Mówił po niemiecku, klął po włosku i znał zaledwie kilka polskich słów. Choć według wspomnień nerwowy i przesądny, jako charyzmatyczny dowódca potrafił powieść za sobą rzesze żołnierzy. Kpt. pilot Camillo Perini był wśród cudzoziemców, którzy wspierali polskie dążenia niepodległościowe. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, stał się współtwórcą rodzącego się polskiego lotnictwa.
W miesiącach poprzedzających odrodzenie państwa polskiego i dużo później polskie dążenia niepodległościowe wspierało wielu cudzoziemców. Po upadku państw rozbiorowych część z nich zdecydowała się pozostać w Polsce i służyć w armii. Jednym z takich żołnierzy był Włoch Camillo Perini, współtwórca polskiego lotnictwa wojskowego.
Kariera wojskowa
Camillo (z dokumentów wiadomo, że jego imię zapisywano także jako Kamillo lub Kamillus) był drugim z trzech braci w rodzinie Perinich. Cała trójka zdecydowała się na karierę wojskową (Camillo poszedł do artylerii, jego bracia – starszy Richard i młodszy Maximilian – trafili do piechoty). Po ukończeniu szkoły oficerskiej, we wrześniu 1908 roku, Camillo Perini otrzymał stopień porucznika, po czym został skierowany do 8 Pułku Artylerii Polowej w Gorycji (wówczas południowo-zachodnie tereny państwa Habsburgów). Zapewne tam zetknął się z samolotami, którym później poświęcił się bez reszty. Był to czas, kiedy lotnictwo wojskowe dopiero się kształtowało, a samoloty służyły głównie do tego, do czego wcześniej wykorzystywano balony wojskowe: przede wszystkim do obserwacji i współpracy z artylerią. Camillo jako pierwszy z trzech braci ukończył szkołę lotniczą w Wiener Neustadt, zdając 8 lipca 1912 roku egzamin z pilotażu. Krótko później, bo w sierpniu tego roku, wziął udział w biciu lotniczego rekordu – wraz z bratem Maxem oraz por. Reisnerem byli pasażerami rekordowego Nieuporta, który po starcie z lotniska w Wiener Neustadt przeleciał w ciągu godziny 106 km. Był to rekord długości lotu, odległości pokonanej w jednym przelocie oraz prędkości samolotu z trzema pasażerami; maszynę pilotował Peter Mandelli.
Camillo już wkrótce sam prowadził kursy dla pilotów i przygotowywał innych chętnych do tego rzemiosła. Gdy wybuchła wojna, jednostka Camilla, 8 kompania lotnicza (Fliegerkompanie 8), stacjonowała w galicyjskim Radymnie. Wraz z innymi pilotami wziął udział w walkach z armią carską. Później walczył także na frontach bałkańskim oraz włoskim. Za swą służbę w lotnictwie austro-węgierskim otrzymał m.in. Order Korony Żelaznej oraz Krzyż Zasługi Wojskowej.
Powojenne losy braci Perinich są dość charakterystyczne dla epoki. Po rozpadzie Austro-Węgier szukali szczęścia, gdzie się dało. Richard ożenił się z węgierską hrabianką i osiadł w Austrii. Maximilian po zakończeniu wojny pracował w Austrii dla firmy Daimler, zginął w wypadku samochodowym w 1927 roku. Camilla zaś Polacy, z którymi służył, namówili, by został w odrodzonej Polsce i wstąpił do wojska. Zdecydował się na to i w połowie listopada 1918 roku jako ochotnik zgłosił się do służby lotniczej w Krakowie.
Gorączkowa praca
Pod koniec października 1918 roku było już więcej niż jasne, że wojna ma się ku końcowi. Państwa zaborcze i ich armie były w rozkładzie. Jednocześnie wzrastała aktywność Polaków służących w armiach tych krajów. Stopniowo przejmowali oni kontrolę nad różnymi instytucjami opuszczanymi przez obcych urzędników. Podobnie było w jednostkach wojskowych – polscy oficerowie przejmowali je najczęściej bez walki.
Działo się tak np. z lotniskami armii austriackiej. Już 31 października 1918 roku grupa polskich oficerów pod dowództwem kpt. Romana Florera zajęła lotnisko w krakowskich Rakowicach. Przykład z Polaków wzięli także oficerowie i żołnierze stacjonujący w innych miejscach upadającej monarchii austro-węgierskiej: lwowskie lotnisko Lewandówka zostało przejęte przez polskich żołnierzy 2 listopada 1918 roku, operacją dowodził por. Janusz de Beaurain. Dzień później grupa oficerów, którymi kierował por. pil. Wiktor Robotycki, przejęła kontrolę nad lotniskiem w Hureczku pod Przemyślem.
W zajętych kompleksach podjęto następnie próbę stworzenia polskich jednostek lotniczych. Były to trudne czasy, wymagające od oficerów samozaparcia, wytrwałości i… kreatywności. Jeden z uczestników tych wydarzeń napisał później na łamach „Przeglądu Lotniczego”, że trzeba było wówczas „tworzyć z niczego dobrze zorganizowane jednostki”. Samoloty, które znalazły się w wyposażeniu powstającego lotnictwa polskiego, bardzo często były zużyte i zdekompletowane, a utrzymanie ich w służbie wymagało nadludzkich wręcz wysiłków. Atmosferę tych wydarzeń najlepiej oddaje relacja owego uczestnika: „»Organizację« bowiem – w ówczesnym pojęciu – stanowiło zdobycie starego hangaru z dwoma, trzema wątpliwej jakości samolotami, z rozrzuconemi narzędziami i częściami zapasowemi… »Organizacją« nazywano zainstalowanie się w zimnym, rozwalonym baraku, bez »kancelarji«, papieru i ołówka. »Organizację« stanowiło kilku zapaleńców, którzy po żmudnem przeszukiwaniu zdobytych składów i po segregowaniu materiału w mroźny lub słotny wieczór, w rzekomym »uniformie«, pobitym wiatrem, bez względu na szarżę, z karabinem w ręku strzegli przez noce tego na poły spróchniałego sprzętu, a w dzień startowali na zbutwiałych samolotach. Oto właśnie jest »organizacja« roku 1918”.
