Przez pięć dni po górskich szlakach przemierzyli ponad 200 km. Skrajnie zmęczeni, głodni i niewyspani zdobywali górskie szczyty, przeprawiali się przez beskidzkie strumienie, nawigowali w ciemności, spali pod gołym niebem i wykonywali różnego rodzaju zadania specjalne. Wysiłek się opłacił. Na koniec zwycięzcy usłyszeli upragnione: „Witamy w Agacie”.
Jednostka Wojskowa Agat selekcję kandydatów do służby zorganizowała po raz trzydziesty trzeci. Do wiosennej edycji sprawdzianu w górach podeszło w sumie 33 kandydatów. – Ta selekcja była wyjątkowa z kilku powodów – mówi „Padre”, kierownik selekcji i szef kursu bazowego JWA. – Zmieniliśmy rejon działania, przygotowaliśmy szereg niespodzianek i nowych zadań dla naszych kursantów. Po raz pierwszy do udziału w selekcji zaprosiliśmy także żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej – wyjaśnia oficer. O miejsce w JWA, poza ochotnikami z DZSW starali się także żołnierze desantu, jednostek zmechanizowanych, pancernych, logistycznych i lotniczych. Nie zabrakło także podchorążych z akademii wojskowych.
Po pierwsze: zaskoczyć
Kipiący emocjami, pełni energii i nadziei na zwycięstwo kandydaci na specjalsów w niedzielę wieczorem zameldowali się w Szczyrku. Każdy z nich na plecach dźwigał niezbędne wyposażenie i jedzenie. – Na początku sprawdziliśmy ich dokumenty oraz ekwipunek. Zrobiliśmy też krótką rozgrzewkę, bo wiedzieliśmy, że z niecierpliwością wyczekują pierwszego zadania – opowiada kierownik selekcji. – Byli bardzo zdziwieni, gdy chwilę później kazaliśmy im przebiec truchcikiem 200 m, a następnie rozłożyć obozowisko i spać – dodaje.
Instruktorzy wyjaśniają, że takie nieszablonowe rozpoczęcie selekcji miało swój cel. Przede wszystkim chcieli wytrącić z równowagi kandydatów i pokazać im, że muszą być gotowi na wszystko. – Chcieliśmy także zyskać trochę czasu, by różnego rodzaju wspomagacze, które wzięli, przestały działać – opowiada jeden z instruktorów. I dodaje: – Wielokrotnie ostrzegamy kandydatów, by nie brali takich środków przed selekcją, ale zawsze trafi się ktoś, kto przyjedzie na wspomaganiu.
Specjalsi wspominają przypadek sprzed roku, gdy jeden z kandydatów po kilkugodzinnym wysiłku zupełnie stracił siły. – Zapewne prochy przestały działać i osiłek zrobił się jak dętka. Zabraliśmy mu numerek i odstawiliśmy do schroniska na jednym ze szczytów – opowiadają.
W Szczyrku odpoczynek był bardzo krótki. Po niespełna godzinie instruktorzy zerwali kursantów na równe nogi. Uczestnicy selekcji mieli kilka minut, by się spakować, zwinąć obozowisko i stanąć do zbiórki. Nie wszyscy zdążyli na czas, ale za to wszyscy… równo wykonali za karę dziesiątki pompek i przysiadów. – I znowu pauza, spanie. Przez to napięcie psychiczne i wyczekiwanie byłem chyba bardziej zmęczony niż po biegu na 20 km – mówi jeden z kursantów.
Właściwa część selekcji rozpoczęła się o świcie w poniedziałek. Kandydaci do Agatu mieli pokonać 15 km po górskim szlaku i w określonym czasie dotrzeć do ustalonego przez instruktorów punktu. Na miejscu czekał na nich autokar (którym potem przejechali w inny rejon Beskidów), instruktorzy i psycholog. – Ponownie sprawdziliśmy ich wyposażenie, zabraliśmy dokumenty, telefony i zegarki. Od tego momentu nie interesowały nas już ich stopnie wojskowe czy doświadczenie zawodowe. Stali się dla nas numerami. Liczyły się wyłącznie ich umiejętności – mówi „Padre”, kierownik selekcji.
Tego dnia kursanci przeszli jeszcze jeden sprawdzian: musieli po drabince speleo wejść na wysokość trzeciego piętra, a następnie zjechać w dół na linie. – Prosty i szybki test, który pokazuje, jak kandydaci radzą sobie z lękiem wysokości. Byliśmy zdziwieni: wszystkim poszło bardzo dobrze – mówią instruktorzy.
