Jeśli spojrzeć na architekturę bezpieczeństwa Europy przez pryzmat traktatów ograniczających zbrojenia, to rozpada się ona niczym domek z kart. Po ponad 30 latach Polska zdecydowała się zawiesić przestrzeganie Traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (Treaty on Conventional Armed Forces in Europe – CFE). Dokument, który był jednym z kluczowych porozumień rozbrojeniowych zwiastujących schyłek zimnej wojny, od lat wydawał się martwym prawem. Rosja zawiesiła swe uczestnictwo w CFE już w 2007 roku. W latach 2020–2021 Rosjanie i Amerykanie przestali być stronami także traktatu o otwartych przestworzach. Nie obowiązuje też porozumienie o zakazie konstruowania i rozmieszczenia rakiet krótkiego i średniego zasięgu. Czy czasy międzynarodowych układów w sferze militarnej zastąpił wyścig zbrojeń?
Polska zawiesiła uczestnictwo w CFE (taką decyzję podjął parlament), ale się z niego nie wycofała. Prawdopodobnie nastąpi to, gdy zostanie osiągnięty konsensus w tej sprawie w ramach NATO. Obecnie nasz kraj zdecydował się na taki krok, aby nie ujawniać danych, które pośrednio trafiają do Rosji. Choć Moskwa od 2007 roku nie udostępnia informacji o własnych siłach zbrojnych, miała taką wiedzę o naszym wojsku i innych państwach NATO dzięki Białorusi, która jest sygnatariuszem traktatu, a jednocześnie pozostaje w ścisłym sojuszu wojskowym z Rosją. Zgodnie z traktatem rozbrojeniowym jego strony są zobowiązane m.in. do informowania nie tylko o ilościach sprzętu objętego porozumieniem, lecz także o tym, gdzie się on znajduje. Muszą także przyjmować inspekcje z innych państw.
Tymczasem Rosja, zanim ostatecznie 7 listopada 2023 roku przestała być stroną CFE, od kilkunastu lat nie wywiązywała się ze swych traktatowych zobowiązań. Warto pamiętać, że rosyjskie władze już w latach dziewięćdziesiątych uważały, iż to porozumienie rozbrojeniowe w nowej rzeczywistości politycznej, po rozwiązaniu Układu Warszawskiego i rozpadzie Związku Sowieckiego, jest dla nich niekorzystne. Państwa NATO potępiły decyzję Moskwy, co nie zmienia faktu, że traktat o ograniczeniu konwencjonalnych sił zbrojnych w Europie jest faktycznie martwą literą prawa.
To, co dzieje się z CFE, jest potwierdzeniem rozkładu całego systemu traktatowego, w oparciu o który zakończono zimną wojnę. Jednym z filarów architektury europejskiego bezpieczeństwa był bowiem podpisany w 1987 roku amerykańsko-rosyjski Traktat o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces – INF). Zakazywał on opracowywania, produkcji i rozmieszczania na terenie Europy systemów rakietowych o zasięgach 500-5500 km.
W tym przypadku Moskwa również zaczęła z czasem omijać ustalenia. W końcu Waszyngton stracił cierpliwość. Na początku grudnia 2018 roku Stany Zjednoczone dały Rosji 60 dni, aby poprawiła się i przestrzegała zapisów. Ówczesny sekretarz stanu Mike Pompeo w administracji prezydenta Donalda Trumpa stwierdził wówczas, że „nie ma strategicznego sensu być jedynym państwem, które przestrzega traktatu INF”. Amerykanie od dłuższego czasu podejrzewali, że niektóre opracowywane w Rosji systemy rakietowe naruszają zapisy układu. Z drugiej strony podobne zarzuty Moskwa wysuwała wobec budowy amerykańskich baz antyrakietowych w Polsce i Rumunii. Rosyjskie władze odrzuciły amerykańskie żądanie i zapowiedziały wystąpienie z INF. USA, nie czekając na Moskwę, uczyniły to 2 sierpnia 2019 roku.
