„Nie jesteśmy żadną bandą. Wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości” – pisał mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”. Słowa te prof. Krzysztof Szwagrzyk przypomina w artykule na temat Żołnierzy Wyklętych.
Jeszcze kilka lat temu wiedza o żołnierzach antykomunistycznego podziemia zbrojnego w Polsce była dostępna jedynie nielicznym środowiskom historyków dziejów najnowszych i pasjonatów historii. Po raz pierwszy określenie „Żołnierze Wyklęci” pojawiło się na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku w kręgu Ligi Republikańskiej. W 1993 roku użyto go w tytule wystawy „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.”, zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim. Budzący niekiedy kontrowersje zwrot „wyklęci” miał pokazać, jak w nowym, demokratycznym już państwie bohaterowie zbrojnego oporu przeciwko komunizmowi pozostają nadal w zapomnieniu, wykluczeni z publicznej dyskusji o Polsce.
Prawdziwym przełomem w historii tych, którzy podjęli w 1944 roku nierówną walkę z systemem komunistycznym było uchwalenie 3 lutego 2011 roku przez Sejm RP ustawy o ustanowieniu 1 marca Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. W bardzo krótkim czasie Żołnierze Wyklęci stali się powszechnie znani w Polsce, a zainteresowanie nimi przybrało takie rozmiary, że należy ich już uznać za ważny element świadomości narodowej. Są także rozpoznawalną częścią współczesnej popkultury, w której pamięć jest wyrażana w niezliczonej ilości audycji, biegów, koncertów, konferencji, konkursów, marszów, murali, odczytów, programów telewizyjnych, przeglądów, publikacji, rajdów i spotkań. Za jej skrajne, symboliczne daty uznano lata 1944–1963. Rok 1944 nawiązywał do wejścia do Polski Armii Czerwonej i początków instalowania w kraju systemu komunistycznego. 1963 z kolei to data śmierci ostatniego z Wyklętych – zabitego 21 października 1963 rok sierż. Józefa Franczaka, ps. „Lalek”.
Żołnierze Wyklęci podjęli bądź kontynuowali walkę z narzuconym Polsce nowym systemem politycznym, uznając go za przejaw zniewolenia narodu polskiego i podporządkowania kraju ZSRR. Nieodłączną cechą ich żołnierskiego wizerunku był mundur Wojska Polskiego lub uniform angielski typu battle dress, dopełniany orzełkiem w koronie i ryngrafem przedstawiającym Matkę Boską Częstochowską lub Matkę Boską Ostrobramską na tle godła polskiego.
„Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny”, pisał w rozpowszechnianej na Pomorzu ulotce mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”. „Wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.
Najważniejsze, a zarazem najliczniejsze struktury podziemne zorganizowała Armia Krajowa oraz powstałe już po jej rozwiązaniu i kontynuujące jej tradycję: ściśle zakonspirowana organizacja NIE, Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj oraz Wolność i Niezawisłość. Drugą podziemną siłą były oddziały obozu narodowego: Narodowe Siły Zbrojne, Narodowa Organizacja Wojskowa i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe.
W lesie trwały formacje zbrojne niepodporządkowane żadnym organom centralnym lub mające z nimi luźny kontakt, jak Ruch Oporu Armii Krajowej, Armia Krajowa Obywatelska, Wielkopolska Samodzielna Grupa Operacyjna „Warta”, Konspiracyjne Wojsko Polskie, podhalańskie zgrupowanie „Ognia”, czyli mjr. Józefa Kurasia, czy wywodzące się z Wileńszczyzny i walczące na Podlasiu i Pomorzu 5 oraz 6 Wileńska Brygada AK. Walczyły też niemające zwierzchnictwa organizacyjnego oddziały lokalne stworzone oddolnie przez ludzi zagrożonych aresztowaniem, dla których kontynuacja walki stawała się jedyną, często złudną szansą na przeżycie.
W skrajnie trudnych warunkach przyszło toczyć boje oddziałom polskim pozostałym na utraconych wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Symbolem ich oddania sprawie polskiej i najwyższej ofiary stali się partyzanci ppor. Anatola Radziwonika, ps. „Olech”, polegli na Nowogródczyźnie 12 maja 1949 roku w walce z jednostkami sowieckimi.