Oddanie i skuteczność
Pierwsze miesiące niepodległości wypełniała gorączkowa praca. Atmosfera była napięta, ponieważ toczyła się przecież wojna z Ukraińcami, w powietrzu wisiał też konflikt z bolszewicką Rosją. W ludziach był jednak ogromny entuzjazm, objawiający się np. napływem ochotników chcących wstąpić do wojska i walczyć za Polskę. Na zajętych lotniskach formowano pierwsze polskie jednostki lotnicze. W Krakowie utworzono 1 i 3 Eskadrę Bojową, we Lwowie zaś – 2 Eskadrę. Jeśli chodzi o jednostki krakowskie, to dowództwo nad 3 Eskadrą przejął kpt. Karol Stelmach. Szybko się jednak okazało, że faktycznie organizacją formacji zajmował się mający duże doświadczenie kpt. Perini.
Początkowo wyposażenie jednostki było bardzo słabe. Ponieważ najlepszy sprzęt został skierowany do 1 Eskadry, na stanie jednostki dowodzonej przez Periniego znalazły się jedynie rozpoznawcze samoloty Hansa-Brandenburg C.II. Trwał konflikt polsko-ukraiński, naprędce zorganizowaną jednostkę przebazowano więc wkrótce do Lwowa, gdzie szybko włączyła się do walk.
W grudniu 1918 roku przeprowadzono reorganizację lotnictwa. Ujednolicona została numeracja poszczególnych eskadr, powstających na terenach trzech byłych zaborów. W ten sposób utworzona w Krakowie 1 Eskadra Bojowa została pod koniec 1918 roku przemianowana na 5 Eskadrę Lotniczą, a 3 Eskadra stała się 7 Eskadrą Lotniczą, którą już oficjalnie dowodził Perini.
W lutym 1919 roku utworzono ponadto jednostki wyższego rzędu, nazywane grupami lotniczymi i obejmujące eskadry głównych ośrodków – w Warszawie (I Grupa Lotnicza), Krakowie (II Grupa Lotnicza) i we Lwowie (III Grupa Lotnicza). Perini, jako człowiek sprawdzony i doświadczony, zajął się organizowaniem lotnictwa w strefie konfliktu z Ukraińcami, powierzono mu tam dowództwo nad III Grupą Lotniczą. Fakt, że Perini dowodził dużym zgrupowaniem, wcale nie oznaczał, że nie brał udziału w walce. Wręcz przeciwnie. Janusz Meissner wspominał: „Na Albatrosie lata kapitan Camillo Perini ze swym ulubionym obserwatorem, por. Karolem Friserem, a obsługę maszyny nadzoruje osobiście werkmistrz Wesseli. Samolot jest niemiecki, pilot jest Austriakiem, werkmistrz Czechem i tylko obserwator, pomimo obcego brzmienia swojego nazwiska, pochodzi ze znanej rodziny polskiej od dawna osiadłej we wschodniej Małopolsce”.
Za zaangażowanie w obronę Lwowa Perini otrzymał w czerwcu 1919 roku polskie obywatelstwo. Włoch wziął również udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Dał się wówczas poznać jako świetny dowódca, wykazując się zmysłem organizacyjnym, odwagą i skutecznością. Został awansowany, a następnie mianowany szefem lotnictwa przy Sztabie Ścisłym Naczelnego Dowództwa. Za swe zasługi otrzymał srebrny krzyż orderu Virtuti Militari oraz Krzyż Walecznych. Po zakończeniu działań wojennych został w armii, gdzie dowodził kolejno 1, 3 i 6 Pułkiem Lotniczym.
Szczerze oddani
„Kapitan Perini, rodem z południowego Tyrolu, mówi po niemiecku, klnie po włosku i zna zaledwie kilka wyrazów polskich, które tak przekręca, że trudno je zrozumieć. Jest krępy, żywy, nerwowy i przesądny. Nie pozwala, aby Seńkowski fotografował przed lotem jego samego lub samolot; z daleka omija napotkanego kota, aby mu nie przebiegł drogi; zabronił wstępu na lotnisko księżom i zakonnicom” – tak Periniego z tych pierwszych lat opisywał w swych wspomnieniach Janusz Meissner. Inni lotnicy opowiadali o nim z sentymentem. Janusz Kędzierski pisał: „Czasy pobytu na Lewandówce wspominano jako koszmar, a jednocześnie miłą sercu »epokę Periniego«. Camillo Perini, z pochodzenia Włoch, jako swoją drugą ojczyznę wybrał Polskę. Podwładni odwzajemniali mu się szczerym oddaniem. Nigdy nie słyszałem kogokolwiek mówiącego o nim ujemnie”.
Późniejsze, nie mniej interesujące losy Camillo Periniego, jak również jego niemałe zasługi, jeśli chodzi o pomoc polskim żołnierzom przedzierającym się na Zachód w pierwszych miesiącach II wojny światowej, to już temat na odrębną opowieść.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze