełnionego o przygotowanie do służby. Absolwenci takich klas mogą liczyć na ułatwienia w naborze do armii: są premiowani podczas rekrutacji do wojskowych akademii czy w szeregi WOT-u, mają też możliwość odbycia skróconej – od tego roku 12-dniowej – służby przygotowawczej. Wielu absolwentów chętnie z tych bonusów korzysta.
W I i II edycji CWKM szkolenie w ramach skróconej służby przygotowawczej odbyło ponad 700 absolwentów, a w tym roku wnioski o powołanie złożyły 854 osoby. Wśród nich szer. rez. Andrzej Krzyżaniak, tegoroczny absolwent I Liceum Ogólnokształcącego PUL im. 111 Eskadry Myśliwskiej w Wołominie. – Zdecydowałem się na służbę przygotowawczą, by, po pierwsze, zdobyć nowe doświadczenia, a po drugie, uzyskać dodatkowe punkty jako rezerwista podczas rekrutacji do Akademii Wojsk Lądowych. Taką bowiem drogę do zostania żołnierzem zawodowym wybrałem – mówi. Otwarte drzwi do armii zawodowej mają także ci, którzy w trakcie studiów zgłosili się do programu „Legia Akademicka”. Od 2017 roku 7,4 tys. osób ukończyło szkolenie w ramach modułu podstawowego, z czego 5,8 tys. po module podoficerskim zostało mianowanych na stopień kaprala. W tym roku 58 najlepszych osób otrzymało możliwość wzięcia udziału w pierwszym w historii module oficerskim.
Służba ojczyźnie, stabilne zatrudnienie, szansa rozwoju zawodowego, okazja do sprawdzenia się – to tylko wybrane powody, dla których młodzi ludzie decydują się na włożenie munduru. – Wojsko Polskie oferuje wszystkie te możliwości. Każdy chętny może więc znaleźć swoje miejsce w armii. Wystarczy mocno chcieć – mówi ppor. Lichańska.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Polska Zbrojna” 8/2021.
Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.
autor zdjęć: Michał Niwicz, Robert Suchy/ CO MON
komentarze