Trzech podchorążych Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych zdobyło najwyższy szczyt w Europie. Wyprawę na Mont Blanc zorganizowali, by uczcić Święto Wojska Polskiego i pomóc niepełnosprawnemu koledze.
Najwyższy szczyt Starego Kontynentu, zwany także dachem Europy, jest marzeniem wielu alpinistów. Na wznoszącą się na wysokość 4810 m górę co roku próbuje się wspiąć nawet 25 tys. ludzi. Nie wszyscy jednak docierają do celu. Statystyki alpejskiego pogotowia ratunkowego pokazują, że corocznie ratownicy z rejonu Mont Blanc ściągają z góry około tysiąca alpinistów. Najczęściej pogotowie wysokogórskie pomaga osobom, które są skrajnie wyczerpane albo doznały poważnej kontuzji.
By uniknąć przyjazdu nieprzygotowanych turystów, władze Chamonix (jedna z baz wypadowych na Mont Blanc) już kilka lat temu rozpoczęły kampanię informującą o tym, że wejście na najwyższy szczyt Europy to coś więcej niż dłuższy spacer. O tym, że góra może być śmiertelnie niebezpieczna, entuzjaści wspinaczki przekonali się w drugiej połowie sierpnia. Media obiegła informacja o lawinie w masywie Mont Blanc – 18 sierpnia zostało rannych dziewięciu alpinistów, a 12 innych zginęło. Takie wiadomości nie zniechęcają jednak miłośników gór. „My także zachorowaliśmy na Mont Blanc. Chcieliśmy ją zdobyć, ale wiedzieliśmy, że do takiej wyprawy trzeba się solidnie przygotować”, mówią podchorążowie z Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, którzy przeszli solidny trening, zanim ruszyli w Alpy.
Walka o marzenia
W wyprawie na Białą Górę wzięli udział studenci Szkoły Orląt: kpr. pchor. Marcin Helak, kpr. pchor. Michał Tomczak i st. kpr. pchor. Karol Lewandowski. „Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że w najbliższym czasie zdobędę Mont Blanc, nigdy bym w to nie uwierzył”, mówi st. kpr. pchor. Karol Lewandowski, student IV roku Szkoły Orląt, przyszły pilot samolotów transportowych. „A jednak, udało się nam! Po kilkumiesięcznych przygotowaniach weszliśmy na dach Europy”.
„Wszystko zaczęło się pod koniec 2015 roku. Wtedy przy Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych powstał Akademicki Klub Górski »Husar«. Zapisało się do niego 13 wojskowych studentów”, mówi założyciel klubu i organizator wyprawy w Alpy kpr. pchor. Marcin Helak, student III roku. Podchorąży zdobył już cztery szczyty należące do Korony Ziemi: Mont Blanc, Elbrus na Kaukazie, Aconcagua w Ameryce Południowej oraz Kilimandżaro w Afryce. W ubiegłym roku próbował wspiąć się na Denali w Ameryce Północnej, ale z powodu złych warunków pogodowych wyprawa nie zakończyła się sukcesem. „Potrzebowaliśmy wyzwania. Czułem, że Tatry to zbyt mało, więc pomyślałem o Alpach”, wspomina Marcin Helak.
Dzięki wsparciu władz uczelni studenci nawiązali współpracę z Wojskowym Ośrodkiem Szkoleniowo--Kondycyjnym (WOSzK) w Zakopanem i na pierwszy trening w Tatry ruszyli zimą na przełomie roku. „Na szkolenie przyjechało do nas kilkunastu studentów. Naukę zaczęliśmy od podstaw, bo poza nielicznymi wyjątkami niezbyt wiele wiedzieli o alpinizmie i technikach linowych”, opisuje plut. Paweł Jankowski, instruktor z WOSzK i członek Tatrzańskiej Straży Ratunkowej. Na kilkudniowym treningu podchorążowie uczyli się pracy na linach, mieli zajęcia z ratownictwa lawinowego, poznawali zasady przetrwania zimą w górach, wspinali się po lodowych ścianach. „To były podstawy, które pozwoliły na podjęcie działań w wyższych partiach gór. Zajęcia teoretyczne popieraliśmy ćwiczeniami praktycznymi. Dodatkowo mówiliśmy o historii alpinizmu, wskazywaliśmy najważniejsze osiągnięcia polskich ludzi gór”, wymienia plut. Jankowski. „Opowiadałem podchorążym także o swoich doświadczeniach z pracy w TOPR-ze. Pokazywałem dokumentację zdjęciową i analizę różnego rodzaju wypraw ratunkowych – lawinowych, poszukiwawczych czy ścianowych”.
Członkowie klubu Husar ćwiczyli także asekurację w terenie zimowym, poruszanie się w rakach i posługiwanie czekanem. Poznawali zasady budowania stanowisk w śniegu, podstawy autoratownictwa oraz sposoby przemieszczania się w terenie lodowcowym. „To były niezwykle wartościowe zajęcia. Teoria przeplatała się z praktyką. Uczyliśmy się używać czekanów, raków, sond lawinowych i łopatek śnieżnych, a także tego, jak dobierać odzież do warunków atmosferycznych, jak planować wysiłek i regenerację, a nawet, jak dobrze przygotować wory wyprawowe czy posiłki. To była dla mnie nowość”, mówi pchor. Lewandowski.
„Czy wiedziałem, że szykują się do wyprawy na Mont Blanc? Tak, wiedziałem, że są takie plany, ale podchodziłem do nich sceptycznie. Uznałem, że jest to młodzieńczy zryw, chęć przeżycia przygody i że prawdopodobnie swoje zamierzenia odłożą w czasie”, przyznaje instruktor.
Podchorążowie wytrwali jednak w swoim postanowieniu. I zanim ruszyli w Alpy, ukończyli tygodniowy kurs wspinaczki skałkowej na drogach wielowyciągowych w Chorwacji oraz letnie szkolenie w Zakopanem. „Szlifowaliśmy aspekty techniczne związane z działaniami ścianowymi. Poszliśmy także na dwie doby w Tatry. To było wymagające szkolenie, bo chciałem chłopakom dać do zrozumienia, że w górach równie ważna jest kondycja psychiczna, jak fizyczna”, podkreśla plut. Jankowski.
W drodze na szczyt
Ostatecznie z 13 podchorążych działających w klubie Husar na wyjazd w Alpy zdecydowało się tylko trzech. Pozostali studenci mieli inne zobowiązania lub uznali, że ich umiejętności nie wystarczą na zdobycie czterotysięcznika. „Gdy się dowiedziałem, że jednak idą w Alpy, cały czas czułem niepokój. Z jednej strony, wiedziałem, że się przygotowywali do wyjazdu i mają dobrą kondycję, z drugiej bałem się młodzieńczej fantazji. Najbardziej martwiłem się o to, że nie rozpoznają w porę zagrożenia i nie podejmą odpowiedzialnej decyzji o wycofaniu z ataku szczytowego”, mówi plut. Jankowski. Instruktor przyznaje, że to właśnie decyzja o „wycofie” jest najtrudniejszą, jaką alpinista musi podjąć. „W górach nie można działać za wszelką cenę. Nieraz miałem okazję się przekonać, że rezygnacja z walki jest więcej warta niż decyzja o jej kontynuowaniu. W alpinizmie liczy się nie tylko wynik, lecz także sposób i styl, w jakim się go osiąga”, dodaje.
Wojskowi studenci nie mieli jednak obaw. Wiedzieli, że są dobrze przygotowani i byli mocno zdeterminowani, by osiągnąć cel. „Czułem się świetnie. Przez rok pracowałem nad kondycją, startowałem w półmaratonach, triathlonach, uczyłem się na skałach i czytałem fachową prasę. Wiedziałem, że będzie to podróż mojego życia. Odrzucałem wszystkie zmartwienia”, mówi st. kpr. pchor. Lewandowski. „Paweł doskonale wiedział, że jestem odpowiedzialny i potrafię się wycofać z drogi na szczyt. Zrobiłem to, gdy pierwszy raz wyruszyłem na Aconcagua, niemal pod samym szczytem na Denali oraz na Muztagata”, wylicza organizator wyprawy.
Eskapada „Polskie Orlęta” rozpoczęła się 10 sierpnia. Podchorążowie ubrani w mundury, wojskowe buty i z plecakami ważącymi po 25 kg ruszyli najpierw do Austrii. Dotarli do Kals, a stamtąd wspięli się na Grossglockner (3798 m n.p.m.). „Zdobycie najwyższego szczytu w Austrii potraktowaliśmy jako aklimatyzację. W ten sposób przygotowaliśmy swoje organizmy do wyprawy w wyższe partie gór”, opowiada kpr. pchor. Helak.
Najpierw weszli na wysokość około 2800 m, a po krótkim odpoczynku zaatakowali szczyt. Karol Lewandowski wspomina, że choć podejście do schroniska nie sprawiło im większych trudności, to druga część wyprawy nie należała do najłatwiejszych. „Idąc po lodowcu i stąpając pomiędzy szczelinami, człowiek czuje niepokój. Przede wszystkim jednak dbaliśmy o swoje bezpieczeństwo. Poruszając się na bardzo eksponowanej grani, tak jak nas uczono w WOSzK-u, szliśmy wolno, gęsiego i cały czas z asekuracją linową. Nie było chwili zwątpienia, bo z tyłu głowy każdy miał myśl, że za dwa dni będziemy już na dachu Europy”, opisuje student. Wrażenia z wyprawy? „Niezapomniane. Idąc granią, z lewej i prawej strony ma się przepaść, a pod stopami jest zaledwie półmetrowa ścieżka pokryta śniegiem. Każdy krok wymagał nie lada skupienia”, dodaje.
Kpr. pchor. Michał Tomczak przyznaje, że zdobycie Grossglocknera było dla niego trudniejsze niż późniejsze podejście na Mont Blanc. To, jak mówi, była jego pierwsza wyprawa w Alpy, musiał więc się przyzwyczaić do działania na tak dużej wysokości. „Austria była dla mnie czymś więcej niż aklimatyzacją. To był ostatni sprawdzian przed »Blankiem«”, mówi przyszły pilot samolotów transportowych.
Celem ich podróży była Francja. Podchorążowie dotarli do miejscowości Les Houches, położonej 2 km od
Chamonix, skąd mieli się wspinać na Mont Blanc. I podobnie jak w Austrii, szczyt zdobywali w mundurach. „Pierwszego dnia wykonaliśmy bardzo długie podejście. Startując z wysokości 2300 m n.p.m., w ciągu sześciu godzin wspięliśmy się do schroniska Goûter, położonego 1500 m wyżej. Idąc w mundurach i z polską flagą zwracaliśmy na siebie uwagę. Alpiniści, których mijaliśmy po drodze, pytali, gdzie służymy. Z dumą odpowiadaliśmy, że jesteśmy podchorążymi polskiej uczelni wojskowej”, opowiada Marcin Helak. W Goûter spędzili kilka godzin. Wstali o drugiej w nocy, zjedli śniadanie, spakowali bagaże i o czwartej rano ruszyli na szczyt. „Zaraz po wyjściu ze schroniska weszliśmy na lodowiec. Trzeba było bardzo uważać, by nie wpaść na przykład w szczeliny lodowe. Aby zminimalizować ryzyko upadku, przez cały czas poruszaliśmy się z asekuracją, czyli spięci linami”, opowiada pomysłodawca wyprawy.
Na szczyt dotarli o godzinie 8.40. Byli niezwykle szczęśliwi i dumni. „Plan wykonaliśmy w stu procentach. To był katorżniczy wysiłek, bo w ciągu czterech dni zdobyliśmy dwie wysokie góry. Jesteśmy zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi”, mówił tuż po powrocie z Francji Marcin Helak. „Spełniły się nasze marzenia. Za wsparcie i pomoc w przygotowaniu wyprawy dziękujemy wszystkim przełożonym, z rektorem komendantem WSOSP na czele, oraz kadrze szkoły”, dodaje.
Gdy byli jeszcze we Francji, wysłali wiadomość swojemu mentorowi – instruktorowi z WOSzK-u, plut. Janowskiemu. Ten jednak nie przekazał gratulacji. „Chciałem poczekać, aż wrócą do Polski. Musiałem posłuchać, co powiedzą o wyprawie, obejrzeć zdjęcia. Tylko tak mogłem się upewnić, czy górę zdobywali z godnością – czyli tak, jak ich uczyłem”, mówi instruktor i dodaje: „No, ale jestem z nich dumny. Asekurowali się, tak jak powinni, byli ostrożni i szanowali swoje zdrowie”, podkreśla.
Wyprawa z przesłaniem
Podchorążowie wyprawę na Mont Blanc zorganizowali w połowie sierpnia, by w ten sposób uczcić Święto Wojska Polskiego. „Od kilku lat nosimy mundury. Szkoła oficerska pozytywnie zmieniła nasze życie. Wspinaczka na najwyższy szczyt w Europie jest połączeniem miłości do gór i do armii”, mówi Marcin Helak.
To jednak nie wszystko. Zdobycie szczytu studenci zadedykowali swojemu koledze Konradowi Mielczarkowi. Podchorąży uległ poważnemu wypadkowi drogowemu. „Konrad jest sparaliżowany i wymaga długiej rehabilitacji. Spotkaliśmy się z nim zaraz po przyjeździe do Polski. Przekazaliśmy mu biało-czerwoną flagę, z którą zdobyliśmy Mont Blanc. Mamy nadzieję, że nasz wyczyn doda mu sił do walki o swoje zdrowie”, dodaje pomysłodawca wyprawy Marcin Helak.
autor zdjęć: Marcin Helak