Wyzwolenie Warszawy ze względu na niewielkie w porównaniu z walkami o przyczółek czerniakowski straty było udaną, bardzo dobrze przygotowaną i przeprowadzoną operacją. Jednak podczas obchodów kolejnych rocznic coraz częściej przywoływano obrazy ciężkich walk stoczonych o Warszawę. Czemu? Bo straty w oczach polityków oraz opinii publicznej legitymizowały wagę i znaczenie bitwy. Im większe straty, tym bardziej znacząca bitwa. A walka o wyzwolenie stolicy nie może być w tym kontekście epizodem z nieznacznymi, niczym potyczki kilku kompanii, stratami – pisze ppłk Andrzej Łydka, znawca i miłośnik historii wojskowości, publicysta portalu polska-zbrojna.pl, z okazji 70. rocznicy wyzwolenia Warszawy.
W powszechnej świadomości upadek czy kapitulacja stolicy oznacza upadek czy kapitulację państwa. Dlatego na przestrzeni dziejów każdy agresor stawiał sobie za cel zdobycie tego najważniejszego dla przeciwnika miasta. To bowiem przyspieszało kapitulację i zakończenie wojny. Triumfalna defilada w zdobytej stolicy była z reguły ukoronowaniem kampanii. Zachowały się kroniki filmowe z obrazami maszerującego Wehrmachtu w samym sercu Warszawy czy Paryża. Kilka lat później w tych samych miastach kręcono kroniki z defilad organizowanych po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej. Wyzwolenie stolicy traktuje się jako punkt zwrotny podczas wyzwalania państwa.
16 września 1944 roku, po pięciodniowych walkach i kosztem 310 poległych żołnierzy, jednostki 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki wyzwoliły prawobrzeżną część Warszawy – Pragę. Następnie od 16 do 23 września trwały walki o uchwycenie i utrzymanie przyczółków na Czerniakowie oraz udzielenie pomocy powstańcom warszawskim prowadzone przez 2 i 3 Dywizję Piechoty oraz 1 Brygadę Kawalerii. Był to jedyny przypadek w historii, gdy żołnierze AK i berlingowcy walczyli ramię w ramię przeciwko Niemcom. To zażarte, lecz przegrane starcie kosztowało życie ponad dwóch tysięcy żołnierzy 1 Armii WP. Straty były większe niż straty 2 Korpusu pod Monte Cassino.
Jeszcze podczas trwania Powstania Warszawskiego Niemcy ogłosili Warszawę jako Festung Warschau, rozpoczęli planowe niszczenie zabudowy oraz otoczyli dwoma pierścieniami umocnień. Do jej obrony przygotowali Dywizję Forteczną „Warschau”. 14 stycznia 1945 roku wojska 1 Frontu Białoruskiego rozpoczęły operację okrążenia twierdzy. Niemcy w obawie przed okrążeniem wyprowadzili prawie wszystkie siły (za wyjątkiem czterech batalionów) z Warszawy. O świcie 17 stycznia jednostki 1 Armii WP rozpoczęły natarcie na Warszawę. Podczas zajmowania miasta doszło do szeregu potyczek, podczas których poległo około 50 żołnierzy, a dalszych 60 straciło życie od min. W ciągu kilku następnych miesięcy podczas systematycznego i żmudnego rozminowywania miasta, kiedy usunięto ponad 89 tysięcy min i niewybuchów, poległo 33 saperów.
Defilada wśród ośnieżonych ruin
19 stycznia odbyła się defilada jednostek 1 Armii WP wśród upiornych ruin stolicy. Poza „Robinsonami warszawskimi” na lewym brzegu Wisły żołnierzy Wojska Polskiego nikt nie witał. Zasypane śniegiem ruiny miasta były prawie bezludne.
Wyzwolenie Warszawy ze względu na bardzo niskie w porównaniu z walkami o przyczółek czerniakowski straty było udaną, bardzo dobrze przygotowaną i przeprowadzoną operacją. Co prawda, może dziwić późniejsza, podczas obchodów kolejnych rocznic, praktyka przywoływania obrazów ciężkich walk o Warszawę, ale, jak sądzę, było to spowodowane przywiązywaniem przez ówczesną propagandę dużego znaczenia do poniesionych strat. Straty w oczach polityków oraz opinii publicznej legitymizowały wagę i znaczenie bitwy. Im większe straty, tym bardziej znacząca bitwa. A bitwa o wyzwolenie stolicy nie może być w tym kontekście epizodem z nieznacznymi, niczym potyczki kilku kompanii, stratami.
