Dzięki programowi zyskałam pewność siebie. Pokonałam swoje słabości i lęki, wiem, że mogę osiągnąć wszystko, czego zapragnę. Znalazłam też swój życiowy cel, dlatego uniform stewardesy zamierzam zamienić na mundur żołnierza – mówi Justyna Christiansen, zwyciężczyni programu „Siły Specjalne Polska”.
Justyna Christiansen, zwyciężczyni programu „Siły Specjalne Polska”.
Dlaczego 37-letnia stewardesa zgłasza się do telewizyjnego programu wzorowanego na selekcji do jednostek specjalnych? Ciągnęło Cię do wojska?
Justyna Christiansen: Prawdę mówiąc, nie, choć mój tata zawsze zachęcał mnie do służby w armii. Nie chciałam wtedy go słuchać, ale dziś wiem, że chyba miał rację. Zawsze byłam takim niespokojnym duchem. Już jako dziecko wolałam pomagać tacie przy naprawie samochodu, niż bawić się lalkami. Wspinałam się na drzewa, biegałam z chłopakami po błocie itp. Interesowały mnie też typowo męskie dyscypliny sportu. Trenowałam kulturystykę, brałam udział w zawodach kulturystycznych, trenowałam boks i kick boxing. Nie miałam jednak w swoim otoczeniu osoby, która mogłaby mi doradzić w kwestii wojska, więc ten temat został niejako z boku. Realizowałam swoje sportowe pasje, a zawodowo związałam się z lotnictwem. Od 2011 roku pracuję jako stewardesa.
O castingu do programu „Siły Specjalne Polska” dowiedziałam się przypadkiem, przeglądając Instagram. Kilkukrotnie mignął mi post dotyczący naboru chętnych. Znałam ten format, bo od lat oglądałam brytyjską wersję, czyli „SAS: Who dares, wins”. Marzyłam, by wziąć udział w takim programie, więc pomyślałam, że warto spróbować. Może to właśnie coś dla mnie?
Czy w jakiś sposób przygotowywałaś się do udziału w tym programie?
Byłam bardzo dobrze przygotowana pod kątem fizycznym, bo od kilku lat nieprzerwalnie trenuję boks. Poza tym dużo ćwiczyłam i pływałam. Ale w tym programie liczyły się nie tylko mięśnie. Każdy z 18 rekrutów mierzył się ze swoimi słabościami, lękami i traumami. To właśnie w połączeniu z ekstremalnym wysiłkiem było prawdziwym wyzwaniem.
Czy jeszcze przed programem sprawdzano waszą kondycję?
Podczas castingu mieliśmy szereg testów sprawnościowych. Trzeba było wyciskać sztangę, wykonać minimum 44 pompki w czasie poniżej dwóch minut, zrobić 30 burpeesów w dwie minuty, przebiec na czas 3700 metrów i biegać z obciążeniem. Dodatkowo każdy kandydat spotkał się z reżyserem, by przed kamerą opowiedzieć o swojej historii, zainteresowaniach i pasjach.
Tobie się udało. Byłaś jedną z 18 osób, które zakwalifikowały się do programu i wyjechały do bazy lotniczej „Baryt” w województwie dolnośląskim. To właśnie tam przez dwa tygodnie kręcone były „Siły Specjalne”.
Tak, choć przyznam, że jechałam w nieznane. Mogliśmy zabrać ze sobą tylko podstawowe rzeczy osobiste: bieliznę, szczoteczkę i pastę do zębów oraz grzebień. Nic więcej. Cały ekwipunek, jednakowy dla wszystkich, otrzymaliśmy od ekipy przygotowującej program. Długo nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jadąc samochodem na Dolny Śląsk, obiecałam sobie, że nawet w największych chwilach zwątpienia i trudnych momentach nie poddam się. Chciałam wykorzystać swoją szansę i spełnić marzenia.
Podczas programu rekruci wykonywali szereg różnego rodzaju zadań. Które z wyzwań Tobie utkwiło w pamięci?
Był taki jeden szczególny dla mnie dzień, podczas którego wykonywaliśmy dwa, bardzo trudne dla mnie zadania. To jednocześnie moje najgorsze i najlepsze wspomnienie z programu. Na początek pod kierunkiem „Włóczykija” (Marek „Włóczykij” Stan z Jednostki Wojskowej GROM – przyp. red.) mieliśmy walkę bokserską. Byłam podekscytowana, bo trenuję tę dyscyplinę od czterech lat. Moim przeciwnikiem był Konrad, czyli rekrut z nr 13. Spuścił mi niesamowity łomot. Miałam rozwalony nos, sine oko, polała się krew. Jednak nie wynik walki był tu najważniejszy. Podeszłam do tej konkurencji bardzo spokojnie, miałam wewnętrzne przekonanie, że sobie poradzę. Przypominałam sobie słowa swojego trenera, by trzymać brodę przy mostku i wysoko unieść gardę. Mimo dysproporcji siły, walczyłam. Nie poddałam się i podnosiłam się po każdym upadku. Walkę wygrał Konrad, ale ja wcale nie czułam się przegrana. To było niesamowicie budujące uczucie.