Po drugie: zedrzeć maskę
Podczas marszu instruktorzy narzucili mordercze tempo. – Przeprawiliśmy się przez niewielką rzeczkę i ruszyliśmy ostro pod górę. Podejście było bardzo strome, padał deszcz, więc na pewno z ważącymi kilkanaście kilogramów plecakami nie było łatwo – mówi „Duży”, jeden z instruktorów. – Widzieliśmy, że niektórzy już na pierwszym wzniesieniu łapali zadyszkę. Po drodze było sporo błota, więc niekiedy brodziliśmy w nim po kolana. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu i ludzie zaczną rezygnować. Tak też się stało. Jedna osoba złapała kontuzję, innej zabrakło motywacji, kolejnej kondycji, komuś odnowiły się stare urazy i kontuzje – wymienia „Duży”. – Ale ci przynajmniej podjęli próbę. Z udziału w selekcji jeszcze przed pierwszym zadaniem zrezygnował oficer, któremu pękł camelbak. To po prostu była wymówka, widocznie był słaby – dodaje kierownik selekcji.
Podczas pięciu dni po górskich szlakach i bezdrożach kandydaci pokonali ponad 200 km. Po Beskidach maszerowali zwartą grupą, pod dyktando i w tempie instruktorów albo indywidualnie, wówczas poruszali się zgodnie ze wskazanymi przez instruktorów współrzędnymi. – Nawigacja w terenie i praca z mapą zawsze kuleją. Ku naszemu zdziwieniu, na selekcję zgłosił się oficer, który nie wiedział, co to jest azymut – mówią szturmani z Agatu. Instruktorzy sprawdzili, jak kursanci radzą sobie z pracą w grupie, ocenili pracę liderów. Podczas tej części trzeba było np. przetransportować rannego (kandydaci wykorzystywali do tego ważącą ponad 80 kg drewnianą belkę), nauczyć się fragmentu tekstu na pamięć i następnie go wyrecytować, rozwiązać zadania matematyczne i logiczne łamigłówki. – Każdy cały czas jest przez nas bacznie obserwowany. Oceniamy kondycję fizyczną, psychiczną, motywację i determinację. Interesuje nas prawdziwe oblicze, gdy kandydaci są już na tyle zmęczeni, że nie kontrolują swoich emocji i maski opadają – mówi „Padre”.
Podczas trzeciego dnia wszyscy spotkali się z kierownikiem selekcji, jednym z instruktorów i psychologiem. Każdy z kursantów musiał odpowiedzieć na kilka pytań – szkoleniowcy chcieli w ten sposób sprawdzić ich wiedzę ogólną i zdolność do logicznego myślenia. – To jeden z ważniejszych elementów selekcji – przyznaje „Padre”. Pytania są bardzo proste, np. wymień głównych bohaterów „W pustyni i w puszczy”, z jakimi krajami graniczy Polska, kiedy był chrzest Polski? Co to jest rzeczownik? Co się wydarzyło 17 września 1939 roku albo jak brzmi twierdzenie Pitagorasa? – To wiedza na poziomie szkoły podstawowej. Ze smutkiem stwierdzamy, że zwłaszcza młodzi mają bardzo duże braki w edukacji. I niestety nie wszystkie potknięcia można tłumaczyć zmęczeniem – mówi kierownik selekcji.
Kandydatom na szturmanów bacznie przyglądała się także Julia, psycholożka z Agatu. Jej rola w procesie rekrutacji do jednostki jest bardzo ważna. – Obserwuję kandydatów już na etapie kwalifikacji w jednostce, czyli egzaminu ze sprawności fizycznej, rozmów kadrowych i oceniam efekty, jakie osiągają w czasie testów psychologicznych – mówi. – Interesuje mnie ich potencjał, to, co mogą wnieść do jednostki. Zależy mi na wychwyceniu zalet i wad. Warunki psychologiczne i fizyczne, które tworzą instruktorzy podczas selekcji w górach skłaniają człowieka do regresji. A to oznacza, że zaczynamy działać automatycznie, tracimy kontrolę – wyjaśnia Julia. Przyznaje, że wśród kandydatów szuka ludzi, którzy potrafią współdziałać w grupie, są opanowani, zmotywowani i nie boją się wyzwań.
Szczęście sprzyja lepszym
– Najtrudniejsze było dla mnie ostatnie zadanie. Rozświetlając sobie mrok latarkami czołowymi musieliśmy pokonać 40 km. Dystans trzeba było przemierzyć w określonym przez instruktorów czasie – opowiada kandydat z nr. 41. Dla niego było to szczególne wyzwanie, bo zmagał się z poważną kontuzją. – Już drugiego dnia schodząc ze szczytu nadwyrężyłem staw skokowy. Bałem się, że mnie to wyeliminuje, ale instruktorzy zachęcili mnie do walki, zacisnąłem zęby i maszerowałem dalej – wspomina szeregowy z 6 Brygady Powietrznodesantowej. – W kolejnej dobie dołączyła się kontuzja pachwiny. Ledwo mogłem oderwać nogę od podłoża. Przejście nocnego maratonu wydawało się niemożliwe – mówi spadochroniarz.