Przez kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej dzień 17 stycznia obchodzony był jako rocznica wyzwolenia Warszawy, spychając w cień fakt, iż od 15 września 1944 roku prawobrzeżna część stolicy była wolna od Niemców i życie tam toczyło się już normalnie.
Używam słowa „normalnie”, bo wtedy to określenie, podobnie jak niektóre inne wyrazy, miało trochę inne znaczenie niż obecnie. Normą była wówczas wytężona i pełna sukcesów praca organów bezpieczeństwa tj. Smiersz działającego pod przykrywką oddziału Informacji Wojskowej Wojska Polskiego oraz NKWD. W wyzwolonej części Warszawy oraz w pobliskich miejscowościach w wydzielonych budynkach i obozach przetrzymywano wyłapanych wśród napływającej ludności żołnierzy Armii Krajowej oraz przedstawicieli działających dotychczas w podziemiu przedwojennych partii politycznych.
Ubeckie katownie
W Rembertowie, na terenie dzisiejszej 2 Regionalnej Bazy Logistycznej, od drugiej połowy września 1944 roku działał obóz filtracyjny NKWD nr 10, w którym więziono, przed wysłaniem na wschód, żołnierzy AK, BCh i NSZ. Nie był to mały obiekt – w marcu 1945 roku przebywało w nim 2500 więźniów. Bezpośrednio po wyzwoleniu lewobrzeżnej Warszawy w obiektach tzw. Gęsiówki, czyli byłego więzienia przy ul. Gęsiej, z którego 5 sierpnia 1944 żołnierze batalionu AK „Zośka” uwolnili kilkuset Żydów, NKWD urządził obóz dla żołnierzy AK i innych formacji niepodległościowych. Od maja 1945 obóz ten przejął Urząd Bezpieczeństwa, nie zmieniając jednak jego przeznaczenia i „lokatorów”. Terytorium Polski było wyzwalane zarówno spod okupacji niemieckiej (przez Armię Czerwoną i Ludowe Wojsko Polskie), jak i spod panowania agend Polskiego Państwa Podziemnego (przez NKWD i UB).
Od ponad trzydziestu lat w przestrzeni publicznej trwa dyskusja dotycząca znaczenia wyzwolenia Polski w latach 1944–1945. Wcześniej na ten temat dyskutowano jedynie na gruncie czysto prywatnym, w zaufanym gronie. Biorąc pod uwagę cele, z jakimi II RP weszła, a właściwie rozpoczęła II wojnę światową, tj. obrona, a potem odzyskanie niepodległości, oponenci wobec oficjalnej propagandy uznawali, że Polska, dostając się w strefę wpływów ZSRS, ponosząc olbrzymie straty w ludności oraz tracąc dużą część własnego terytorium, tę wojnę przegrała. I że wyzwolenie spod okupacji niemieckiej nie było równoznaczne z odzyskaniem niepodległości, a jedynie z podległością drugiemu sąsiadowi, który granice swoich wpływów rozszerzył aż do Łaby.
Ludzie ci wątpili i wątpią w prawdziwość słów umieszczonych na cokole pomnika polsko-radzieckiego braterstwa broni na placu Wileńskim odsłoniętego w 1945 roku: „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, Towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego, pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy 1945 r.” Treść tej inskrypcji miała się nijak do postępowania funkcjonariuszy NKWD wobec kilkuset tysięcy żołnierzy AK i innych formacji niepodległościowych przetrzymywanych, torturowanych i mordowanych przez długie lata w licznych obozach, aresztach i więzieniach rozmieszczonych nawet w pobliżu wspomnianego pomnika.
Słowa „wolność” i „niepodległość” są jednoznaczne i nie można zmienić ich znaczenia czy nadać im nowego sensu przez dodanie przymiotnika, jak na przykład zrobiono ze słowem „demokracja” i stworzono „demokrację ludową” czy też „demokrację socjalistyczną”. W takich miejscach jak ubeckie i NKWD-owskie katownie przy Cyryla i Metodego, Sierakowskiego, w budynku PKP, w budynku liceum Władysława IV, przy Namysłowskiej, 11 Listopada, Jagiellońskiej czy w Rembertowie ujawniała się istota polsko-radzieckiego braterstwa, zwłaszcza braterstwa służb (bezpieczeństwa).
komentarze