Nie wiedziałam, że chwilę później przyjdzie mi się zmierzyć z największą życiową traumą. Instruktorzy kazali nam wejść do budynku, w którym rozpylono gaz. Nie mogliśmy oddychać, oczy piekły i łzawiły, wszędzie był gęsty dym i było bardzo ciemno. Trzeba było jak najszybciej przejść przez budynek, odnaleźć apteczkę i uratować z pomieszczenia rannego. Przeraźliwie się bałam tego gazu. Instruktorzy wiedzieli o tym i w ostatniej chwili „Zachar” (mjr rez. Wojciech „Zachar” Zacharków z JW Agat – przyp. red.) krzyknął, żebym nie zawaliła sprawy! Podziałało jak zaklęcie. Nie zastanawiając się nad niczym, po prostu wykonałam zadanie.
Pamiętam ten odcinek. Wykonałaś zadanie, a potem się rozpłakałaś. Dlaczego to tak Cię to poruszyło?
W 2017 roku, kiedy jeszcze mieszkałam we Włoszech, ktoś włamał się do mojego mieszkania. Nie był to jednak zwykły napad z kradzieżą. Rozwiercono zamki, wpuszczono do mieszkania rurę, przez którą następnie rozpylono paraliżujący gaz. Byliśmy wtedy w domu z narzeczonym, ale nie mogliśmy w żaden sposób się ruszyć i zareagować. To przeżycie odcisnęło się na mojej psychice. Długo zmagałam się z lękiem, korzystałam z pomocy psychoterapeuty. Podczas tego zadania wszystkie wspomnienia odżyły. Emocje dały o sobie znać i polały się łzy. To doświadczenie pokazało mi, że jestem silna, że nie dam się złamać. To cenna, bardzo wartościowa lekcja.
Decyzją instruktorów zostałaś zwyciężczynią programu. To było zaskoczenie?
Ogromne! Nigdy nie zakładałam, że mogę wygrać.
Justyna Christiansen i mjr rez. Wojciech „Zachar” Zacharków z JW Agat.
Zgodnie z planem zwycięzca programu otrzymał zaproszenie na różnego rodzaju szkolenia wojskowe prowadzone przez instruktorów. I ku zaskoczeniu wszystkich zadeklarowałaś, że swoją nagrodę częściowo przekażesz innemu uczestnikowi – Andrzejowi z nr 16.
Tak, oddałam mu miejsce na kursie preselekcyjnym u „Zachara”. Osiemnastolatek, który marzy o służbie w wojskach specjalnych, zdecydowanie lepiej wykorzysta ten kurs niż ja. Ze mnie, 37-letniej kobiety, nie będzie już żołnierza wojsk specjalnych, on ma ogromną szansę. Natomiast z pozostałych szkoleń skorzystam już sama, odbędą się one w przyszłym roku.
Co dał ci ten program?
Widzę w sobie ogromną zmianę. Nie spodziewałam się, że jestem w stanie tyle znieść i że poradzę sobie z taką presją. Program pozwolił mi uwierzyć w siebie, wiem, że osiągnę wszystko, co sobie postanowię. Dziś już nie powiem, że coś mi się udało tylko, że to osiągnęłam. Może to brzmi trywialnie, ale naprawdę nabrałam takiego przekonania, że mogę wszystko. I wreszcie, dzięki programowi odkryłam swoje największe marzenie: chcę zostać żołnierzem.
Porzucisz latanie?
Tak. Uniform stewardesy zamienię na mundur żołnierza. Na początku przyszłego roku przejdę szkolenie podstawowe w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Kolejnym krokiem będzie szkolenie specjalistyczne i mam nadzieję, że służba zawodowa. Bardzo się cieszę. Ale nie trwam w bezruchu do czasu powołania. Biorę udział w szkoleniach ogniowych i taktycznych z instruktorami z wojsk lądowych i specjalnych. Czuję, że to jest właśnie to. Po 37 latach znalazłam swoje miejsce w życiu.
autor zdjęć: Polsat
komentarze