Już niektórym apetyty wzrosły, przyznaję, że mnie również. Ledwo MON ogłosił 300 złotych podwyżki dla żołnierzy, a już w Internecie zahuczało, że nad podwyżką pracuje też prezydent. Tak, tyle, że chodzi o… te same 300 zł.
Minister Tomasz Siemoniak podpisał w miniony piątek rozporządzenie, dzięki któremu od 1 lipca do kieszeni żołnierzy wpadnie 300 złotych więcej. To realizacja obietnic premiera Donalda Tuska z expose. Wszyscy na nią czekaliśmy. Tego samego dnia na Niezależnym Forum o Wojsku rozeszła się wieść, że nad podwyżką pracuje też Kancelaria Prezydenta. Przesłała premierowi rozporządzenie Bronisława Komorowskiego o podwyższeniu tzw. wskaźnika bazowego, od którego naliczane są uposażenia żołnierzy zawodowych. Ma on wzrosnąć z 2.60 do 2.82.
„Pensja będzie wyższa o kolejnych parę groszy” – cieszyli się niektórzy w necie. Ale jak to w sieci, nawet wojskowi wpadli w drobną pułapkę.
Bo działania prezydenckiej kancelarii to nic innego jak domykanie procesu legislacyjnego w sprawie tej samej podwyżki. Otóż, owe 300 złotych zostanie nam przyznane jako dodatek za długoletnią służbę wojskową ale, by go naliczyć, trzeba było podnieść ów wskaźnik bazowy. Wysokość przeciętnego uposażenia żołnierzy jest bowiem ustalana poprzez pomnożenie kwoty bazowej przez „prezydencki” wskaźnik. Jeśli mamy dostać wyższe wynagrodzenie, to trzeba podnieść albo kwotę bazową, albo wskaźnik. Oczywiście dotyczyło to również owego 300-złotowego dodatku. Żeby nie było wątpliwości – zapytałem fachowca.
– Aby uposażenia żołnierzy wzrosły o 300-złotowy dodatek przyznany w rozporządzeniu szefa MON, prezydent musiał podnieść mnożnik kwoty bazowej, tak, by wielkość przeciętnego wynagrodzenia uwzględniała tę podwyżkę – mówi płk Andrzej Szuba, szef Oddziału Uposażeń Departamentu Kadr MON. Jednym słowem, nie będzie innej niż w formie tego dodatku podwyżki. Nie będzie też zmiany tabeli uposażeń. Aby do lipca.
komentarze