Instruktorzy pozwolili, by inni kursanci wsparli kontuzjowanego kolegę. Ci jednak musieli ocenić, czy wystarczy im sił, by samemu przejść 40 km i jeszcze komuś pomóc. – Do ukończenia selekcji zostało kilka godzin. Mimo to zdecydowali się wspomóc kolegę. Takie zachowanie jest dla nas bardzo ważne – mówi oficer JWA. Kandydaci na specjalsów na zmianę dźwigali plecak kontuzjowanego żołnierza. – Jestem im bardzo wdzięczny. Nie zostawili mnie i to także dzięki ich pomocy ukończyłem selekcję – mówi „41”. Szturman do służby w wojskach specjalnych przygotowywał się od wielu miesięcy. Przyznaje, że musiał pokonać lęk przed wodą i nauczył się pływać.
Radości z dotarcia do finału nie krył także kandydat nr 26. – To moja trzecia i ostatnia próba. Wiedziałem, że więcej szans nie dostanę i jestem bardzo szczęśliwy, że mi się udało – mówi dwudziestodziewięciolatek. Wspomina, że do pierwszej selekcji podszedł w 2020 roku, ale odpadł niemal na starcie. – Moje przygotowanie kondycyjne i sprzętowe było na zerowym poziomie. Wydawało mi się, że jak skończyłem AWF, to jakoś sobie poradzę. Bardzo się pomyliłem. To była lekcja pokory i zimny prysznic – wspomina.
Pół roku po niezaliczonej próbie wziął udział w preselekcji organizowanej przez Agat. Instruktorzy wskazali mu niedociągnięcia i błędy w treningach, podpowiedzieli, jak powinien przygotować sprzęt. Do kolejnej selekcji podszedł rok później i… znowu odpadł. – Byłem zdołowany, pomyślałem, że może rzeczywiście się nie nadaję. Dzień później odebrałem telefon z Centrum Szkolenia Wojsk Specjalnych. Zaproponowano mi udział w kursie Jata w Ośrodku Szkolenia Lądowego w Lublińcu. Zgłosiłem się na kwalifikacje i rozpocząłem szkolenie. Dziś z perspektywy czasu uważam, że była to najlepsza decyzja. Każdemu cywilowi, który marzy o służbie w wojskach specjalnych, szczerzę polecam tę drogę – dodaje. „26” za dwa tygodnie ukończy kurs Jata i rozpocznie służbę w pododdziałach szturmowych Agatu.
Niektórzy już chwilę po zakończonej selekcji snują ambitne plany. Kandydat z numerem 1 to młody oficer, który jeszcze do niedawna był związany z 15 Brygadą Zmechanizowaną w Giżycku. Od kilku lat marzył o służbie wśród specjalsów. – Lubię wyzwania i wiem, że tego w Agacie mi nie zabraknie. Gdzie widzę się za pięć lat? W zespole bojowym – mówi „jedynka” i szybko dodaje: – A w przyszłości będę tu dowodził!
Niespodzianką dla wszystkich był wynik żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Do sprawdzianu przystąpili dwaj ochotnicy, którzy są w trakcie szkolenia specjalistycznego w Agacie. – O służbie w wojskach specjalnych marzyłem od zawsze. Wykorzystałem szasnę, którą dała mi DZSW. Do selekcji przygotowywałem się cztery lata, dlatego zgłosiłem się na nią już po miesiącu szkolenia specjalistycznego w Agacie. Bardzo się cieszę, że się udało – mówi jeden z ochotników. Instruktorzy JWA przyznają, że DZSW jest szansą na pozyskanie w krótkim czasie kandydatów na żołnierzy pododdziałów bojowych. – Nie zamierzamy zaniżać standardów, ale jeśli ochotnik z DZSW podobnie jak pozostali kandydaci zaliczy test z WF-u, ocenę psychologa i selekcję, to ma szansę na szkolenie podstawowe i etat w pododdziałach bojowych naszej jednostki – mówią.
Selekcję do Jednostki Wojskowej Agat ukończyło 16 kandydatów. Wszyscy na koniec zmagań odebrali gratulacje od dowódcy płk. Artura Kozłowskiego, kierownika selekcji i kadry instruktorskiej.
autor zdjęć: Magdalena Kowalska-Sendek
komentarze