O sile antykomunistycznego podziemia świadczy długa lista stoczonych walk i przeprowadzonych akcji zbrojnych. Otwierają je działania, w wyniku których poszczególne oddziały były zdolne do samodzielnego opanowania niektórych miast. Na pewien czas Żołnierze Wyklęci opanowali m.in.: Grajewo, Hrubieszów, Janów Lubelski, Kozienice, Łosice, Maków Mazowiecki, Ostrołękę, Parczew, Radom, Radomsko i Żywiec. Do historii przeszły miejsca bitew stoczonych przez partyzantów, takie jak Kuryłówka na Rzeszowszczyźnie, gdzie 7 maja 1945 roku połączone oddziały NOW-u pod dowództwem mjr. Franciszka Przysiężniaka, ps. „Ojciec Jan”, przez wiele godzin walczyły z jednostkami NKWD. Straty po stronie wroga wynosiły prawie 60 zabitych.
W innej bitwie, 24 maja 1945 roku w Lesie Stockim w powiecie Puławy, zwycięską walkę z połączonymi siłami NKWD, KBW, UB i MO stoczyli żołnierze ze zgrupowania mjr. Mariana Bernaciaka, ps. „Orlik”. To samo ugrupowanie 27 lipca 1945 roku przeprowadziło na linii kolejowej Radom – Dęblin głośną akcję na pociąg przewożący więźniów politycznych do zakładu karnego we Wronkach; uwolniono wówczas ponad 130 więźniów. 8 lipca 1945 roku natomiast żołnierze słynnej 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki musieli pod Ogółami na Białostocczyźnie uznać wyższość oddziałów ze zgrupowania Armii Krajowej Obywatelskiej. W nocy z 20 na 21 maja 1945 roku przeprowadzono też brawurową akcję rozbicia obozu NKWD w Rembertowie. Wykonał ją oddział samoobrony pod dowództwem ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury” z Obwodu Mińsk Mazowiecki AK – DSZ. Nie mniejszym echem nie tylko w kraju odbiło się rozbicie 18 sierpnia 1946 roku więzienia św. Michała w Krakowie, dokonane przez połączone siły oddziałów „Ognia” i „Siekiery”.
Częstymi celami ataków podziemia były obiekty uważane za symbole komunistycznego terroru – siedziby urzędów bezpieczeństwa rozbite m.in. w Kępnie, Limanowej, Makowie Mazowieckim, Mławie, Nowym Targu, Pabianicach i Puławach. Równie często Żołnierze Wyklęci podejmowali próby opanowania więzień. Dwie największe akcje przeprowadzono latem 1945 roku. W nocy z 4 na 5 sierpnia około 200 partyzantów AK – WiN pod dowództwem kpt. Antoniego Hedy, ps. „Szary”, rozbiło więzienie w Kielcach, uwalniając z niego około 350 osadzonych. Wkrótce potem, 9 września, oddziały pod dowództwem Stefana Bembińskiego, ps. „Harnaś”, opanowały więzienie w Radomiu. Bramy i mury zakładów karnych zniszczono także m.in. w Białej Podlaskiej, Biłgoraju, Janowie Lubelskim, Puławach, Szamotułach, Tarnowie i Zamościu.
Jak szacują dziś historycy, w latach 1944–1956 przez wszystkie struktury antykomunistycznego podziemia przeszło od 120 do 180 tys. ludzi, najwięcej spośród wszystkich krajów zniewolonej przez komunizm Europy.
Aparat terroru
Walkę z Żołnierzami Wyklętymi prowadził stworzony przez instruktorów sowieckich służb specjalnych „polski” aparat bezpieczeństwa: Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego wraz z Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jednostki Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej. Dowódcze stanowiska w „bezpiece” zajmowali absolwenci specjalnego kursu NKWD w Kujbyszewie, przedwojenni komuniści, członkowie komunistycznej partyzantki, zdemobilizowani oficerowie i żołnierze ludowego Wojska Polskiego, kierowani przez kilkusetosobowy zespół sowieckich doradców „sowietników”. „Polskie” struktury wspomagały w walce sowieckie oddziały specjalne prowadzące w podbitym kraju działania pacyfikacyjne i likwidacyjne.
