Bagdad, 20 marca 2003 roku. Nocą na miasto spadają pierwsze amerykańskie i brytyjskie pociski. W ciągu doby jest ich już ponad 1500. Tak rozpoczęła się operacja „Iracka Wolność”, która obaliła reżim Saddama Husajna. Poległo w niej 22 polskich żołnierzy. – Obecność polskich żołnierzy w Iraku zmieniła polską armię – uważa szef MON Tomasz Siemoniak.
Minister obrony narodowej mówił w radiowej Jedynce, że początki operacji w Iraku były trudne, ale wyciągnięto z tego wnioski. Podkreślał, że teraz inaczej rozmawia się o udziale wojska w tego rodzaju misjach, zwłaszcza jeśli chodzi o korzyści gospodarcze. – Obecnie podchodzimy do tego bardziej wstrzemięźliwie, pokazując prawdziwe cele takich działań. To walka z terroryzmem, stabilizacja w regionie, dotrzymywanie zobowiązań sojuszniczych – mówił Tomasz Siemoniak.
Wojnę z międzynarodowym terroryzmem Waszyngton rozpoczął dwa lata po zamachach na World Trade Centre. – Oskarżany o ludobójstwo reżim Husajna ma broń masowego rażenia i jest powiązany z Al-Kaidą – uzasadniał zbrojną interwencję ówczesny prezydent USA George W. Bush. Do Iraku wkroczyły wojska międzynarodowej koalicji, głównie Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii, Danii i Polski.
Poza Bagdadem, celem operacji „Iracka Wolność” były miasta na północy kraju – Mosul i Kirkuk. Amerykańska piechota toczyła walki również niedaleko granicy z Kuwejtem. W trzy tygodnie po rozpoczęciu interwencji wojska dotarły do Bagdadu. 9 kwietnia 2003 roku oficjalnie ogłoszono rozpoczęcie okupacji irackiej stolicy i koniec władzy Husajna. Media na całym świecie relacjonowały na żywo obalenie pomnika dyktatora w centrum miasta. Saddama Husajna udało się Amerykanom schwytać w grudniu 2003 roku.
Mimo że ostatecznie w Iraku nie znaleziono broni masowego rażenia, politycy trwającą siedem lat interwencję uznają za słuszną. Tony Blair, były premier Wielkiej Brytanii, niedawno powiedział w jednym z wywiadów telewizyjnych: – Proszę sobie tylko wyobrazić, co by się dziś działo, gdybyśmy nie odsunęli Husajna od władzy. Z jednej strony mielibyśmy rewolucje w krajach arabskich, a z drugiej Husajna, który próbowałby stłumić powstanie w Iraku, a jest 20 razy gorszy od prezydenta Syrii Baszara el-Asada.
Polscy żołnierze w operacji nad Tygrysem uczestniczyli od lipca 2003 roku, ale pierwsze pododdziały − chemików i komandosów znalazły się tam nieco wcześniej. Dowodzona przez Polaków Wielonarodowa Dywizja Centrum-Południe odpowiadała za pięć irackich prowincji. Pierwszych pięć zmian kontyngentu prowadziło działania stabilizacyjne. Charakter misji stopniowo zmieniał się, ostatecznie żołnierze wypełniali tam rolę szkoleniową i doradczą. W sumie, od pierwszej do dziesiątej zmiany polskiego kontyngentu, służbę w Iraku pełniło 15 tysięcy Polaków. W tym czasie przeprowadzili blisko 63 tys. patroli, zniszczyli ponad 3 miliony sztuk amunicji i niewybuchów, wyszkolili 19 tys. żołnierzy irackich i nieco ponad 10 tys. policjantów i pograniczników. Wykonali też 3 tysiące projektów pomocowych dla Irakijczyków, które kosztowały ok. 170 mln dolarów.
Najbardziej spektakularną akcją polskich żołnierzy w Iraku była obrona City Hall w Karbali. Wzięli w niej udział wojskowi II zmiany PKW.
Rebelianci zaatakowali nocą, w święto Aszura. W wyniku przeprowadzonych przez nich zamachów zginęło ok. 140 cywilów. Polskie siły szybkiego reagowania zostały wysłane do City Hall, ponieważ o pomoc prosił komendant miejscowej policji. Przez trzy dni, od 3 do 6 kwietnia 2004 roku, bronili miejskiego ratusza, siedziby władz miasta. Przeprowadzona przez nich akcja uchodzi za najkrwawsze starcie polskich żołnierzy od czasów II wojny światowej. Wzięło w niej udział kilkudziesięciu Polaków dowodzonych przez kpt. Grzegorza Kaliciaka (dzisiaj ppłk). Wspomagał ich bułgarski pluton. Po stronie rebeliantów już pierwszego dnia było 80 zabitych. Polacy nie ponieśli żadnych strat w ludziach.
Jednak podczas całej operacji w Iraku zginęło ok. 4 tys. żołnierzy sił koalicji, wśród nich 22 polskich żołnierzy. Jednym z najtragiczniejszych wydarzeń był atak na polski patrol we wrześniu 2004 roku. Śmierć poniosło wtedy trzech żołnierzy. Wśród nich por. Daniel Różyński, dowódca sił szybkiego reagowania QRF. Oficer został śmiertelnie ranny, gdy chciał pomóc ostrzeliwanym przez rebeliantów saperom. Zginął również por. Piotr Mazurek oraz kpr. ndt. Grzegorz Nosek, który próbował osłonić dowódcę własnym ciałem.
− Dla nas to była pierwsza prawdziwie bojowa misja. Polscy żołnierze co prawda już od 1953 roku brali udział w różnego rodzaju operacjach wojskowych, ale najczęściej jako obserwatorzy i rozjemcy – ocenia gen. dyw. Andrzej Malinowski, dowódca ostatniej polskiej zmiany w Iraku. Generał Malinowski, który jest obecnie zastępcą dowódcy Wojsk Lądowych, przyznaje, że dzięki zaangażowaniu się w misję iracką, w polskim wojsku zmieniło się podejście do działań bojowych. – Wcześniej ćwiczyliśmy w oparciu o poligony, na hipotetycznych scenariuszach. W Iraku spotkaliśmy się z realnym przeciwnikiem. To dla nas cenna lekcja. Doskonaliliśmy rozpoznanie i sposoby zbierania informacji – dodaje.
Misja z 2003 roku wpłynęła także pozytywnie na wyposażenie i sprzęt, jakim dysponuje dziś polska armia. W Iraku do VI zmiany żołnierze działali na nieopancerzonych Honkerach (później dostali Hummery), dziś w Afganistanie poruszają się Rosomakami. Poprawiło się też wyposażenie indywidualne żołnierzy. Wojsko ma również znacznie lepsze środki rozpoznania, np. bezzałogowce. − Mamy o wiele lepsze zabezpieczenia balistyczne transporterów dzięki nowoczesnym pancerzom oraz Lekkim Systemom Osłon. Nasi żołnierze są bezpieczniejsi także dlatego, że mają doskonalsze kamizelki kuloodporne. Każdy żołnierz posługuje się nowoczesnym uzbrojeniem, celownikami optycznymi, indywidualnym sprzętem noktowizyjnym − wylicza gen. broni Edward Gruszka, dowódca operacyjny Sił Zbrojnych.
Bitwa o ratusz w Karbali zostanie przeniesiona na ekran. Zadania podjął się reżyser Krzysztof Łukaszewicz. Więcej czytaj na portalu polska-zbrojna.pl.
Cała prawda o Karbali | Będzie film o walkach żołnierzy w Iraku |
autor zdjęć: Aleksander Rawski, arch. MNDCS
komentarze