Niedługo potem los INF podzielił Traktat o otwartych przestworzach (Treaty on Open Skies), który w 1992 roku podpisało 27 państw, a później dołączyło kolejnych osiem. Ze względu na długi proces ratyfikacji wszedł on w życie dziesięć lat później. Traktat miał służyć budowie obustronnego zaufania między byłymi rywalami z czasów zimnej wojny dzięki temu, że dawał możliwość zweryfikowania części oficjalnych informacji o charakterze wojskowym. Co więcej strony porozumienia miały prawo do wykonywania lotów inspekcyjnych nad terytorium innych państw, by sprawdzić ich aktywność militarną, np. budowę nowych instalacji. Było to tym cenniejsze, że aparatura obserwacyjna samolotów pozwala na gromadzenie danych innego typu niż zwiad satelitarny.
Ale i w tym przypadku rosła coraz bardziej nieufność między Rosją i USA. Kilka lat temu Amerykanie zarzucili Moskwie złamanie ustaleń, gdyż nie godziła się na przeloty nad newralgicznymi obszarami. Chodziło m.in. o zakaz lotów obserwacyjnych nad terytorium Rosji w pobliżu granicy z Gruzją (Rosja zasłaniała się uznaniem niepodległości Abchazji i Osetii Południowej).
22 listopada 2020 roku Stany Zjednoczone oficjalnie wycofały się więc z traktatu. Moskwa uczyniła to samo 18 grudnia 2021 roku. Uczestnikami porozumienia pozostają co prawda nadal 32 państwa (Kirgistan podpisał traktat w 1992 roku, ale go nie ratyfikował), ale bez dwóch mocarstw znaczenie traktatu zostało zmarginalizowane.
Kolejnym porozumieniem, którego przyszłość pozostaje niepewna, jest podpisany w 1996 roku Traktat o całkowitym zakazie prób z bronią jądrową (Comprehensive Nuclear-Test-Ban Treaty). Jesienią 2023 roku Duma Państwowa przyjęła bowiem ustawę uchylającą ratyfikację porozumienia o zakazie, a Władimir Putin dokument podpisał. Moskwa uzasadniła to posunięcie brakiem ratyfikacji traktatu przez USA. Przypomnijmy – według ONZ-etu w czasie zimnej wojny przeprowadzono ponad 2 tys. prób jądrowych.
Wydarzenia ostatnich lat pokazują, że erozja systemu traktatów, które doprowadziły do ograniczenia zbrojeń i budowy zaufania międzynarodowego, postępuje. Niezależnie od słabych punktów takich porozumień przyczyniły się one m.in. do czasowej poprawy relacji pomiędzy Waszyngtonem i Moskwą. Paradoksalnie stworzenie tego systemu kontroli zbrojeń było możliwe, gdyż pomimo różnic ideologicznych strony zimnowojennej konfrontacji uważały swych konkurentów za przewidywalnych i miały do siebie nawzajem wystarczającą dozę zaufania. Wobec toczącej się za wschodnią flanką NATO wojny takiego zaufania nie ma dziś do rządzących na Kremlu. Ich posunięcia polityczne i wojskowe zdają się wykraczać poza logikę i stoją w opozycji do systemu wartości zachodniego świata. Z drugiej strony politycy rosyjscy podejrzewają, że Zachód spiskuje przeciwko ich rządom i ich państwu.
Świat wchodzi więc najprawdopodobniej w nową erę wyścigu zbrojeń, który nie ograniczy się tylko do Zachodu i Rosji. Poważne napięcia, które mogą przerodzić się w otwarte konflikty, tlą się bowiem w rożnych regionach. Poza Bliskim Wschodem, będącym od dawna punktem zapalnym, można wskazać też Azję Wschodnią i Południową. A rosnące zamówienia na broń dowodzą, że politycy nie widzą szans na rozładowanie niepokojów poprzez trakty rozbrojeniowe.
autor zdjęć: st. szer. spec. Damian Łubkowski
komentarze