W latach 1944–1946, aby uzyskać nowe narzędzia w walce z podziemiem, władze komunistyczne wydały wiele represyjnych aktów prawnych, przewidujących m.in. możliwość orzeczenia kary śmierci w kilkudziesięciu przypadkach. Na podstawie zapisów dekretu „O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną, jeńcami oraz dla zdrajców narodu polskiego” z 31 sierpnia 1944 roku, „Kodeksu karnego Wojska Polskiego” z 23 września 1944 roku, dekretu „O ochronie państwa” z 30 października 1944 roku, dekretu „O przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa polskiego” z 16 listopada 1945 roku i jego modyfikacji z 13 czerwca 1946 roku, w pierwszej dekadzie po zakończeniu wojny orzeczono ponad 8 tys., w większości wykonanych, wyroków śmierci. Wśród tych, których uśmiercono na podstawie specjalnego prawa liczba straconych partyzantów podziemia antykomunistycznego była kilkakrotnie większa od liczby skazanych na najwyższy wymiar kary zbrodniarzy hitlerowskich.
Niezłomne, nawet w obliczu śmierci, postawy Żołnierzy Wyklętych wiernie oddają słowa jednego z nich, mjr. Łukasza Cieplińskiego, utrwalone na grypsach pisanych krótko przed egzekucją w więzieniu mokotowskim w Warszawie wykonaną 1 marca 1951 roku: „Gdy mnie będą zabierać, to ostatnie moje słowa do kolegów będą: cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Ojczyznę i jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość”, pisał prezes IV Zarządu Głównego WiN-u. „Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, że Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona”.
Żołnierze bez grobu
Liczbę zabitych w walce, zamordowanych i straconych na podstawie wyroków sądów specjalnych Żołnierzy Wyklętych ocenia się dziś na kilkanaście tysięcy. Mimo upływu 25 lat od upadku komunizmu w Polsce nadal jest nieznana ogromna większość miejsc, gdzie pogrzebano ich ciała. Władze państwowe minionego systemu i podporządkowany im aparat terroru uczyniły wszystko, aby nigdy nie odnaleziono szczątków przeciwników komunizmu. Przez 45 lat ostatecznie zlikwidowano na cmentarzach prawie wszystkie kwatery ze szczątkami więźniów okresu stalinowskiego, przeznaczając je pod ponowne pochówki lub też umieszczając na nich cmentarne śmietniki. Do końca istnienia systemu komunistycznego w Polsce aparat państwowy ściśle strzegł tajemnic związanych z powojennym terrorem, pozbawiając rodziny zamordowanych możliwości uzyskania wiedzy o ofiarach stalinizmu i miejscach ukrycia ich zwłok.
Z setek miejsc, w których są szczątki Żołnierzy Wyklętych, najbardziej znana stała się kwatera „Ł”, zwana Łączką, na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, gdzie w latach 1948–1955 pogrzebano blisko 300 więźniów straconych na podstawie wyroków sądowych, wśród nich oficerów i żołnierzy Armii Krajowej, Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. O tym miejscu 27 września 2015 roku prezydent Andrzej Duda napisał: „powązkowska Łączka – to jeden z najbardziej wymownych symboli III Rzeczypospolitej. Tutaj przez blisko 70 lat spoczywały szczątki żołnierzy naszego ostatniego powstania: powstania antykomunistycznego”.
Powrót
Wbrew intencji sprawców historia Żołnierzy Wyklętych nie jest rozdziałem zamkniętym. W całej Polsce są odnajdywane i identyfikowane szczątki tych, po których ziemia miała być zrównana: mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, Danuty Siedzikówny „Inki”, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Trwa powrót Żołnierzy Wyklętych, których postawę, losy i ich znaczenie dla potomnych w niezwykle trafny sposób ukazano w filmie „Popiełuszko. Wolność jest w nas” w reżyserii Rafała Wieczyńskiego. W pierwszych scenach filmu na oczach młodego Jerzego rozgrywa się dramat nieznanego bliżej oddziału antykomunistycznego na Podlasiu. Partyzanci uciekają przed obławą UB, KBW i wojska dowodzoną przez oficerów sowieckich. Gdy milkną ostatnie strzały, przyszły błogosławiony pyta ojca:
– Czy tamci, co uciekali to bandyci?
– Nie.
– Żołnierze?
– Ani bandyci, ani żołnierze, raczej rycerze.
– Oni wygrają?
– Nie.
– Przegrają?
– Też nie.
Krzysztof Szwagrzyk, doktor hab., historyk, badacz komunistycznego aparatu terroru, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944–1956, kierujący ekshumacjami m.in. na kwaterze „Ł” Cmentarza Powązkowskiego Wojskowego w Warszawie.
Więcej o Żołnierzach Wyklętych w marcowym numerze miesięcznika „Polska Zbrojna”, w którym ukazał się również artykuł prof. Krzysztofa Szwagrzyka.
autor zdjęć: Krzysztof Wojciewski
komentarze